Выбрать главу

Obawiał się jednak, że jeśli zostanie obalona monarchia, republika będzie króciutkim okresem przejściowym, po którym nastąpi demokracja, czyli rządy tłumu: oddawanie władzy w ręce człowieka, obiecującego najwięcej korzyści najmniej wartościowym segmentom społeczeństwa, zdobywającego poparcie tłuszczy poprzez oskubanie z pieniędzy najoperatywniejszych obywateli. Nie wolno było do tego dopuścić. Demokracja w Rzymie zakończyłaby się szaleństwem gorszym niż za czasów Demetriusza. Należało pomyśleć o środkach ostrożności. Apollinaris kazał więc wyśledzić i aresztować prowodyrów zamieszek w Suburze.

Tymczasem Torkwatus siedział w cesarskich kazamatach z ciążącym na nim wyrokiem śmierci. Senat na czele z Laktancjuszem Rufusem, który prowadził rozprawę, raz-dwa oskarżył go i skazał. Apollinaris jednak wahał się z podpisaniem rozkazu egzekucji. Oczywiście, wiedział, że się od tego nie wykręci. Nie mógł uwolnić Torkwatusa, skoro umieścił go w więzieniu, jeżeli chciał pozostać przy życiu. Z drugiej strony, tak po prostu posłać go pod topór…

Apollinaris chwilowo odsunął na bok tę sprawę i zajął się szukaniem drugiego konsula. Czytał listę senatorów, lecz nie znalazł godnej kandydatury. Wszyscy byli splamieni a to nadmierną ambicją, a to korupcją, a to lenistwem, a to wreszcie głupotą — mnóstwem przywar i uchybień.

I naraz olśnienie: Laureolus Cezar. Królewski rodowód, inteligencja, młody wiek, prezencja. Miłośnik historii, obeznany z burzliwą, pełną błędów przeszłością Rzymu. I człowiek bez wrogów, jako że w ciągu żałosnych lat rządów Demetriusza roztropnie trzymał się daleko od stolicy. Apollinaris nie miał wątpliwości, że nie będzie między nimi niesnasek.

Już w Tarraco sondował stanowisko Laureolusa w kwestii konsulatu. Szybko jednak zmienił zamysł, uświadomiwszy sobie, że cesarz ujrzy w Laureolusie potencjalnego kandydata do tronu i nie przyjmie jego nominacji. Ale tym się akurat już nie musieli martwić.

A więc dobrze. Wezwać Laureolusa z jego wiejskiego zacisza, powiadomić go o zdjęciu z urzędu Torkwatusa i przekonać, że obowiązek Rzymianina wymaga od niego przyjęcia funkcji konsula w spadku po Torkwatusie. Tak!

Zanim jednak przywołał Tyberiusza Charakosa, żeby podyktować mu treść listu, sam Charakos nieproszony wbiegł do gabinetu z zaczerwienioną twarzą i wytrzeszczonymi oczami. Grek jeszcze nigdy nie wyglądał na tak zmieszanego.

— Panie… panie…

— Spokojnie, człowieku! Oddychaj. Co się stało?

— Cesarz… — dukał Charakos. Zapewne przemierzył biegiem Forum i schody na siódme piętro — przekupił i… uciekł z więzienia… Wrócił do pałacu… Chroni go… poprzedni prefekt pretorianów… Leon Sewerynus. — Przerwał, żeby zebrać myśli. — Wyznaczył nowy skład rządu. Wielu z tych ludzi nie żyje, ale on jeszcze o tym nie wie.

Apollinaris zaklął pod nosem.

— Co mówi o konsulach?

— Wysłał list do senatu, panie. Z rozkazem aresztowania ciebie i Torkwatusa.

— Co do tego drugiego, już wyręczyłem cesarza, prawda? — Apollinaris uśmiechnął się ponuro do adiutanta. Sytuacja przybrała katastrofalny obrót, lecz nie było czasu się złościć. Mogło się powieść tylko błyskawiczne działanie. — Zwołaj tych dwunastu, którzy aresztowali Torkwatusa. I drugich dwunastu o podobnych zaletach. Za dziesięć minut mają czekać zebrani u wejścia do budynku. Zamierzam złożyć maleńką wizytę pretorianom. Aha, i wyślij wiadomość do księcia Laureolusa. Niech się czym prędzej stawi w Rzymie. Najpóźniej jutro. Nie, dziś wieczorem!

* * *

Jak za czasów Tyberiusza, kwatery gwardii pretoriańskiej znajdowały się we wschodniej części miasta. Obecnie, prawie tysiąc osiemset lat później, pretorianie, elitarna jednostka straży przybocznej cesarza, zajmowali kwadratowe, przytłaczające gmaszysko: ciemny, brzydki budynek, który miał budzić grozę i to czynił. Apollinaris zdawał sobie sprawę z ryzyka, na jakie się naraża, przybywając do tego ponurego garnizonu. Towarzyszący mu niepozorny oddział stanowił mizerną ochronę. Wobec przewagi liczebnej pretorianów w przypadku starcia byliby zmiażdżeni. Nie miał wszakże wyboru. Jeśli Demetriusz naprawdę odzyskał władzę, Apollinaris mógł się już uważać za trupa… chyba że zjedna sobie pretorianów.

Szczęście się doń uśmiechnęło. Magia godła konsula, dwunastu brzozowych rózg z ostrzami toporów, otworzyła mu drzwi budynku. Obecni byli akurat obaj prefekci pretorianów: wyznaczony przez cesarza Leon Sewerynus oraz Atyliusz Rullianus, jego następca z rozkazu Torkwatusa. Jednakże w tej chwili kluczowym graczem był Sewerynus i zachodziła obawa, że był już w pałacu.

Jakby wyszli spod tej samej sztancy: barczyści mężczyźni z ospowatą cerą, tłustą skórą i przenikliwym spojrzeniem. Pretorianie mieli określone oczekiwania co do wyglądu swoich dowódców i zawsze mądrze było je spełnić, co najczęściej brano pod uwagę.

Sewerynus, poprzedni i obecny prefekt, jako młody oficer służył pod dowództwem Apollinarisa w kampanii na Sycylii. Apollinaris liczył na to, że stare więzy lojalności pomogą przełamać lody.

I rzeczywiście, Sewerynus nie krył zmieszania w obecności nie tylko swojego konkurenta do stanowiska dowódcy gwardii, ale i przełożonego z dawnych czasów. Stał i się patrzył.

— Co tu robisz? — zapytał z miejsca Apollinaris. — Nie powinieneś być przy cesarzu?

— Ee… panie… to jest…

— Musieliśmy się naradzić — wtrącił Rullianus. — Chcemy wiedzieć, który z nas naprawdę dowodzi gwardią.

— Zatem poprosiłeś go, żeby przyszedł, a on, wariat, się zgodził? — Apollinaris parsknął śmiechem. — Chyba zaszkodziło ci towarzystwo cesarza, Sewerynusie. Widać szaleństwem można się zarazić.

— Po prawdzie, to był mój pomysł — rzekł Sewerynus, niczym nie wzruszony. — W sytuacji, kiedy dwóch pełni tę samą funkcję, Rullianus i ja…

— Zaiste. Jednego wyznaczył cesarz, który postradał zmysły, drugiego zaś konsul, który stracił posadę. Wiesz, Rullianusie, że Torkwatus siedzi w lochach, prawda?

— Oczywiście, panie — odpowiedział niemalże szeptem.

— A ty, Sewerynusie, zapewne masz świadomość, że cesarz jest szalony?

— I to bardzo. Cały się ślinił, panie, kiedy rozstawaliśmy się godzinę temu. Tak czy inaczej, z rozkazu Jego Wysokości…

— Żadnego „tak czy inaczej”! — uciął Apollinaris. — Rozkazy wariata można unieważnić. Demetriusz nie nadaje się już do sprawowania władzy. Po latach jego rządów imperium stanęło na krawędzi ruiny. Wy dwaj możecie je uratować, jeśli będziecie działać szybko i odważnie.

Stali przed nim jak posągi — tak bardzo przejęci, że zdawali się nie oddychać.

— Dla każdego z was mam zadanie — ciągnął konsul — które trzeba wykonać dziś rano. Zaskarbicie sobie wdzięczność całego imperium. A także wdzięczność nowego cesarza i jego konsulów. — Przewiercał to jednego, to drugiego twardym spojrzeniem. — Wyraziłem się jasno? Ci, co ustanawiają cesarzy, otrzymują w zamian niemałe korzyści.

Zrozumieli. Bez cienia wątpliwości.

Przekazał im polecenia i wrócił do gmachu konsulatu, żeby poczekać na rozwój wypadków.

* * *

Wiedział, że przed nim długi i męczący dzień. Zabarykadował się w gabinecie, obstawiwszy drzwi swoją nieliczną świtą, i skracał sobie czas wyrywkowym czytaniem kroniki rządów Tytusa Galiusza autorstwa Lentulusa Aufidiusza, Dziejów Sekstusa Azyniusza, wielkiego dzieła Antypatera o zajęciu Rzymu przez Bizantyjczyków i innych opowieści o burzliwych czasach. Zainteresował go przede wszystkim Azyniusz i jego opis trybuna Kasjusza Cherei, który zamordował szalonego cesarza Kaligulę, co przyczyniło się do jego zguby, kiedy Klaudiusz objął tron po swoim bratanku. Kasjusz Cherea wiedział, co trzeba zrobić. Ryzykował życie… i w efekcie je stracił, ale się nie zawahał. Apollinaris przeczytał dzieje Cherei dwa razy i długo nad nimi dumał.