Выбрать главу

Ale już ją widziałem, dawno temu, jeszcze przed egzaminami czeladniczymi, gdy dziadek zabrał mnie na królewski dwór, bym wprawiał się w zdejmowaniu wzorów stóp…

– Pani. – Zagadkowy wybawca skłonił się przed Daną. – Panie. – Ukłonił się mnie, salutując dwiema zakrwawionymi klingami. – Jesteście wolni.

– Dziękujemy za pomoc. – Moja towarzyszka splotła palce w znak przyjęcia.

Jeden z policjantów Republiki, choć prawie wypatroszony, jeszcze się ruszał. Podszedłem i dobiłem go ciosem tippli w kark. Poczułem spojrzenie nieoczekiwanego sprzymierzeńca.

– No i tyle z mojego wtapiania się w tłum – obcy odezwał się ponownie w naszym języku.

To Byk. Przedstawiciel rasy, z którą nawiązaliśmy kiedyś sporadyczne kontakty. Ich przodkowie byli zwierzętami podobnymi do ziemskich krów. Z czasem, jak wszystkie istoty rozumne, wyewoluowali do postaci humanoidów. Przez długi czas gatunkiem dominującym w ich świecie były drapieżniki. Stąd przedstawiciele krowiego ludu posiadają nieprawdopodobny refleks. Myślą też kilkakrotnie szybciej niż ludzie czy my. Ich prawdziwą siłą jest matematyka. Atakując, musiał przeanalizować wzorzec ruchu wrogów. Biegnąc, zadawał błyskawiczne ciosy w miejsca, gdzie wykonane w pamięci obliczenia wykazywały największe prawdopodobieństwo obecności celów. Ta sama zdolność pozwoliła mu uniknąć kul, a przynajmniej najbardziej prawdopodobnych trajektorii strzałów. Osiem do zera. Osiem śmierci za trzy życia. To też musiał sobie skalkulować. Oczywiście, gdyby nie było szans na zwycięstwo, też by zaatakował. Tysiące lat bodzenia się rogami wyrobiło w nich wyjątkową zadziorność.

– Co tu robicie? – zainteresował się życzliwie. – Jesteśmy w innym ramieniu galaktyki niż wasz dom.

Krowoludy myślą inaczej. Dla nas liczy się droga wiodąca do celu. Oni, podobnie jak Ziemianie, operują współrzędnymi. Długość, szerokość, wysokość, odległość.

– Przegraliśmy powstanie – wyjaśniłem. – Honor nakazywał przejście przez Bramę i odbycie czasu próby w innym świecie.

Byki, jak wszystkie istoty rozumne, wiedzą, czym jest honor. Nie poddają się. Zawsze walczą do upadłego.

– Republika podbiła wasze Królestwo trzydzieści dwa anta temu. – Zmarszczył czoło zdziwiony. – Czy czas wygnania nie skończył się już dawno?

– Skończył się. Utknęliśmy, gdyż jest nas tu za mało i nie możemy otworzyć Bramy.

– Ach tak, macie inną technikę skoków przez wszechświat. – Pokiwał swoją wielką głową.

Spojrzałem na trupy walające się wokół. Polskie służby otrzymały oto kolejną zagadkę nie do rozwiązania. Strzały słychać daleko. Personel muzeum może już dzwonić po ziemską policję. Lada chwila ktoś się zjawi… Byk najwidoczniej pomyślał o tym samym.

– Proponuję się oddalić – rzekł swoim potężnym głosem. – Rozmowę dokończymy w bezpiecznym miejscu.

– Mamy samochód – zaofiarowałem się.

Kilka minut później pędziliśmy już na północ Wisłostradą. Nasz nieoczekiwany sojusznik zdjął kapelusz, odsłaniając szczątkowe rogi, i wachlował się nim.

Krowoludy nie mają swego domu. Od trzech ziemskich stuleci wędrują, odwiedzając różne światy. Na dworze króla Kassaora przebywało ich kilku. No cóż, matematyka w połączeniu z fizyką bywa czasem szkodliwa. Ziemianie też odkryli niebezpieczne moce, ale wykpili się tanim kosztem. Dwie eksplozje nuklearne podziałały jak dzban zimnej wody. Sprawiły, że przez kolejne sześćdziesiąt lat ludzkość nie sięgnęła w walce po broń atomową. Dalsze próbne eksplozje utwierdziły ich w przekonaniu, że lepiej nie przekraczać granic, nie wchodzić na szlak wiodący do samozagłady.

Byki po prostu były ambitniejsze. Gdy już coś wymyśliły, musiały sprawdzić poprawność wzorów i obliczeń. Nie bardzo wiadomo, jakie doświadczenie wymknęło im się spod kontroli. Ocaleli tylko ci, których akurat nie było w tym momencie w domu. Eksplozję ich układu planetarnego zauważyły wszystkie cywilizacje w promieniu trzydziestu lat świetlnych. Niedobitki ruszyły systemem szlaków wiodących przez wszechświat. Nie wiedziałem tylko, że dotarli aż tutaj.

A może… – nagła myśl aż mnie poraziła. A gdyby tak ruszyć do domu ich drogą?

***

Zatrzymałem samochód przed tą samą budką ochroniarza. Wyskoczyłem zza kierownicy, z ukłonem otworzyłem drzwiczki. Dafia podobnie, obiegła auto i stanęła, usłużnie podając mu teczkę.

Byk wysiadł dostojnie z pojazdu.

– Pan pozwoli, prezesie. – Uniżonym gestem wskazałem nabrzeże dawnego portu.

Szedłem przodem, jakby torując drogę. Dafia drobiła kroczki obok. Różnimy się od ludzi. Mamy też zupełnie inne wzorce estetyczne. Wedle naszych standardów Dafia ma za mały nos, za duże oczy, za wąskie usta, zbyt owalną twarz, za grube brwi, zbyt duże piersi, za długie nogi i paskudnie gęste włosy. Do tego jest groteskowo szczupła. Brzydula w każdym calu. Za to wedle kanonów urody Ziemi Kłamców jest porażająco, obezwładniająco piękna i zgrabna.

Gdy teraz szła obok naszego gościa, szczebiocząc coś jak typowa sekretarka o mikrym ilorazie inteligencji, mogła idealnie udawać personel reprezentacyjno-seksualny dla kierownictwa najwyższej rangi. Ochroniarz wytoczył się z budki. Nie wiedział, kim są moi towarzysze, ale widząc, jak płaszczę się przed domniemanym zwierzchnikiem, stanął na baczność i zasalutował. Dziesięć minut później byliśmy na miejscu. Poprowadziłem wybawcę przez labirynt przejść i pułapek aż do serca kryjówki.

– Niezły schron – pochwalił.

Krzesło zatrzeszczało pod ciężarem krowoluda. Znalazłem ciasteczka z otrębami, poczęstunek w sam raz dla istoty, która ciągle jeszcze opiera dietę niemal wyłącznie na produktach roślinnych. Pora porozmawiać. I to on zaczął…

– Utknęliście w tym świecie. Współczuję, to naprawdę paskudne miejsce. Podziwiam, że w ogóle zdołaliście przetrwać tyle w czasu wśród tych nyhhes - użył nazwy drapieżnych zwierząt ze swojej planety. – Myślę, że jestem w stanie wam pomóc. Czy wiecie, jak istoty mojej rasy podróżują pomiędzy światami? – zapytał.

– Jestem prostym szewcem – zastrzegłem. – Słyszałem tylko o triadach…

– W wielowymiarowym wszechświecie występują szczególne miejsca, triady, w których stykają się jednocześnie trzy punkty należące do trzech różnych światów. Tam możliwe jest przejście pomiędzy nimi. To coś jak wasza Brama, ale ona łączy tylko dwa światy.

– Bramę trzeba otworzyć – powiedziałem. – W kierunku na zewnątrz można to zrobić samodzielnie, ale…

– …by powrócić, potrzeba siedmiorga – uzupełnił. – Wiem. Jest was zbyt mało. Może gdybym wziął jednego z waszych wrogów żywcem… – Zmrużył oczy, najwyraźniej przeliczając, czy byłoby to możliwe. – Ale wtedy nie wiedziałem jeszcze, że jest taka potrzeba.

– Jak jest z triadami? – przerwała Dana.

– Wystarczy jeden człowiek. To szansa dla was. Triada, którą przybyłem, prowadzi w innych kierunkach. Musicie znaleźć drugą lub trzecią, one pozwolą wam powędrować do domu.

– Jak je odszukać? – zapytała dziewczyna. – Są w tym mieście? Gdzie się znajdują?

– W każdej lokacji są trzy triady. Leżą zawsze niedaleko od siebie. Pokażę wam, gdzie znajduje się ta, którą przybyłem. Musicie odnaleźć dwie osie losu.

– Triady leżą trigonalnie – domyśliłem się. – Na wierzchołkach trójkąta równobocznego. Jeśli odnajdziemy drugą, bez trudu wyliczymy, gdzie jest trzecia.