Po śmierci jasnowidza wśród jego rzeczy znaleziono książkę opatrzoną ekslibrisem przedstawiającym jednorożca. Wetknięto w nią kartkę, na której napisano, że wykonawca testamentu ma obowiązek zwrócić księgę do miejsca zwanego Domem Czterech Liści.
Altavista pozwoliła znaleźć drugi dokument. Katalog aukcyjny. Przed ośmiu laty sprzedano anonimowy rękopis zatytułowany „Cuda przyszłości” ozdobiony ekslibrisem Domu Czterech Liści. Stanisław zapisał sobie adres domu aukcyjnego. Niestety, dalsze poszukiwania pozwoliły stwierdzić, że firma zakończyła działalność ponad pięć lat temu…
– Do diaska – mruknął.
Spróbował pogrzebać w poszukiwaniu wymienionych nazwisk. Jasnowidze, chiromanci, pisarz zainteresowany czarną magią…
Dopadło go zniechęcenie. Warunek uzyskania spadku wydawał się niemożliwy do spełnienia. Czy warto poświęcać jeszcze dzień lub dwa na poszukiwania? Żal mu było traconego czasu. Z drugiej strony, jeśli jest szansa przechwycenia całego spadku… No właśnie: jeśli.
Następnego dnia postanowił jeszcze nie rezygnować. Po zajęciach ze studentami wstąpił do czytelni Biblioteki Narodowej. Bywał tu tak często, że czuł się niemal jak we własnym domu. Nie drażnił go nawet niezbyt estetyczny wystrój wnętrza. Stare, masywne, zacinające się czytniki do przeglądania mikrofilmów nawet polubił. Szkoda tylko, że przy pracy nie można tu palić… Miał ogromną ochotę na papierosa. Przesuwał rolkę taśmy, od czasu do czasu zwalniając, by sprawdzić, czy dotarł już do odpowiedniego miejsca. Przeglądanie starych czasopism miało w sobie coś z magii. Ludzie, którzy kiedyś nabywali je od gazeciarzy, żyli jak on, dzień po dniu. Teraz Stanisław, jakby obdarzony nadnaturalną mocą, mógł wędrować, swobodnie przeskakiwać z tygodnia na tydzień, cofać się w czasie. Patrzył na losy miasta z zewnątrz, nieograniczony upływem dni i lat.
Gdy odnalazł numer z dnia zapisanego przez stryja, muskając palcami korbkę, przeglądał gazetę strona po stronie. I znalazł.
Policja warszawska do dziś nie zdołała wyjaśnić zagadkowego zniknięcia panny Apolinarii Szczurzyńskiej. Jak powszechnie wiadomo, dziewczyna owa, licząca sobie lat szesnaście, a będąca jedyną córką starego krawca z Woli, została uprowadzona, gdy w towarzystwie przyjaciółki wracała ze sklepu bławatnego. Drugą z dziewcząt znaleziono ogłuszoną. Policja przypuszcza, że dziewczynę uprowadziła banda sutenerów. Poszukiwania trwają. Cech krawców miasta Warszawy oraz kupcy bławatni złożyli się na nagrodę w wysokości rubli srebrem dwieście pięćdziesiąt, a to dla tego, kto własnym pomysłem dziewczynę z rąk złoczyńców odbije lub miejsce jej przetrzymywania władzom wskaże.
Czyli przynajmniej wiem, że naprawdę istniała, pomyślał. Dom Czterech Liści… Nawet niezła nazwa jak na zamtuz…
Lokal, w którym mieścił się antykwariat, był dość duży, ale dziesiątki regałów sprawiały, że zmienił się w nieprawdopodobnie zagracony labirynt, wypełniony zapachem kurzu i starego papieru. Nieliczne żarówki wydobywały z półmroku złocone grzbiety starych książek. Pośrodku za biurkiem siedział właściciel. Wyglądał jak pająk czatujący w sieci. Klientów o tej porze dnia było niewielu.
– Czym możemy służyć? – zapytał stary.
– Szukam pewnej biblioteki – zaczął Stanisław. – Wiem, że istniała jeszcze przed drugą wojną światową, jednak nie udało mi się ustalić dalszych jej losów. Zastanawiałem się, czy właśnie ktoś z antykwariuszy nie zetknął się z…
– Potrzebny panu plan miasta z wykazem instytucji kulturalnych. – Sprzedawca uśmiechnął się z pobłażaniem.
– Pracuje pan w tym fachu już tyle lat. Czy kiedyś nie spotkał się pan z nazwą „Biblioteka Domu Czterech Liści”?
Twarz antykwariusza nagle stężała. Znieruchomiał też jeden z klientów buszujący pomiędzy regałami.
– Nie baw się w to, człowieku – powiedział antykwariusz z powagą.
– Czyli…
– To miejsce nie istnieje od dziesięcioleci. Tamci ludzie zostali wymordowani, a hitlerowcy spalili cały księgozbiór w czasie powstania warszawskiego – uciął.
– Czym była? Wiem tylko, że jasnowidz Szyller-Szkolnik miał książkę z tego zbioru…
– Przechowywano tam księgi w większości rękopiśmienne. Ponoć zawierały sekrety innych światów oraz największe tajemnice ludzkości – odezwał się klient zza regału. Między półkami mignął szary płaszcz i kosmyk szpakowatych włosów.
– Gdzie się mieściła? – Stanisław spojrzał właścicielowi prosto w oczy.
– Nie wiem. Jej lokalizację utrzymywano w sekrecie. Ale nawet gdyby ktoś tam dotarł, to bez karty czytelnika nie zostałby wpuszczony do środka. Ot, taka antykwaryczna legenda – dodał, jakby nagle zorientował się, że powiedział za dużo.
– A więc…
– Został tylko popiół – uciął.
– Przynajmniej tak powiadają – człowiek zza regału znowu dopowiedział swoje. – Tylko że każdy przedstawia to trochę inaczej. I komu wierzyć?
– Igorze, nie prosiłem cię o konsultacje! – antykwariusz chyba się zdenerwował.
– Dobra, dobra – burknął klient i zamilkł.
– Czyli… – zaczął Renk.
– Nie ma czego szukać – syknął stary, rzucając gniewne spojrzenie w półmrok, ale jego przyjaciel milczał.
– Zatem do widzenia – bąknął Stanisław i wyszedł ze sklepu.
Przyczaił się po drugiej stronie ulicy w kawiarni. Przez ponad pół godziny obserwował antykwariat. Ludzie wchodzili i wychodzili, lecz nie potrafił zidentyfikować tajemniczego klienta. Niewątpliwie nieznajomy coś wiedział, a co najważniejsze, był bardziej rozmowny niż właściciel sklepu…
Nagle w drzwiach antykwariatu spostrzegł szpakowatego mężczyznę w szarym płaszczu. W pośpiechu wyszedł z lokalu. Obcy obejrzał się i ponagliwszy go gestem, znikł za rogiem kamienicy. Renk przyspieszył kroku.
Dłuższą chwilę szli obok siebie w milczeniu. Wreszcie zatrzymali się przed ciemną witryną jakiegoś lokalu. Mężczyzna wyjął z kieszeni klucz.
– Kacper Igor Kram. Astrolog - odczytał Stanisław.
– Jestem jasnowidzem – powiedział Kram. – No, może niezupełnie jasnowidzem, specjalizowałem się w stawianiu kart, ale rzuciłem to na rzecz astrologii.
– Tarot? – uśmiechnął się niepewnie Renk.
– Taa… Paskudna rzecz.
– Nie rozumiem?
– Czy orientuje się pan, na czym polega przepowiadanie przyszłości? No tak, widzę po minie, co pan sądzi na temat mojej profesji… Proszę tylko na pięć minut uwierzyć, że to możliwe.
– Zgoda, ale najwyżej na pięć.
– Można przewidzieć przyszłe zdarzenia, lecz niezbędne są odpowiednie predyspozycje psychiczne, ponieważ najczęściej to, co widzi jasnowidz, pochodzi od złych duchów.
Weszli do wnętrza. Stylowy stolik, na nim szklana kula, dookoła wygodne skórzane fotele, na ścianie wachlarze starych kart w antyramach.
– To tylko ozdoba – wyjaśnił gospodarz.
– Jedynie czarnego kota brakuje.
– Miałem, ale zdechł.
– Powiedział pan, że wizje przyszłości pochodzą od złych duchów – powtórzył Stanisław.
– Zazwyczaj. Od diabłów, demonów, zwał, jak zwał. – Jasnowidz nastawił wodę na herbatę. – Przepowiednie bywają precyzyjne, ale dotyczą tylko złych rzeczy. Ciemnej strony rzeczywistości. W którymś momencie nadchodzi refleksja, czy tak naprawdę przepowiada się przy – szłość, czy raczej kreuje ją wedle podszeptów diabła.
– Nie bardzo potrafię sobie to wyobrazić.
– Jeśli powiem komuś, że dozna uszczerbku na skutek wypadku samochodowego, to zacznie się tym denerwować, ile razy siądzie za kółkiem, i nieszczęście gotowe. Podobnie z chorobami. Sporo naszej fizjologii zakorzenione jest w psychice. Kto wie jak to działa? Ja przepowiem raka, a ktoś będzie się tym zamartwiał, aż…