Stanisław milczał, nie wiedząc, co o tym sądzić. Hochsztapler… Ale może powie coś użytecznego.
– Astrologia jest bezpieczniejsza – westchnął Igor. – To tylko znajomość układu planet i trochę matematyki. Odgadujemy cechy charakteru, nie zdarzenia. Zły ma niewiele furtek, by przedrzeć się do naszego umysłu. Choć dalej jest to trochę jak igranie z ogniem.
– Dedukuję, że wie pan coś na temat Domu Czterech Liści – Stanisław przeszedł do rzeczy.
– Wiem. W antykwariacie nie było jak porozmawiać – prychnął jasnowidz. – Wyda się to panu bajką, może idiotyzmem… To rzeczy, sprawy, wydarzenia, które nigdy nie zostały zapisane. Prawdziwe sekrety. Ja znam tylko plotki. Relacje z drugiej, może z trzeciej ręki.
– Trudno – westchnął Renk. – Cała ta sprawa…
– Ponieważ pytał pan nie o Dom Czterech Liści, ale o bibliotekę, to przypuszczam, że widział pan jakąś książkę z tego zbioru.
– Nie książkę, a rękopis – uściślił. – Oprawiony. Fantazje o przerabianiu żywych ludzi na mumie lub posągi.
– Ma pan dwie możliwości. Albo wsadzić to świństwo od razu do pieca, albo oddać bibliotece. Dom Czterech Liści był tajnym bractwem magów. Zawsze było ich czterech, czterech mistrzów, ekspertów od czterech filarów sztuk tajemnych.
– To znaczy?
– Magia, astrologia, jasnowidzenie, nekromancja.
– Dlaczego „liście”?
– Mnie pytasz, człowieku?
– To pan jest jasnowidzem – odparł Stanisław sarkastycznie.
Wróż spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
– Miał pan żonę, dobrą, łagodną kobietę. Dzieci nie mieliście. Poza tym wszystko było dobrze, aż nagle, trzy lata temu, spakowała się i oznajmiła, że odchodzi do innego. Nie wiedział pan, że ona już od dwóch lat spotykała się z tamtym. A teraz – zawiesił głos – teraz ona, choć ma już ponad czterdzieści lat, spodziewa się dziecka.
Stanisław przymknął oczy i wciągnął powoli powietrze.
– Skąd pan…? Na jakiej podstawie…?
– Trzydzieści złotych za usługę się należy – odparł astrolog. – Normalnie biorę stówaka. A potem pogadamy dalej.
Stanisław, klnąc w duchu, odliczył banknoty drżącą ręką.
– O jakich czasach mówimy? Kiedy powstał Dom Czterech Liści?
– Najstarsze wzmianki sięgają połowy osiemnastego wieku, ale liczyłbym ostrożnie jeszcze drugie tyle. Doradzali naszym królom. Doradzali wodzom w kolejnych powstaniach. Jeśli zna się nazwiska ludzi, którzy otarli się o to bractwo, można prześledzić, gdzie i w jakich okolicznościach się pojawiali.
– Jak na jasnowidzów kiepsko doradzali – mruknął Renk, przypominając sobie losy kolejnych powstań.
– Mieli inne cele. Gdy się zawiera pakty z siłami zła, to trzeba co jakiś czas opłacać rachunki za pomoc… Niewinne ofiary idące w tysiące sztuk to dobra cena za otrzymaną moc.
– Mówi pan okropne rzeczy. A biblioteka?
– Dom Czterech Liści szkolił adeptów czterech ścieżek. Biblioteka była potrzebna do, że się tak wyrażę, celów dydaktycznych. Aż nadszedł wiek dwudziesty. Po nieziemsko krwawej pierwszej wojnie światowej młodzi adepci nie mieli już ochoty na kolejną hekatombę. Zebrali się w kilku i wymordowali swoich mistrzów oraz uczniów studiujących magię i nekromancję. Potem ścigali jeszcze przez jakiś czas absolwentów tej czarnej uczelni. Mała, cicha wojenka.
– Bajeczki… – zirytował się Stanisław.
– Tak pan sądzi?
Nalał herbaty. Następnie wyciągnął z regału oprawiony w płótno tom. Wypełniały go nekrologi, zarówno klepsydry odlepione od murów, jak i wycięte z gazet. Były też całe artykuły.
– Proszę. To zebrał mój krewny Stefan Ossowiecki.
– O!
– Kim byli zmarli? Specjalista od ziołolecznictwa, wróżka, jasnowidz, grafolog, chiromanta, znachor, tu kolejny… – wyliczał Igor.
– Hmm…
– Wszystkich wykończono w ciągu trzech lat. A w jaki sposób? Ten zamordowany przez nieznanych sprawców, ten zginął tragicznie, tu wypadek samochodowy, tu dla odmiany przejechany przez pociąg… Albo tu: po nagłej i gwałtownej chorobie…
– A może grupka jasnowidzów pozbywała się konkurencji, by przejąć rynek usług? – odparł Stanisław z powątpiewaniem.
– Mordując przeszło pięćdziesiąt osób w trzy łata? Nie potrafił na to odpowiedzieć.
– I jeszcze jedno, to nie jest rynek, o który warto było walczyć. Z przepowiadania przyszłości bardo ciężko wyżyć, a myśli o wzbogaceniu się w ogóle należy porzucić. Nawet najlepsi traktowali to jako zajęcie dorywcze.
– Wydawać by się mogło…
– Wiem – zirytował się Igor. – Że niby jasnowidz wchodzi do kolektury lotto i typuje cyfry. Ale to tak nie działa. Ja tylko raz miałem szczęście.
– Wygrał pan?
– Nie. Ale przepowiedziałem klientowi, że wygra. Zdziwiłem się, gdy jakieś trzy lata później trafił w totolotka i przyniósł mi pliczek banknotów z wdzięczności. Całe dwadzieścia tysiączków. Samochód wtedy kupiłem i pralkę wymieniłem na nową…
– Mówił pan, że diabli podpowiadają…
– Taaa… Facet się tą forsą błyskawicznie zdemoralizował. Większość ludzi niszczy nędza, ale są i tacy, których niszczą pieniądze.
Renk przeglądał księgę. Przodek Igora zadał sobie ogromny trud, przez całe łata dokumentując dzieje nauk tajemnych i losy ich adeptów w dwudziestoleciu międzywojennym.
– A więc zginęli… – Zamknął wolumin. – Przerwano starożytną tradycję. Może i słusznie.
– Na pewno słusznie. Ale pojawił się problem.
– Biblioteka? – odgadł Stanisław.
– Właśnie. Biblioteka Domu Czterech Liści. Najbardziej przerażający księgozbiór w tej części świata. Zbierany przez stulecia. Księgi kryjące w sobie ocean ohydnej wiedzy. Ale wiedzy. Samozwańczy egzekutorzy nie zdecydowali się, by zniszczyć te manuskrypty, lecz gdzieś je ukryli. Dostęp mieli tylko wtajemniczeni. Być może mają go nadal.
– Ale takie świństwa jak książka, która znalazła się w moim posiadaniu…
– Z pewnością były tam też inne księgi. Bardziej pożyteczne. Zawierające wiedzę, za pomocą której można czasem czynić także dobro.
– Zatem powinienem…
– Odnaleźć księgozbiór. Zwrócić książkę skradzioną przez pańskiego przodka. Porozmawiamy teraz o problemie, który sprawił, że się pan w tym babrze? Wyczuwam jakieś duże pieniądze…
Stanisław opowiedział o spadku i o warunku, który musi spełnić.
– Przyprowadzić żywą dziewczynę, która zmarła przed ponad stu laty? – zdziwił się jasnowidz. – No cóż… Wydaje mi się to niemożliwe.
– Pan uważa to za niemożliwe? Jako człowiek, który wierzy w magię, powinien pan…
– Ja nie wierzę. Ja wiem, że ona istnieje i jakie są jej możliwości… Oraz jakie są jej ograniczenia. Magia tak nie działa. Nie da się żywego człowieka wyrwać na pół godziny z jego epoki.
– A nekromancja? – skrzywił się Renk.
– Proszę omijać te sprawy jak wściekłego psa! – odparł Igor z przerażeniem. – Zresztą truchła, które ma sto lat, nie ożywi się… Chyba. Sądzę, że raczej dziewczyna nadal żyje.
– Nieśmiertelna Apolinaria Szczurzyńska ot tak wędruje ulicami Warszawy?
– To jedna z hipotez. Warta przynajmniej rozważenia. Ale wydaje mi się, że i pan ma jakieś przypuszczenia.
– Owszem. Kompletnie idiotyczne.
– Mimo wszystko chciałbym je usłyszeć.
– Znalazłem rozdział o mumiach drugiego rodzaju, innych niż egipskie. – Wyjął z teczki manuskrypt.
Jasnowidz zbladł lekko na widok księgi.
– O, tu. – Stanisław znalazł odpowiedni fragment. – Tak sprawiona mumia, pod dachem leżąc, latami całymi sprawi wrażenie nieomal żywego ciała, a po napojeniu wywarem, którego recepturę poniżej znajdziesz, pozory życia odzyska i z niejaką ostrożnością postępując, do miłości możesz jej używać - odczytał.