Выбрать главу

– To bzdura. – Skórzewski wzruszył ramionami. – Mumio wydobywa się na różnych wysokościach… Żadna rzeka nie płynie pod górę.

– Być może te góry wypiętrzyły się później.

– Do czego pan zmierza?

– Raj… Eden, miejsce, w którym został stworzony człowiek… Co o nim pan wie?

Doktor zamyślił się na chwilę.

– Tradycja ludowa lokuje raj gdzieś tam. – Wskazał niebo. – Mnie się jednak wydaje, że zbawieni przechodzą do innego świata…

– Nie przechodzą, dopiero przejdą – sprostował profesor. – Kto umarł, jest martwy, a dla jego duszy czas nie płynie. Aż Bóg wskrzesi go na dzień Sądu Ostatecznego.

– A czyściec?

– Przyznam, że to bardzo kusząca koncepcja, ale należy wyłącznie do naszej religii. Ściślej mówiąc, do katolicyzmu. Prawosławni już w to nie wierzą.

– A…

– Jeśli poczytamy opracowania teologów niektórych herezji protestanckich, dowiemy się, że wskrzeszeni zaludnią Ziemię. Tę samą Ziemię, po której stąpamy, tylko że odrodzoną. Teraz pytanie, jak było na początku? Czy rajski ogród mógł znajdować się na naszej planecie? Wszak właśnie w nim, jak uczy Biblia, powstało wszelkie stworzenie, które zamieszkuje Ziemię.

– Gruzini, Ormianie oraz Abchazi wierzą, że raj był właśnie na Kaukazie – odezwał się Skórzewski.

– Teraz pytanie najważniejsze. Czy ogród przestał istnieć po wygnaniu z niego ludzi?

– Wydaje mi się, że nie – zadumał się doktor. – Choć z drugiej strony być może został zniszczony, a raj, do którego trafimy po śmierci, to inne miejsce. Gdy człowiek został wygnany, zatracił możliwość powrotu. Albo ogród został zniszczony, albo po prostu ludzie zapomnieli doń drogi. Jeśli tylko zapomnieli, to być może gdzieś nadal istnieje.

– Jak go znaleźć? – zapytał uczony. – Zakładając oczywiście, że jest to możliwe.

– Nie wiem – westchnął Skórzewski. – Los mnie doświadczył, widziałem w życiu wiele rzeczy dziwnych. Niektóre uznałbym za niemożliwe, gdyby nie fakt, że przytrafiły się mnie osobiście. Ale znalezienie drogi do raju…

– Znajdujemy się na niej – powiedział archeolog poważnie.

– Proszę? – Lekarz wytrzeszczył oczy.

– Co mówi Biblia? W okolicach, gdzie znajdował się ogród Edenu, brały początek cztery rzeki. Dwie z nich to być może Eufrat i Tygrys. Dwie pozostałe… Jedna zamiast wody toczyła mleko, druga oliwę.

– Oliwę? – zdumiał się Skórzewski. – Czy sądzi pan, że…

– Spójrz pan na ten wąwóz. Czyż nie przypomina doliny rzeki? A jeśli ocenisz ją okiem geologa, co ujrzysz? Coś niemożliwego. Jedyne źródła biją na zboczach. Ta osada wodę sprowadzała akweduktem. A tu i w wymarłej wiosce dość wykopać odpowiednio głęboką dziurę, by trafić na piaski przesączone resztą tego, co przed tysiącami lat niosła rzeka…

– To może być zjawisko naturalne… – bąknął doktor.

– Tak? A niby jakie? To, co znalazłem, nie jest ropą naftową ani asfaltem. To mumio. Takie samo jak na Kaukazie. Tylko tam jego złoża znajduje się w szerokim pasie. Tam była delta, może rozlewiska rzeki. Tu mamy co innego. Ciek, sądząc po śladach, był wąski. Bardzo wąski. Jesteśmy blisko źródła. Blisko miejsca, skąd wypływała.

– Czy to…

– Rycerze byli przekonani, że są na tropie. Te wszystkie freski przedstawiające rajską jabłoń… Nie, nie jabłoń – zreflektował się profesor. – Drzewo. Dopiero w średniowiecznych francuskich legendach wymyślili, że owoc z drzewa zakazanego to jabłko. Tu, w ruinach, w rozwaliskach zamku i w spalonej przez jezydów wiosce, również powtarza się podobny motyw drzewa życia.

– Ten symbol jest chyba dość popularny.

– Ale tu występuje niemal wszędzie – upierał się.

– A gdybyśmy spróbowali odnaleźć ogród – powiedział Skórzewski ostrożnie – co by nam to dało? Jakie korzyści? Czy moglibyśmy tam zostać? Na własne oczy zobaczyć drzewo poznania dobrego i złego?

– To nam niepotrzebne. Wszak umiemy już odróżniać dobro i zło. Prawdopodobnie skutkiem grzechu pierworodnego z tą cechą się rodzimy. Ale… Księga Genesis podaje, że w raju rosły różne drzewa. To, z którego owoc zerwała Ewa, było niezwykle ważne, lecz nie jedyne.

– Co ma pan na myśli?

– Drzewo życia. Proszę sobie wyobrazić, że zjedzenie jego owocu może zapewnić życie wieczne lub uleczenie ze wszystkich chorób. Jako lekarz powinien się pan tym zainteresować – wyszczerzył zęby

– Zatem aby znaleźć raj, trzeba po prostu iść śladem żyły mumio?

– Tak właśnie przypuszczam.

***

To czyste wariactwo, myślał Skórzewski, kładąc się spać. Tkwię w obozie wojskowym na pustyni, w towarzystwie szaleńca, który wierzy, że ślady dziwnego bituminu doprowadzą go do Edenu…

Noc przyniosła nowe sny. Doktor szedł starą rzymską drogą, minął osadę jezydów, potem wąwozem wspiął się na szczyt wzgórza. Przed sobą ujrzał potrzaskane obmurowanie źródła. Jednak krynica musiała wyschnąć już przed laty, tylko ciemne plamy nadal znaczyły piaskowiec, jakby ktoś kiedyś zachlapał powierzchnię kamienia oliwą.

Minął zdrój i powędrował ścieżką przed siebie. Znalazł się na rozległym plateau, zarośniętym kolczastymi krzewami. Wśród chaszczy dojrzał resztki muru wzniesionego z niewielkich okrzesków skalnych spajanych gliną.

Lekarz odnalazł miejsce, gdzie niegdyś była brama. Wszystko zarosło cierniem i lichą trawą, ale tu i ówdzie zachowały się resztki ścieżek wyłożonych kamienną mozaiką. Przypomniał sobie ruiny antycznej willi, które zwiedzał kiedyś w okolicach Neapolu. Opuszczony ogród rzymskiego patrycjusza wyglądał podobnie.

Natrafił na szerszą alejkę prowadzącą najwyraźniej ku środkowi założenia. Po obu jej stronach rosły nieprawdopodobnie stare drzewa oliwne o powykręcanych pniach. Schylił się, by przejść pod zbitym gąszczem gałęzi i wyszedł na centralny plac. Pośrodku rosły dwa rozłożyste drzewa obsypane owocami. Brzoskwinie? Tak wyglądały. Podszedł i wyciągnął dłoń, chcąc zerwać jedną z nich. Niestety, sen nagle prysł.

Znowu był w namiocie. Napięte płótno łopotało smagane piachem.

Przysypiał już, marząc o funduszach na badania, gdy nieoczekiwanie ktoś zaskrobał w płótno.

– Kto tam? – zapytał zaskoczony lekarz.

Zapalił lampę naftową. Syryjski chłopiec, ciemnowłosy i czarnooki, może ośmioletni, stanął w drzwiach namiotu i ukłonił się głęboko.

– Witajcie, panie.

– Czym mogę służyć? – zapytał lekarz.

– Wieści przynoszę. Starszy syn szejka wrócił nocą z Damaszku. Znają środek, który pan przepisał. W szpitalu przyjęto zamówienie. Za dwa miesiące osada otrzyma lekarstwo – mówił po francusku z dziwnym zaśpiewem, ale można go było zrozumieć. – A to dla pana. – Wyciągnął przed siebie zawiniątko. W kawałek cienkiego płótna zawinięty był owoc.

– Cóż to takiego? – Skórzewski wziął podarunek do ręki.

Trzymał wielką, dojrzałą brzoskwinię. Wyglądała smakowicie, jej skórka uginała się pod palcami, obiecując soczysty miąższ.

– Przecież pan wie – odparł chłopiec z uśmiechem. – Przynajmniej od kiedy odkopaliście studnię.

– Zerwaliście go w ogrodzie… – szeptał doktor. – To niemożliwe… Drzewo życia?

– Drzewo życia lub drzewo poznania dobra i zła. Będzie tym, którego pan potrzebuje. To przez nie przodkowie wasi odejść musieli z Edenu. Sięgnęli po mądrość, która nie była dla nich przeznaczona. Ta jest przeznaczona dla was, panie.

– Czyli…

– Kto raz go spróbuje, zawsze odróżni to, co dobre, od tego, co występne. Pan już tę wiedzę posiadł. Ale pozwala zdobyć też mądrość potrzebną, by słusznie pokierować własnym życiem. Co najważniejsze, leczy wszystkie choroby, a także przedłuża życie nawet o trzydzieści lat. To nasz dar w uznaniu waszej mądrości.