Выбрать главу

Billy zamknął oczy. Kiedy je otworzył, był z powrotem na drugiej wojnie światowej. Jego głowa spoczywała na ramieniu rannego rabina. Niemiec kopał go w nogę, dając mu w ten sposób do zrozumienia, żeby się obudził, bo czas ruszać dalej.

* * *

Amerykanie, a wśród nich i Billy, zostali ustawieni na drodze przed budynkiem.

Był przy tym obecny fotograf, niemiecki korespondent wojenny z Leiką. Sfotografował nogi Billy’ego i Weary’ego. W dwa dni później zdjęcie obiegło prasę jako krzepiący dowód, że armia amerykańska jest nędznie wyposażona mimo legend o jej bogactwie.

Fotograf pragnął jednak czegoś bardziej dramatycznego, na przykład sceny wzięcia jeńca. Konwojenci odegrali dla niego taką scenę. Wepchnęli Billy’ego w krzaki. Kiedy Billy wylazł stamtąd z wyrazem głupawej dobroci na twarzy, wycelowali w niego automaty, jakby właśnie brali go do niewoli.

* * *

Uśmiech Billy’ego, w chwili kiedy wychodził z krzaków, nie ustępował dziwnością uśmiechowi Mony Lizy, gdyż równocześnie szedł pieszo przez Niemcy w roku 1944 i jechał swoim Cadillakiem w roku 1967. Potem Niemcy znikły i pozostał czysty i jasny rok 1967, bez domieszek innych czasów. Billy jechał na zebranie do Klubu Lwów. Był upalny sierpniowy dzień, ale samochód Billy’ego miał klimatyzację. Musiał zatrzymać się pod sygnałem w samym środku czarnego getta Ilium. Ludzie, którzy tu mieszkali, tak nienawidzili swojej dzielnicy, że niespełna miesiąc temu znaczną jej część spalili. Zniszczyli w ten sposób jedyne, co mieli. Dzielnica przypomniała Billy’emu miasteczka widziane podczas wojny. Krawężniki i chodniki były w wielu miejscach zmiażdżone gąsienicami transporterów Gwardii Narodowej.

* * *

„Jestem waszym bratem”, głosił napis wymalowany różową farbą na ścianie rozgrabionego sklepu z delikatesami.

Ktoś zapukał w szybę samochodu. Był to Murzyn. Chciał o czymś porozmawiać. W tym momencie zapaliło się zielone światło. Billy znalazł najprostsze wyjście. Odjechał.

* * *

Mijał teraz obraz jeszcze większych zniszczeń. Wyglądało to jak Drezno po bombardowaniu, jak powierzchnia Księżyca. Gdzieś tutaj, gdzie teraz było tak pusto, stał dom, w którym Billy mieszkał jako dziecko. Był to teren objęty planami przebudowy miasta. Wkrótce powstanie tu nowe centrum administracyjne, Pawilon Sztuk Pięknych, Laguna Pokoju i luksusowe budynki mieszkalne.

Billy Pilgrim nie miał nic przeciwko temu.

* * *

Na zebraniu Klubu Lwów mówcą był tego dnia major piechoty morskiej. Mówił, że Amerykanie nie mają wyboru i muszą walczyć w Wietnamie aż do zwycięstwa, dopóki komuniści nie zrozumieją, że nie mogą narzucać swoich rządów słabszym krajom. Major był tam już dwukrotnie. Mówił o wielu strasznych i pięknych rzeczach, jakie tam widział. Wypowiadał się na rzecz nasilenia bombardowań, na rzecz zepchnięcia Wietnamczyków z Północy z powrotem do epoki kamiennej, jeśli nic innego nie przemówi im do rozsądku.

* * *

Billy nie miał ochoty protestować przeciwko bombardowaniu Wietnamu Północnego, nie zadrżał na myśl o potwornych skutkach bombardowania, które sam kiedyś oglądał. Po prostu jadł obiad w Klubie Lwów jako jego były przewodniczący.

* * *

W gabinecie przyjęć Billy powiesił sobie na ścianie oprawioną w ramki modlitwę, która była jego sposobem na to, żeby jakoś funkcjonować, mimo że życie nie budziło w nim entuzjazmu. Wielu pacjentów, którzy zobaczyli tę modlitwę na ścianie u Billy’ego, mówiło mu, że im ona także pomaga żyć. Brzmiała następująco:

— Boże, daj mi pogodę ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego.

Do rzeczy, których Billy nie mógł zmienić, należała przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

* * *

Billy’ego przedstawiono majorowi piechoty morskiej. Ten, kto go przedstawiał, powiedział, że Billy jest weteranem i że jego syn służy w Wietnamie w Zielonych Beretach.

Major powiedział Billy’emu, że Zielone Berety robią tam dobrą robotę i że powinien być dumny z syna.

— Jestem dumny — odpowiedział Billy Pilgrim. — Oczywiście, że jestem.

* * *

Billy poszedł do domu zdrzemnąć się po obiedzie. Robił to na zalecenie lekarza. Doktor miał nadzieję, że wyleczy Billy’ego, który od czasu do czasu, bez żadnego powodu popłakiwał. Nikt go nigdy na tym nie przyłapał i tylko doktor o tym wiedział. Billy płakał bardzo cicho i niezbyt obficie.

* * *

Billy posiadał w Ilium piękny dom w stylu kolonialnym. Był bogaty jak Krezus, a czegoś takiego nie spodziewał się nigdy w życiu. Zatrudniał pięciu innych optyków w swoim zakładzie przy centrum handlowym i zarabiał netto ponad sześćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie. Poza tym należała do niego piąta część „Świątecznego Zajazdu” przy szosie numer pięćdziesiąt cztery oraz połowa udziału w trzech stoiskach Tastee-Freeze. Tastee-Freeze był to rodzaj mrożonego kremu. Zapewniał te same wrażenia co lody, a jednocześnie nie był tak twardy i przejmująco zimny.

* * *

W domu Billy’ego nie było nikogo. Jego córka Barbara miała wyjść za mąż i pojechała z Walencją do miasta wybrać wzory kryształów i sreber. Stwierdzała to notatka pozostawiona na stole w kuchni. Służby nie było. Zawód służącego przestał być atrakcyjny. Psa również nie było.

Mieli kiedyś psa imieniem Spot, ale im zdechł. Zdarza się. Billy bardzo lubił Spota, a Spot jego.

* * *

Billy wszedł po wyłożonych chodnikiem schodach do swojej małżeńskiej sypialni. Pokój miał tapetę w kwiatki. Stało tam podwójne łóżko i radio z budzikiem na nocnym stoliku. Na tym samym stoliku znajdował się wyłącznik elektrycznego koca i łagodnego wibratora, podłączonego do sprężyn materaca. Wibrator nosił nazwę „Magiczne Palce” i był również pomysłem doktora.

Billy zdjął swoje specjalne okulary o trzech ogniskowych, marynarkę, buty i krawat, zapuścił żaluzje i zasłony i położył się na zaścielonym łóżku. Sen jednak nie przychodził. Zamiast tego przyszły łzy. Kapały. Billy włączył „Magiczne Palce”. Płakał i był kołysany.

* * *

Odezwał się dzwonek przy drzwiach wejściowych. Billy wstał i wyjrzał przez okno, żeby zobaczyć, kto czeka przed drzwiami. Był to kaleka, miotany drgawkami w przestrzeni, tak jak Billy miotany był drgawkami w czasie. Drgawki zmuszały go do nieustannego konwulsyjnego tańca i nieustannych zmian wyrazu twarzy, jakby chciał naśladować różnych słynnych aktorów filmowych.

Drugi kaleka dzwonił do domu naprzeciwko. Ten nie miał nogi. Był tak wciśnięty pomiędzy swoje kule, że ramiona zasłaniały mu uszy.

Billy wiedział, co się święci: kalecy wyłudzali pieniądze rzekomo na przedpłatę czasopism. Ludzie wpłacali, ponieważ ajenci budzili w nich litość. Billy słyszał o tej szajce od mówcy na obiedzie w Klubie Lwów dwa tygodnie temu — był to przedstawiciel Biura Rozwoju Przemysłu i Handlu. Powiedział, że każdy, kto zobaczy tych połamańców zbierających w sąsiedztwie przedpłatę na prasę, powinien natychmiast zawiadomić policję.