Выбрать главу

Nowy przeskok w czasie przeniósł Billy’ego w dzieciństwo. Był niemowlęciem wykąpanym właśnie przez matkę. Teraz owinęła go w ręcznik i przeniosła do różowego, pełnego słońca pokoju. Odwinęła go, położyła na łaskoczącym ręczniku, posypała pudrem między nóżkami, bawiła się z nim, poklepując go po małym, grubym brzuszku, który pod jej dłonią wydawał mlaskające dźwięki.

Billy śmiał się i gaworzył.

* * *

A potem znowu był dorosły, był optykiem i grał w golfa w upalne niedzielne przedpołudnie. Nie chodził już do kościoła. Grał z trzema innymi optykami. Siedmioma uderzeniami zbliżył się do dołka i teraz znowu była jego kolej.

Wycelował bezbłędnie z odległości ośmiu stóp. Schylił się, aby wyjąć piłkę z dołka, i w tym momencie słońce zaszło za chmurę. Billy’ego na chwilę zamroczyło. Kiedy się ocknął, nie znajdował się już na polu golfowym. Był przywiązany do żółtej kanapy w białej kajucie na pokładzie latającego talerza, który zmierzał ku Tralfamadorii.

* * *

— Gdzie ja jestem? — spytał budząc się Billy Pilgrim.

— Jest pan uwięziony w innej bryłce bursztynu, panie Pilgrim. Jesteśmy tam, gdzie musimy być w danej chwili, to znaczy w odległości trzystu milionów mil od Ziemi, i zbliżamy się do fałdy czasu, która skróci naszą podróż na Tralfamadorię z kilku stuleci do kilku godzin.

— Jak… ja się tu znalazłem?

— To mógłby panu wyjaśnić tylko inny Ziemianin. Ziemianie są wielkimi specjalistami od wyjaśniania. Wyjaśniają, dlaczego dane wydarzenie jest tak a nie inaczej skonstruowane, tłumaczą, w jaki sposób można pewne sytuacje stworzyć, a innych uniknąć. Ja jestem Tralfamadorczykiem i patrzę na czas tak, jak wy moglibyście patrzeć na łańcuch Gór Skalistych. Czas to jest czas i nie ulega zmianie. Żadne ostrzeżenia ani wyjaśnienia nie mają wpływu na czas. On po prostu jest. Jeśli przyjrzy się pan poszczególnym chwilom, to przekona się pan, że — jak już wspomniałem — wszyscy jesteśmy owadami w bursztynie.

— Mówi pan tak, jakby pan nie wierzył w wolną wolę — powiedział Billy Pilgrim.

— Gdyby nie moje długoletnie studia nad Ziemianami — odpowiedział Tralfamadorczyk — nie wiedziałbym w ogóle, co to znaczy „wolna wola”. Byłem na trzydziestu jeden zamieszkanych planetach i studiowałem materiały dotyczące stu innych. Ziemia jest jedyną planetą, na której wspomina się o czymś takim jak wolna wola.

5

Billy Pilgrim mówi, że mieszkańcom Tralfamadorii Wszechświat nie przedstawia się w postaci mnóstwa świecących punktów na niebie. Oni widzą wszystkie miejsca, w których każda z gwiazd była i będzie, tak więc dla nich niebo jest wypełnione jakby rozrzedzonym, świetlistym makaronem. Również ludzie nie są dla Tralfamadorczyków istotami dwunogimi. Widzą oni ludzi jako ogromne krocionogi, z nóżkami niemowlęcia na jednym końcu i nogami starca na drugim końcu, jak powiada Billy Pilgrim.

* * *

Billy poprosił o coś do czytania w drodze na Tralfamadorię. Ci, którzy go porwali, wieźli mikrofilmy pięciu milionów ziemskich książek, ale nie mogli wyświetlić ich w kabinie Billy’ego. Mieli tylko jedną normalną książkę w języku angielskim, którą chcieli umieścić w tralfamadoriańskim muzeum. Była to Dolina lalek Jacąueline Susann. Billy przeczytał ją i uznał, że miejscami jest całkiem niezła. Jej bohaterowie niewątpliwie bywali raz na wozie, raz pod wozem, ale Billy nie chciał czytać w kółko tylko o zmianach pozycji, poprosił więc o coś lepszego.

— Mamy powieści tralfamadoriańskie, ale obawiam się, że byłyby dla pana niezrozumiałe — odezwał się głośnik na ścianie.

— Chciałbym zobaczyć choć jedną z nich.

Przysłano mu kilka. Były bardzo cienkie. Tuzin takich książeczek musiałby się złożyć na jedną Dolinę lalek z jej raz na wozie, raz pod wozem, raz na wozie, raz pod wozem.

* * *

Billy oczywiście nie umiał czytać po tralfamadoriańsku, ale widział przynajmniej, jak wygląda wnętrze takiej książki — krótkie akapity oddzielone gwiazdkami. Billy wspomniał, że te grupki symboli przypominają mu telegramy.

— Słusznie — powiedział głos.

— Więc to są rzeczywiście telegramy?

— Na Tralfamadorii nie używa się telegramów, ale w zasadzie ma pan rację: każda taka grupka symboli to krótka, pilna informacja opisująca jakąś sytuację czy wydarzenie. My, Tralfamadorczycy, czytamy je wszystkie naraz, a nie jedną po drugiej. Wiadomości te nie mają ze sobą żadnego szczególnego związku, ale autor dobrał je starannie w ten sposób, aby widziane jednocześnie składały się na obraz piękny, zaskakujący i głęboki. Nie ma początku, środka ani końca, nie ma sensacyjnej fabuły, morału, przyczyn ani skutków. My cenimy w naszych książkach głębię, jaką daje jednoczesne oglądanie wielu pięknych momentów życia.

* * *

W chwilę później latający talerz pokonywał barierę czasu i Billy’ego odrzuciło z powrotem do dzieciństwa. Miał dwanaście lat i trząsł się ze strachu stojąc wraz z rodzicami w Miejscu Jasnego Anioła na skraju Wielkiego Kanionu. Mała ludzka rodzina patrzyła na dno Kanionu, które rozciągało się o milę niżej.

— Tak — powiedział ojciec Billy’ego odważnie strącając butem kamyk w przepaść — otóż i on.

Przyjechali do tego słynnego miejsca samochodem. Po drodze siedem razy łapali gumę.

— Warto było przyjechać — powiedziała matka Billy’ego z zachwytem. — O Boże, naprawdę warto było.

Billy nienawidził Kanionu. Miał uczucie, że zaraz tam wpadnie. Matka dotknęła jego ramienia i wtedy popuścił w spodnie.

* * *

Obok nich stali inni turyści, również zaglądając do Kanionu, i przewodnik, który miał odpowiadać na pytania. Jakiś Francuz, który przyjechał tutaj aż z Francji, spytał go łamaną angielszczyzną, czy wielu samobójców skacze stąd w przepaść.

— Owszem — odpowiedział przewodnik. — Średnio trzy osoby rocznie.

Zdarza się.

* * *

Billy zrobił bardzo krótką podróż w czasie, maleńki, zaledwie dziesięciodniowy przeskok, tak że nadal miał dwanaście lat i nadal zwiedzał z rodziną Dziki Zachód. Byli teraz w grotach Carlsbad i Billy modlił się gorąco, aby Bóg pozwolił mu wydostać się stąd, zanim strop spadnie im na głowy.

Przewodnik opowiadał, że jaskinie odkrył pewien cowboy, kiedy zobaczył wielką chmarę nietoperzy wylatujących z dziury w ziemi. Potem powiedział, że zgasi wszystkie światła i że większość obecnych zapewne po raz pierwszy w życiu znajdzie się w doskonałych ciemnościach.

Światła zgasły. Billy nie wiedział nawet, czy jeszcze żyje. Nagle w powietrzu z jego lewej strony ukazał się jakiś upiór. Upiór składał się z cyferek. To jego ojciec wyjął swój kieszonkowy zegarek z fosforyzującą tarczą.

* * *

Billy przeskoczył z całkowitej ciemności do całkowitej jasności i znalazł się znowu na wojnie. Był z powrotem w odwszalni. Prysznic się skończył. Niewidzialna ręka zakręciła kurek.

Kiedy Billy dostał z powrotem swoje ubranie, nie było ono ani odrobinę czystsze, ale wszystkie gnieżdżące się w nim drobne zwierzątka wyginęły. Zdarza się. Jego nowy płaszcz odtajał i nie sterczał już sztywno. Był o wiele za mały na Billy’ego. Miał futrzany kołnierz i jedwabną szkarłatną podszewkę. Został widocznie uszyty na jakiegoś impresaria o posturze małpy kataryniarza. Poza tym był cały podziurawiony kulami.