— Uhum.
Nogi Lazzara trzymał pułkownik, który dał Billy’emu zastrzyk uspokajający. Dobra Wróżka był zły i zawstydzony zarazem.
— Gdybym wiedział, że to taki kurczak — powiedział — nie uderzyłbym go tak mocno.
— Uhum.
Dobra Wróżka nie ukrywał swego obrzydzenia do Amerykanów.
— Słabe toto, śmierdzi, rozczula się nad sobą — banda skomlących, brudnych, pieprzonych złodziejaszków.
— Straszne tatałajstwo — zgodził się pułkownik.
W tym momencie wszedł niemiecki major. Pozostawał w wielkiej zażyłości z Anglikami. Odwiedzał ich prawie codziennie, grywał z nimi w karty, wygłaszał dla nich odczyty na temat historii Niemiec, grał na fortepianie i udzielał im lekcji konwersacji. Często powtarzał, że oszalałby, gdyby nie ich kulturalne towarzystwo. Jego angielszczyzna była nienaganna.
Major przepraszał Anglików, że muszą znosić obecność amerykańskich szeregowców. Obiecywał im, że nie potrwa to dłużej niż kilka dni, że Amerykanie zostaną wkrótce odesłani do Drezna jako kontraktowi robotnicy. Miał przy sobie rozprawę wydaną przez Niemiecki Związek Pracowników Więziennictwa. Był to raport na temat zachowania się w Niemczech amerykańskich jeńców wojennych, pióra dawnego obywatela amerykańskiego, obecnie piastującego wysokie stanowisko w niemieckim Ministerstwie Propagandy. Nazywał się Howard W. Campbell junior. Powiesi się później w więzieniu, oczekując rozprawy jako zbrodniarz wojenny.
Zdarza się i tak.
Podczas gdy brytyjski pułkownik składał złamaną rękę Lazzara i rozrabiał gips, niemiecki major tłumaczył na głos fragmenty monografii Howarda W. Campbella juniora. Campbell był swego czasu dość wziętym dramaturgiem. Jego monografia zaczynała się tak:
„Ameryka jest najbogatszym krajem na Ziemi, ale jej obywatele to przeważnie ludzie biedni i tych biednych Amerykanów uczy się nienawiści do samych siebie. Amerykański humorysta Kin Hubbard powiada: «Ubóstwo nie hańbi, ale właściwie powinno.» I rzeczywiście, mimo że Ameryka jest krajem ludzi biednych, biedny Amerykanin czuje się jak przestępca. Każdy inny naród ma w swoich tradycjach ludowych bohaterów, którzy byli biedni, ale niezwykle mądrzy i dzielni i dlatego bardziej godni szacunku niż możni i bogacze. W Ameryce biedacy nie mają takich opowieści. Zamiast tego szydzą z siebie i gloryfikują bogaczy. W najpośledniejszej knajpie, której właściciel sam jest biedakiem, będzie wisiał na ścianie napis z okrutnym pytaniem: Jak jesteś taki mądry, to dlaczego nie jesteś bogaty?
Będzie tam też amerykańska flaga wielkości dziecięcej dłoni, przyklejona do patyka po lizaku i zatknięta przy kasie.”
Autor tej monografii, rodem z Schenectady w stanie Nowy Jork, posiadał zdaniem niektórych najwyższy współczynnik inteligencji spośród wszystkich zbrodniarzy wojennych, którzy mieli zawisnąć na szubienicy. Zdarza się.
„Amerykanie, podobnie jak ludzie na całym świecie, wierzą w pewne mity nie mające nic wspólnego z rzeczywistością — twierdził autor monografii. — Najbardziej szkodliwym ze wszystkich amerykańskich kłamstw jest przesąd, że w Ameryce łatwo można się dorobić. Nie uznając faktu, że zdobycie pieniędzy jest ogromnie trudne, wszyscy ci, którzy ich nie zdobyli, mają pretensje tylko do siebie. Ta tendencja do samooskarżania jest wielkim atutem w ręku bogatych i możnych, którzy dzięki temu mogli robić dla swoich biednych mniej (tak w sensie społecznym, jak i prywatnym) niż jakakolwiek klasa rządząca, powiedzmy, od czasów Napoleona.
Ameryka dała światu wiele nowości. Najbardziej przerażającą z nich jest bezprecedensowe zjawisko — masa biedaków pozbawionych poczucia własnej godności. Nie są oni zdolni do miłości, gdyż nie kochają samych siebie. Z chwilą gdy to zrozumiemy, odrażające zachowanie się amerykańskich szeregowców w niemieckich obozach jenieckich przestaje być tajemnicą.”
Dalej Howard W. Campbell junior omawia mundur amerykańskiego szeregowca w drugiej wojnie światowej.
„Każda inna armia w historii, niezależnie od stopnia zamożności, próbowała odziać nawet najmarniejszych swoich żołnierzy tak, by we własnych oczach oraz w oczach innych ludzi wyglądali na ekspertów od picia, kopulacji, rabunków i nagłej śmierci. Tymczasem armia amerykańska wysyła szeregowców na walkę i śmierć w nieco zmienionym garniturze businessmena, jakby był darem wyniosłej instytucji dobroczynnej, która rozdaje odzież pijakom w slumsach.
Kiedy elegancki oficer zwraca się do takiego byle jak ubranego łazika, beszta go, podobnie jak wszyscy oficerowie we wszystkich armiach. Ale jego połajanki nie są, tak jak w innych armiach, dobrodusznie teatralne. Jest to wyraz rzeczywistej pogardy dla biedaków, którzy za swoją biedę nie mogą winić nikogo prócz siebie.
Przedstawiciele administracji obozowej, którzy mają po raz pierwszy zetknąć się z amerykańskimi jeńcami-szeregowymi, powinni wiedzieć, co ich czeka. Nie oczekujcie braterskiej miłości nawet między braćmi. Nie spodziewajcie się żadnej więzi pomiędzy jednostkami. Każdy będzie jak ponure dziecko, które marzy skrycie o śmierci.”
Campbell opisywał dalej, czego Niemcy nauczyli się na temat amerykańskich jeńców. Zyskali wszędzie opinię najbardziej użalających się nad sobą, najmniej koleżeńskich i najbrudniejszych ze wszystkich jeńców. Nie byli zdolni do żadnej zbiorowej akcji dla swego własnego dobra. Okazywali lekceważenie wybranym ze swego grona przywódcom, odmawiali im posłuszeństwa lub w ogóle nie chcieli ich słuchać. Krzyczeli, że nie są lepsi od nich i żeby przestali strugać ważniaków.
I tak dalej. Billy Pilgrim zasnął i obudził się jako wdowiec w swoim pustym domu w Ilium. Jego córka Barbara robiła mu właśnie wyrzuty za pisanie ośmieszających rodzinę listów do gazet.
— Czy słyszysz, co do ciebie mówię? — dopytywała się Barbara. Był znowu rok 1968.
— Oczywiście — odpowiedział sennie.
— Jeśli nadal będziesz zachowywał się jak dziecko, to będziemy musieli odpowiednio cię traktować.
— Zdarzy się zupełnie co innego — powiedział Billy.
— Zobaczymy jeszcze, co się zdarzy.
Wielka Barbara zatarła ręce.
— Strasznie tu zimno — powiedziała. — Czy ogrzewanie jest włączone?
— Ogrzewanie?
— Piec. To, co stoi w piwnicy. To, co ogrzewa powietrze w kaloryferach. Chyba jest popsuty.
— Możliwe.
— Nie jest ci zimno?
— Nie zauważyłem.
— O Boże! Naprawdę jesteś jak dziecko. Jak cię tu zostawimy, zamarzniesz na śmierć albo umrzesz z głodu.
I tak dalej. Z prawdziwą lubością poniewierała jego godność w imię miłości.
Barbara wezwała rzemieślnika i zapędziła Billy’ego do łóżka, wymuszając na nim obietnicę, że do czasu naprawy ogrzewania będzie leżał pod elektrycznym kocem. Nastawiła regulator na maksimum i wkrótce w łóżku Billy’ego można by piec chleb.
Kiedy Barbara wyszła zatrzaskując za sobą drzwi, Billy przeskoczył w czasie z powrotem do ogrodu zoologicznego na Tralfamadorii. Właśnie sprowadzono mu z Ziemi towarzyszkę. Była to Montana Wildhack, gwiazda filmowa.
Montana otrzymała dużą dawkę środków nasennych. Tralfamadorczycy w maskach gazowych wnieśli ją do pomieszczenia Billy’ego, złożyli na żółtej kanapie i wyszli przez śluzę powietrzną. Ogromny tłum widzów był zachwycony. Wszelkie rekordy frekwencji w Zoo zostały tego dnia pobite. Każdy Tralfamadorczyk chciał zobaczyć, jak Ziemianie to robią.