Выбрать главу

— Spekulacja piąta. Jak na tajemniczy artefakt obcych, trochę to byle jakie. Lepsze efekty specjalne widziałem w Mieście i wsi.

— Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Wygląda, jakbyśmy sami go zbudowali — gdybyśmy chcieli sami sobie coś przekazać.

— W sposób, którego nie da się zignorować, przez asteroidę, której tor przecina się z Ziemią. Tak żebyśmy musieli usunąć ją sobie z drogi.

Lisa Durnau się waha. To już nawet nie jest naciągane.

— Z przyszłości.

— Nie ma w nim nic, czego nie moglibyśmy osiągnąć w paręset lat.

— To ostrzeżenie?

— A po co wysyłać coś w przeszłość, jeśli nie chcesz naprawdę, kurna, konkretnie zmienić historii? Lullowie i Durnauowie, nasze n-prawnuki natrafiły na coś, z czym nie mogą sobie poradzić. Ale gdyby zajęły się tym z paręsetletnim wyprzedzeniem…

— Nie wyobrażam sobie, co to może być takiego. Potrafią przenosić rzeczy w czasie, a jeszcze mają z tym czymś problem.

— Za to ja sobie wyobrażam — mówi Thomas Lull. — Ostateczna wojna między ludźmi a aeai. Będziemy się mierzyć z aeai dziesiątej generacji, o mocy sto milionów większej niż Trójki.

— Oznacza to, że będą operować na tym samym poziomie, co kod Wolframa-Friedkina będący podstawą naszej fizycznej rzeczywistości — mówi Lisa Durnau. — W takim razie…

— Mogłyby bezpośrednio manipulować fizyczną rzeczywistością.

— Mówisz o czarach. Bóg, czary… Jezus, Lull. Mam obiekcje. Pierwsza: co, cofnęli to w czasie o siedem miliardów lat?

— Anomalia grawitacyjna wzburzyła mgławicę pyłu, która stała się naszym Układem Słonecznym. Jakaś przelatująca czarna dziura mogła być świetnym punktem zakotwiczenia dla takiego tunelu czasoprzestrzennego. W każdym razie, przecież wiedzieli, że my się tu pojawimy.

— Świetnie, Lull. To masz teraz drugą: jak na wiadomość do nas, to trochę mętna. Czemu nie napisali: „Pomocy, rozpierdalają nas Sztuczne Inteligencje jak bogowie”?

— I jak myślisz, jaki to by odniosło skutek? Kiedy to wszystko rozpracujemy, będziemy gotowi na to, co ma nam do powiedzenia Tabernakulum.

— Lull, nie przekonujesz mnie. Już mniejsza o dziesiąte generacje, o tunele czasoprzestrzenne, ale zauważ, że fakt wysłania tego ostrzeżenia rozgałęzia nas do wszechświata, w którym my mamy przewagę czasową, a ich w ich wszechświecie skazuje na porażkę… no, zresztą dobra, ale dlaczego, cholera jasna, ty, ja i ta osiemnastka, co umie gadać z maszynami, jesteśmy aż tak ważni?

Thomas Lull wzrusza ramionami, szczerząc zęby z tą denerwującą miną: „nie wiem i wali mnie to”. Od tego gestu Lisa zawsze dostawała piany, zbijając jego spekulacje podczas podobnych seansów. Jednakże teraz Lull wyciąga ukradzione zdjęcia czaszki Aj.

— Twoja część transakcji.

— W porządku. Dla mnie nie to jest tajemnicą. To tylko teoria na potwierdzenie. Tajemnicze jest to, jak ona zatrzymała te awadhskie roboty. Kiedy skreślimy czary i Boga, zostaje nam tylko technologia. I tu właśnie mamy technologię: technikę, która pozwala ludzkiemu mózgowi komunikować się z maszynami. Ona je zhakowała.

— Żadnego Boga, żadnych bogów — mówi Thomas Lull.

Lisa czuje przechodzącą przez kadłub wodolotu wibrację. Statek redukuje ciąg strugowodnych dysz, osiada głębiej na płatach, podchodząc do zatłoczonego nabrzeża pod Patną. Przez szybę można zauważyć tanie, masowo produkowane lekkie hale przemysłowe i posturbanistyczną chaotyczną zabudowę przemysłu infotechnologicznego, tuż nad szerokimi, piaszczystymi brzegami Gangesu.

— A co ona widzi? Aureolę informacji wokół ludzi i przedmiotów. Widzi ptaka, mówi ci nazwę gatunku. Całkiem jak w „Ptakach Południowych Indii”. Na dworcu mówi jakiejś rodzinie, że ich syn jest aresztowany, który złapać pociąg, jakiego wziąć adwokata. To są raporty policyjne, żółte strony książki telefonicznej z Ahmedabadu i rozkład Mumbai Railroads. Pod każdym względem zachowuje się tak, jakby miała mózg podpięty do sieci.

Lisa delikatnie muska palcami widmowe rysunki na Tabliczce.

— I właśnie tak… ona to robi. Nie wiem, kim jest, nie wiem, jak się w to wplątali Jean-Yves i Anjali, wiem tylko, że ktoś wziął dziewczynkę i przeprowadził na niej eksperyment, stworzył jakieś potworne środowisko testowe dla nowych interfejsów mózg-maszyna.

Pasażerowie krzątają się, zbierają podopiecznych i dobytek. Krótka chwila wytchnienia na wodzie niemal dobiegła końca, teraz muszą stawić czoło nowemu, dziwnemu, nieznanemu miastu.

— Do tego miejsca w pełni się z tobą zgadzam, L. Durnau — mówi Thomas Lull. — Tylko że mnie się wydaje, że to jest odwrotnie. Ten system nie służy człowiekowi do kontaktu z maszyną, ale maszynie do interakcji z ludzkim mózgiem. Ona jest aeai władowanym do ludzkiego ciała. Jest pierwszym i ostatnim ambasadorem Trzecich Generacji wobec ludzkości. Myślę, że właśnie dlatego jesteśmy wszyscy razem w Tabernakulum. To przepowiednia spotkania.

* * *

Jest sierotą w mieście bogów i dlatego nigdy nie jest sama. Bogowie trzepoczą wokół niej jak skrzydła, bogowie kłębią się wokół głowy, bogowie koziołkują pod stopami, bogowie rozwierają się przed nią jak milion otwierających się bram. Unosi rękę — dziesięć tysięcy bogów rozdziela się i zlewa na powrót. Roi się od nich każdy budynek, pojazd, każda latarnia i neon, każda kapliczka i uliczne światła. Wystarczy, że spojrzy, a może przeczytać setkę danych rejestracyjnych fatfatów, daty urodzenia i adresy właścicieli, ich historię ubezpieczeniową, ratingi kredytowe, zapisy o wykształceniu i wpisy w policyjnych kartotekach, numery kont bankowych, wyniki egzaminów ich dzieci, numery butów żon. Bogowie rozwijają się jeden z drugiego jak papierowe serpentyny. Bogowie przeplatają się nawzajem jak złote nici na krośnie do jedwabiu. W dali, za łuną miasta, nocny horyzont jest jak korona wysadzana bóstwami. W tle ulicznego hałasu, wycia syren, podniesionych głosów, klaksonów i dudniącej muzyki, szepce do niej dziewięć milionów bogów.

Biją się, ostrzega bóg gali odchodzącej od jasno oświetlonej ulicy ćaj-barów i straganów z przekąskami. Zatrzymuje się, słysząc narastający jazgot męskich głosów rezonujący w wąskim, zadaszonym dźharokami zaułku. Nadbiega rozwrzeszczana fala studentów-karsewaków. W bogoprzestrzeni wybiera sobie jednego z nich: Mangat Singhal, student mechaniki na University of Bharat. Od trzech lat pełnoprawny członek młodzieżówki Shivaji; dwa razy aresztowany za niszczenie mienia podczas protestu na rondzie Sarkhand. Jego matka ma raka krtani spowodowanego paleniem papierosów i zapewne przed końcem roku pójdzie na ghaty. Tędy, mówi bóg postojów taksówek, pokazując jej maruti lawirujące pomiędzy spanikowanymi herbaciarzami, pospiesznie gaszącymi ogień pod rusztami. Szkoda szacowana na dwadzieścia tysięcy rupii, mówi bóg od drobnych szkód ubezpieczeniowych, kiedy słyszy z tyłu łomot przewróconego przez karsewaków herbacianego straganu. Odmowa wypłaty odszkodowania na podstawie klauzuli wyłączającej zamieszki. Kontakt z twoją taksówką za trzydzieści pięć sekund. Teraz w lewo. Jest dokładnie w odpowiednim miejscu, kiedy zza rogu wyjeżdża maruti i zatrzymuje się na machnięcie jej dłoni.

— Nie jadę — odpowiada szofer, kiedy podaje mu adres na basti.

— Dobrze zapłacę. — Bankomat niedaleko po prawej, mówi bóg centrów handlowych. — Proszę tu stanąć.

Bankomat łyka kartę bez wahania, bez pytania, nie chce ani PIN-u, ani skanu twarzy. Ile ci trzeba? — pyta bóg bankowości elektronicznej. Podaje mu pięciocyfrową kwotę. Czeka na gotówkę tak długo, że zaczyna się obawiać, czy taksiarz nie poszuka sobie bezpieczniejszego pasażera. Taksówka o numerze VRJ117824C45 nadal czeka przy krawężniku, informuje bóg ożywiający uliczne kamery. Mrugnięciem przenosi się w jego punkt widzenia, widzi z góry siebie, przyciśniętą do bankomatu, usiłującą złożyć na pół grube zwitki banknotów, widzi za sobą taksówkę i przejeżdżający obok mały konwój wojskowych hummerów.