— I wszystko się skończyło. Mam ochotę powiedzieć, że jak film, lecą napisy, zapalają się światła i wracamy do rzeczywistości, ale tak nie było. Zabrakło trzeciego aktu. Tego, gdzie wbrew-wszelkim-przeciwnościom-żyli-długo-i-szczęśliwie. Po prostu robiło się coraz gorzej i gorzej, aż się skończyło. Urwało się, jakby pękła taśma i nagle nie mieszkałom w apartamencie na Manori Beach, nie chodziłom do szkoły Johna Connona i na te wszystkie imprezy, gdzie gwiazdy cmokały „ależ on śliczny i zobacz tylko jak wyrósł”. Mieszkałom w dwupokojowym mieszkaniu w Thane, z Costanzą, chodziłom do katolickiej szkoły Bom Jesus i nienawidziłom tego. Nienawidziłom. Chciałom wrócić do tej magii, tańca, zabawy, przyjęć i chciałom, żeby to trwało jeszcze po napisach. Po prostu, żeby wszyscy patrzyli na mnie i mówili: „Wow”. Tyle. Wow.
Usiadło prosto, aby wzbudzić zachwyt, lecz tamten spojrzał z przestrachem i czymś jeszcze, czego Tal nie umiało zidentyfikować.
— Niezwykła z ciebie istota — powiedział. — Czułoś kiedykolwiek, że żyjesz w dwóch światach naraz i żaden z nich nie jest prawdziwy?
— Dwóch? Skarbie, światów jest tysiące. I są tak prawdziwe, jak tylko zechcesz. Ja coś o tym wiem, całe życie przeżyłom pomiędzy nimi. Żaden nie jest prawdziwy, ale jak się do nich wejdzie, wszystkie są takie same.
Mężczyzna kiwnął głową, nie na znak zgody z tym, co powiedziało Tal, ale w odpowiedzi na jakiś wewnętrzny dialog. Poprosił o rachunek, zostawił na srebrnej tacy plik banknotów.
— Robi się późno, a ja jutro z rana mam sprawy.
— Jakie to sprawy?
Uśmiechnął się.
— Jesteś już drugą osobą, która mnie dzisiaj o to pyta. Zajmuję się zarządzaniem informacją. Dziękuję, że tu ze mną przyjechałoś i dotrzymałoś mi towarzystwa. Jesteś naprawdę niezwykłą osobą, Tal.
— Nie przedstawiłeś mi się.
— Prawda, raczej nie.
— Jakie to męskie — powiedziało Tal, wychodząc za facetem na ulicę. Ten już zatrzymywał taksówkę.
— Możesz mi mówić Khan.
Coś się zmieniło, pomyślało Tal, wsuwając się na tylne siedzenie marud. W Banana Clubie ten Khan był nerwowy, nieśmiały, pełen poczucia winy. Nawet w restauracji nie czuł się swobodnie. Coś z jego opowieści wpłynęło na jego myśli i nastrój.
— Po północy nie jeżdżę do White Fortu — powiedział taksówkarz.
— Zapłacę potrójnie — odparł Khan.
— Podjadę najbliżej, jak się da.
Khan oparł głowę na zatłuszczonym oparciu.
— Wiesz, ta restauracyjka naprawdę jest świetna. Właściciel przyjechał tu z dziesięć lat temu, w ostatniej fali kurdyjskiej emigracji. Trochę… mu pomogłem. Założył ten interes, dobrze mu idzie. Chyba i on jest uwięziony między dwoma światami.
Tal słuchało tylko jednym uchem, kuląc się w arakowym poblasku. Przytuliło się do Khana, dla ciepła, dla oparcia. Wsunęło wewnętrzną rękę w przestrzeń między nimi. Rząd wypukłości sterczał w ulicznym świetle, jak sutki u karmiącej suki. Tal widziało, że Khan wzdrygnął się na ten widok. Potem dłoń wepchnęła mu się za luźne spodnie, nad nim zamajaczyła twarz, usta zacisnęły się na jego wargach. Język wciskał się do środka jego ciała. Tal wydało stłumiony krzyk, Khan cofnął się wstrząśnięty, robiąc miejsce, by Tal mogło odepchnąć go i krzyknąć. Fatfat podskoczył i stanął pośrodku drogi. Tal już otworzyło drzwi i wyskoczyło, ciągnąc za sobą szal, zanim jeszcze uświadomiło sobie, co właściwie robi.
Tal pobiegło.
Tal przestaje biec. Staje z dłońmi na udach, dyszy. Khan ciągle tam jest, patrzy przez mgłę reflektorów, nadaremno krzyczy w uliczny zgiełk. Tal powstrzymuje szloch. Ciągle czuje na skórze jego wodę po goleniu, smak jego języka w ustach. Dygocąc, czeka parę bezpiecznych minut, nim zatrzyma wolnego fatfata. DJ Aeai gra miks na Noc, która zrobiła się straszna.
ROZDZIAŁ 15
VISHRAM
Nowy szyk na nowy dzień. Pod markizą Ośrodka Badawczego Ranjita Raya stoją w szyku wszyscy, od sprzątaczy po dyrektora. Wyglądają na zdenerwowanych. Ale nie tak, jak wasz niespodziewany i nieprzygotowany prezes, myśli Vishram Ray, gdy samochód zmysłowo grzechocze na żwirowym podjeździe. Sprawdza mankiety, pociąga za kołnierzyk.
— Trzeba było włożyć krawat — mówi Marianna Fusco. Jest opanowana, nieskazitelna, wszystkie kanty idealnie geometryczne.
— Nanosiłem się już krawata za całe życie — odpowiada Vishram, przylizując włosy w lusterku w zagłówku szofera. — W każdym razie, jak zaświadczy dowolny historyk ubrania, krawat ma jeden ceclass="underline" wskazywać na twojego fiuta. To niespecjalnie po hindusku, wiesz.
— Vishram, wszystko wskazuje na twojego fiuta.
Vishramowi wydaje się, że, otwierając drzwi, słyszy pogardliwy śmieszek szofera.
— Nic się nie denerwuj, już się z tobą łączę.
Marianna szepce mu do ucha, gdy z namaszczeniem idzie po stopniach. W głowie ożywa mu hoek. Obraz przez chwilę jest rozmazany, zanim aeai nie usunie śmieci i nie odfiltruje reklam, i już idzie z wyciągniętą ręką na spotkanie dyrektora. GANDHINAGAR SURJEET, mówi unoszący się przed nim niebieski tekst. UR. 2009-02-21, ŻONA SANJUAY, DZIECI: RUPESH (7) I NAGESH (5). W RAY RESEARCH OD 2043, WCZEŚNIEJ WYDZIAŁ ZASOBÓW ODNAWIALNYCH UNIWERSYTETU W BANGALORE. PIERWSZY DOKTORAT… Vishram mrugnięciem pozbywa się reszty informacji.
— Panie Ray, witamy pana serdecznie w naszym ośrodku.
— To dla mnie przyjemność, doktorze Surjeet.
Naprawdę chodzi tylko o odgrywanie roli.
— Zastał pan nas nieco nieprzygotowanych.
— Nawet w połowie nie tak, jak ja sam. — Żart chyba wchodzi dobrze. Ale wtedy powinni się zaśmiać, prawda? Doktor Surjeet podchodzi do szefów działów.
INDERPAULGAUR — mówi niestrudzony palmer. UR. 2011-08-15, CHANDIGARH. DZIAŁ BIOMASY STAN CYWILNY: WOLNA. HISTORIA ZATRUDNIENIA W RAY POWER: DO R D PRZYSZŁA W 2034 Z UNIVERSITY OF PANJAB, FILIA W CHANDIGARH.
DAJ MU ICH PRZEDSTAWIĆ — ostrzega Marianna liliowym kolorem nad głową doktora Surjeeta. Doktor Gaur to zębata, pulchna kobieta w tradycyjnym stroju, choć hoek z anodyzowanego aluminium zakrzywiający się obok kucyka nie ma w sobie nic staromodnego. Vishram zastanawia się, co wypisuje nad jego głową. VISHRAM RAY — SYN MARNOTRAWNY. NIEUDANY PRAWNIK. KOMIK AMATOR. MA SIĘ ZA ZABAWNEGO, JAK NIE WIEM CO.
— To dla mnie wielki zaszczyt — mówi, wykonując namaste.
— Dla mnie przede wszystkim, zapewniam panią — odpowiada Vishram.
I dalej, wzdłuż szeregu szefów działów, starszych pracowników naukowych, kierowników zespołów oraz tych, którzy mają na koncie ważne publikacje.
— Jestem Khaleda Husainy — mówi drobna, energiczna kobieta w kostiumie w zachodnim stylu i czadorze na głowie. — Miło mi pana poznać. — Zajmuje się mikrogeneracją. Pasożytniczą energią.
— Czyli co, ludzie mogą wytwarzać prąd po prostu chodząc tam i z powrotem?
— Oczywiście, wystarczą pompy w chodniku — odpowiada z zapałem. — Wszędzie marnuje się ogromna ilość energii, tylko czeka, żebyśmy ją wykorzystali. Wszystko, co pan robi, co pan mówi, jest źródłem energii.
— Trzeba by to podpiąć do naszego działu prawnego.
Tym razem zasłużył sobie na chichoty.
— A co pani robi, żeby Ray Power stało się numerem jeden? — pyta młodą, prawie ładną kobietę, której przywieszka mówi „Sonia Yadav”.
— Nic — odpowiada z uśmiechem.
— Aha. — Vishram idzie dalej. Kolejne dłonie do uściśnięcia, twarze do zapamiętania. Woła za nim.