– Toteż dlatego Górski…
– I powiem wam, że stawiałabym na tatusia wszystkie pieniądze, gdyby nie Poręcz – ciągnęłam, doznawszy wyraźnej ulgi, bo w końcu nie ja to powiedziałam, tylko Piotruś Pan. – Poręcz Ewę zdołował artystycznie, cud, że z tego wyszła, więc dla tatusia był cennym sprzymierzeńcem. Sprzymierzeńca kropnął? Pogięło go do reszty? Wściekle mi ten Poręcz nie pasuje.
Całe towarzystwo energicznie pokiwało głowami, tylko Wierzbicki uczynił jakiś dodatkowy ruch kręcenia.
– Chyba powinienem tu coś dołożyć – rzekł z wahaniem.
– Niech pan dokłada, na co pan czeka?
– Ewa Marsz coś powiedziała! – zgadła Magda w nagłym natchnieniu i z Ostrowskiego wyraźnie strzeliło ku niej uwielbienie.
– Przeszkadzają mi naleciałości zawodowe – westchnął Wierzbicki. – Ujawnianie zwierzeń klienta, mam opory, a Ewa, pomijając związki osobiste, jest zarazem moją klientką. Powiedziała, że ojciec nie przebaczał oszustwa.
– A w ogóle cokolwiek przebaczał…?
– Z tego, co ja wiem, to chyba nigdy nic… – mruknął Piotruś Pan.
– Musiał nagle stwierdzić, że Poręcz robi go już nawet nie w konia, a w skończonego osła…
Wierzbicki kontynuował, a z wysiłkiem przełamywany opór prawie w nim trzeszczał.
– Nigdy nie lubiła o tym mówić wyraźnie, musiałem się domyślać, dopiero teraz, w tej ostatniej rozmowie, wybuchła w niej szczerość, jakby coś pękło…
– Pogadała od serca z Lalką! – wyrwało mi się odkrywczo.
Wierzbicki łypnął na mnie okiem.
– Możliwe. Przyznała, że zawziętość ojca nie miała granic, każdy sprzeciw, każdy protest, każde nieposłuszeństwo musiały zostać ukarane i czyhał na to niekiedy przez całe lata. Odwetowi poświęcał wszystkie siły. Zawsze kochał walkę. Celem jego życia było postawić na swoim i zniszczyć wroga, ona zaś ośmieliła się wyłamać i wymknąć mu z rąk. Małżeństwo jej pomogło…
Słuchaliśmy z szalonym zainteresowaniem.
– Dziwne, że do niego dopuścił – zauważyła Magda.
– Była pełnoletnia, wzięli ślub w tajemnicy. Nic już nie mógł zrobić. A Siedlak nie należy do miękkich i uległych, znałem go, spokojny, przyzwoity facet, świetny lekarz, ale twardy jak skała. Uparty, nie do ugryzienia. No i o inteligencji na znacznie wyższym poziomie.
– Jednak częściowo podobny do tatusia – wytknął Piotruś Pan, wciąż w doskonałym stanie.
Rzuciłam okiem na taras, pojawił się tam jeden kot i zaczął się przeciągać. Ale Piotruś Pan siedział tyłem do niego, nabrałam nadziei, że nie zauważy zwierzątka i taka na przykład autosugestia nie zadziała.
– Toteż, dlatego małżeństwo się rozpadło – kontynuował Wierzbicki. – O rezygnacji ze Szwajcarii nie chciał słyszeć, cel życiowy, gwiazda przewodnia, do tego zdrowie dziecka, kwestia leczenia… Ewa się poddała.
– Jeśli chciała zachować własną osobowość… – zaczął Ostrowski.
– Otóż to! Zdawała sobie z tego sprawę. Największym jej błędem było dopuścić do znajomości ojca z Poręczem, ale w owym momencie nie przewidywała jeszcze działalności Poręcza, jeszcze miała, jak sama to określiła, głupie złudzenia. Potem było za późno, bo i Poręcz zapragnął zemsty, z tym, że dla niego to była zarazem ucieszna rozrywka. Korzystna przy okazji. Charakter ojca zlekceważył, nie docenił go, ale przecież pan Wystrzyk nie jest głuchym paralitykiem, stykał się z ludźmi, jakieś echa go dobiegały i budziły cień wątpliwości. Wierzył Poręczowi, ponieważ chciał wierzyć, podobał mu się taki układ, potulna, mało zdolna Ewa, łatwa do prowadzenia w górę i w dół, a rozzłościł go cudzy udział. I cudze korzyści. W górę, proszę bardzo, pod warunkiem, że panuje nad tym on sam, a nie ktoś inny, bo w grę wchodzi jego własność. Miał wielkie nadzieje pokierować tymi strumieniami powodzenia albo klęski, kiedy nagle okazało się, że zmierzające do tego ryzykowne zagrania nie miały sensu, bo został podstępnie oszukany. Potwierdziły się wątpliwości…
– No proszę! – wykrzyknęła nagle Magda. – Słuchajcie, to chyba on właśnie podwędził te kasety! Obejrzał filmy… Niemożliwe, żeby mu się spodobały!
Poruszenie zapanowało przy salonowym stole, wszyscy jej przyklasnęli. Zaginiony przedmiot znalazł miejsce dla siebie.
– O tym akurat Ewa nie mówiła – zastrzegł się Wierzbicki. – Skoro już powtarzam, staram się o ścisłość. W rezultacie sama przyznała się do obaw, że sprawcą tych zabójstw jest jej własny ojciec i zażądała ode mnie wyjaśnienia sprawy. Ostrzegam pana – zwrócił się nagle do Ostrowskiego – że tą pańską kasetą zawładnę nawet, gdybym to musiał uczynić przemocą. Nagranie całej naszej rozmowy może się okazać nad wyraz użyteczne, ale równie dobrze nad wyraz szkodliwe. Uparcie wierzę, że nie ma wśród państwa żadnego wroga Ewy Marsz i że padną teraz jakieś wyjaśnienia, informacje i wnioski. Propozycje. Co właściwie możemy teraz zrobić?
Ostrowski najpierw z lekkim powątpiewaniem ocenił posturę mecenasa Wierzbickiego, potem zahaczył wzrokiem o Magdę, potem westchnął. Piotruś Pan przyjrzał się im obu z wielkim zainteresowaniem. Magda wykazała się szczytowym intelektem prawdziwej kobiety.
– Jestem za Ewą i osobiście wydrę ci tę kasetę dla mecenasa – oznajmiła buntowniczo. – Podstępem, jeśli nie zdołam inaczej. Dziennikarz i adwokat to dwa przeciwne sobie zawody, może przypadkiem ktoś z was to zauważył, jeden musi rozgłaszać, drugi musi ukrywać, chwilowo bardziej podoba mi się ukrywanie.
Doznałam ulgi, nie będą musieli się pobić i żadnemu nie grozi kompromitacja i zdaje się, że nie byłam w tym gronie jedyną osobą zadowoloną z pokojowego rozwiązania sprawy. Ruszyłam ciąg dalszy.
– Psychologicznie mamy całą aferę rozwikłaną i w dodatku ku mojej prywatnej, wielkiej satysfakcji, bo cały czas myślałam podobnie i samej sobie nie chciałam uwierzyć. Pani Wiśniewska… mówiłam wam przecież o sąsiadce Wiśniewskiej…? No, może nie, nie ma znaczenia, teraz mówię, mieszka piętro niżej, pod tatusiem. Otóż pani Wiśniewska dostarcza obfitego materiału, o cechach charakteru ojca Ewy mówi to samo, mściwy, uparty despota i tyran, pomylony na tle władzy nad córką. Był w Busku, potajemnie przyjeżdżał do Warszawy cudzym samochodem…
– Skąd pani wie?
– Widziałam na własne oczy. Wychodzi mi, że szukał tu Poręcza, który był w Krakowie…
– W końcu był i u mojej matki – wtrącił gniewnie Piotruś Pan. – Też go widziała na własne oczy.
– Krzyki na tle Poręcza, łajdaka i oszusta, pani Wiśniewska słyszała na własne uszy. O wyjeździe do Krakowa mówiła jego własna żona, zapewne nie wiedząc, co czyni. Poszlaki nam tu nad stołem szaleją, motyw aż warczy, psychopatia się kłania i co nam z tego? Co z tym fantem zrobić?
– Inspektor Górski potrzebny – zaopiniował Ostrowski, teraz już głośno i stanowczo.
– Słuszna uwaga – powiedział od strony przedpokoju inspektor Górski. – Jestem. Stoję tu już dość długo. Czy nie powinna pani jednak czegoś w domu zamykać, furtki albo drzwi…? Usłyszałem słowo „proszę”, więc wszedłem…
– …I tym razem, aż do jutra, nie mam żadnych obowiązków służbowych ani prywatnych! – oznajmiła Lalka z triumfem i niebotyczną satysfakcją, wkraczając w moje progi. – Nikt nie wie, że tu jestem. Pożyczysz mi jakieś ranne pantofle? Bo przyleciałam jak stałam, a w dodatku pozwolisz, że do jutra zamieszkam u ciebie, mówiłaś, że masz gościnny pokój, stać mnie na hotel, słowo ci daję, ale szkoda czasu, nie mam rezerwacji, a z tym pracoholikiem nie wytrzymam. Z moją rodziną tym bardziej. Szczotkę do zębów mam własną, podróżną, wszędzie ją noszę ze sobą, bo zapominam wyjąć z torebki, i nie mów mi, że coś nie gra, to jedyna okazja na resztę życia, mogę spać na kanapie, a jutro rano ten ognipiór mnie zabierze…