Zastanowił się chwilę i powiedział:
— Uspokój się, może w chwili, kiedy pisał list, rzeczywiście miał zamiar odebrać sobie życie, ale mógł się potem opamiętać!… To bardzo ludzkie… mogło tak być.
— Tak… ludzkie — wyjąkałam. Sama już nie wiedziałam, co mówię.
— Przyjdź w każdym razie jeszcze raz wieczorem — powiedział na zakończenie — może ci będę mógł dać dokładne informacje.
Prosto z komisariatu poszłam do pobliskiego kościoła, w którym byłam chrzczona i przystępowałam do pierwszej komunii. Był to bardzo stary kościół, długi, pusty, z dwoma szeregami kolumn z chropowatego kamienia i zakurzoną, wykładaną szarymi płytami podłogą. Ale za kolumnami, w mroku bocznych naw, widniały bogate, Wyzłacane kaplice, przypominające głębokie, pełne skarbów groty. Jedna z nich poświęcona był Madonnie. Uklęknęłam przed kratą z brązu zamykającą wejście do kaplicy i poprzez niezliczone wazony kwiatów patrzyłam na ciemny, wiszący w głębi wizerunek Madonny. Trzymała na ręku Dzieciątko, u jej stóp klęczał rozmodlony święty w habicie zakonnym. Pochyliłam się nisko, dotykając czołem płyt posadzki. Całowałam raz po raz zakurzone kamienie, zrobiłam znak krzyża i wzywając imienia Madonny złożyłam w sercu uroczyste ślubowanie. Przysięgłam, że już nigdy, przez całe życie, nie będę obcowała z żadnym mężczyzną, nawet z Minem. Jedyną rzeczą na świecie, do jakiej przywiązywałam wagę, była miłość, więc uważałam, że nie mogę zrobić większego poświęcenia na intencję Mina. Potem, wciąż schylona, dotykając czołem podłogi, modliłam się długo, bez myśli i słów, samym tylko porywem serca. Ale kiedy wstałam z klęczek, doznałam jakby olśnienia. Wydało mi się, że pogrążona w mroku kaplica rozjaśnia się nagle, i wyraźnie zobaczyłam w tym blasku twarz Madonny. Patrzała na mnie z dobrocią i słodyczą, ale potrząsała głową przecząco, jak gdyby na znak, że nie przyjęła mojej ofiary. Trwało to ułamek sekundy i potem znowu znalazłam się przed kratą, zamykającą ciemny ołtarz. Ledwie żywa przeżegnałam się i wróciłam do domu.
Oczekiwałam wieczoru licząc minuty i kiedy się ściemniło, poszłam do komisariatu. Komisarz obrzucił mnie znaczącym wzrokiem. Czułam, że ucieka ze mnie życie, i powiedziałam ledwie dosłyszalnie:
— Więc to prawda… popełnił samobójstwo!
Komisarz wziął do ręki leżącą na stole fotografię i podał mi ją, mówiąc:
— Nie zidentyfikowany dotychczas mężczyzna odebrał sobie życie w jednym z hoteli niedaleko dworca… Zobacz, czy to on.
Spojrzałam na fotografię i poznałam go od razu. Sfotografowano go do pasa, leżącego chyba na łóżku. Od skroni spływały mu na twarz czarne smugi krwi. Ale pod tymi smugami twarz jego miała wyraz takiej pogody, jakiej nigdy nie widziałam u niego za życia.
Powiedziałam zgaszonym głosem, że to on, i wstałam. Komisarz zaczął coś mówić, może chciał mnie pocieszać, ale nie słuchałam go i wyszłam nie oglądając się za siebie.
Wróciłam do domu i tym razem rzuciłam się w ramiona matki, ale nie płakałam już. Wiedziałam, że matka jest głupia, że nic nie rozumie, ale była to przecież jedyna na świecie osoba, której mogłam się zwierzyć. Opowiedziałam jej wszystko: o samobójstwie Mina, o naszej miłości i o tym, że jestem w ciąży. Ale nie przyznałam się, że ojcem dziecka jest Sonzogno. Powiedziałam jej także o moim ślubowaniu. Oświadczyłam, że zdecydowałam się zmienić życie i że albo będę szyła wraz z nią koszule, albo pójdę na służbę. Matka najpierw próbowała mnie pocieszyć, słowami wprawdzie oklepanymi, ale płynącymi z serca, a potem powiedziała, że nie wolno mi nic robić bez zastanowienia; trzeba zaczekać, co postanowi jego rodzina.
— To dotyczy dziecka — odrzekłam — nie mnie.
Następnego ranka zjawili się u mnie niespodziewanie dwaj przyjaciele Mina, Tullio i Tommaso. Oni także otrzymali list, w którym Mino napisał, że odbiera sobie życie, i przestrzegał ich przed skutkami tego, co nazywał swoją zdradą.
— Nie bójcie się — powiedziałam gorzko — możecie czuć się zupełnie bezpieczni, nic się wam nie stanie. — Opowiedziałam im o Astaricie i o tym, że on jeden wiedział wszystko, ale już nie żyje. Podkreśliłam, że zeznania nie zostały spisane, więc tym samym policja nic o nich nie wie. Wydało mi się, że Tommaso jest szczerze przejęty śmiercią Mina, ale ten drugi jeszcze nie otrząsnął się z przerażenia. Po chwili zabrał głos Tullio:
— Ale nas wpakował! Kto by tam wierzył policji?… Nigdy nic nie wiadomo… To była najprawdziwsza zdrada. — Zatarł ręce, wybuchając jak zwykle niepowstrzymanym śmiechem, jak gdyby szło o coś bardzo zabawnego.
Wstałam oburzona i powiedziałam:
— Jaka zdrada? Jaka zdrada? Odebrał sobie życie, czego więcej chcecie?… Żaden z was nie miałby tyle odwagi, żeby to zrobić… I jeszcze coś wam powiem… Wy nie macie żadnej zasługi, chociaż nie zdradziliście nikogo… Obydwaj jesteście nędzarzami, obszarpańcami, biedakami… i wasze rodziny też składają się z takich jak wy nędzarzy, obszarpańców i biedaków… A jeśli sprawy dobrze się ułożą, będziecie na koniec mieli to wszystko, czegoście nigdy nie mieli, i będziecie sobie wygodnie żyli razem z waszymi rodzinami! Ale on był zamożny, pochodził z bogatej rodziny, to był prawdziwy pan, a robił to dlatego, że wierzył w sprawę, nie po to, żeby wyciągnąć jakieś korzyści dla siebie!… Nie mam nic więcej do powiedzenia… Czy nie wstyd wam przychodzić do mnie i mówić o zdradzie?
Mały Tullio otworzył wielkie usta, jak gdyby chciał coś odpowiedzieć, ale Tommaso, który mnie zrozumiał, powstrzymał go ruchem ręki i powiedział:
— Pani ma rację… i może pani być pewna, że ja zachowam tylko dobre wspomnienia o Minie. — Wyglądał na wzruszonego i poczułam do niego szczerą sympatię, bo widać było, że bardzo lubił Mina. Pożegnali się i wyszli.
Kiedy zostałam sama, doznałam prawie ulgi w moim cierpieniu na myśl, że powiedziałam im to wszystko. Zaczęłam myśleć o Minie, a potem o moim dziecku. Pomyślałam, że będzie to dziecko zbrodniarza i prostytutki, ale każdemu mężczyźnie może się zdarzyć, że zabije, a każdej kobiecie, że odda się dla pieniędzy. I tylko jedno było ważne, żeby urodziło się szczęśliwie i zdrowo rosło. Postanowiłam, że jeśli to będzie chłopczyk, dam mu na imię Giacomo na pamiątkę Mina, a jeśli dziewczynka, to nazwę ją Letizia, bo chciałam, aby w przeciwieństwie do mnie miała życie wesołe i radosne. I byłam przekonana, że będzie je miała dzięki rodzinie Mina.