Zaczęłam się nawet zastanawiać nad możliwością zmiany mojego życia. Kochałam Mina, inni mężczyźni byli mi teraz obojętni, tak więc w przygodnych spotkaniach nie odczuwałam już ani ciekawości, ani pobudliwości zmysłowej. Ale jednocześnie myślałam, że każde życie jest tyle samo warte, nie opłaca się więc wkładać zbyt wiele wysiłku, aby je zmienić. Ja zmieniłabym moje życie tylko w takim wypadku, gdyby odbyło się to bez wstrząsów i wypływało z czysto zewnętrznych, niezależnych ode mnie przyczyn pociągających za sobą całkowitą odmianę zarówno pod względem materialnym, jak i uczuciowym. Innego sposobu nie widziałam, bo na razie nie miałam żadnych ambicji poprawienia sobie bytu, a także nie sądziłam, abym mogła stać się lepsza na skutek takiej zmiany.
Zwierzyłam się częściowo z tych myśli Minowi. Wysłuchał mnie uważnie i powiedział:
— Wydaje mi się, że przeczysz sama sobie. Czy nie mówisz stale, że chciałabyś być bogata, mieć piękne mieszkanie, męża i dzieci? To wszystko jest słuszne i możliwe jeszcze dla ciebie do osiągnięcia w tej chwili, ale nigdy tego nie zdobędziesz, rozumując w ten sposób.
Odpowiedziałam mu:
— Nie mówiłam, że chciałabym, ale że byłabym chciała… to znaczy, gdybym miała prawo wyboru jeszcze przed urodzeniem, z pewnością nie wybrałabym swojego losu… ale urodziłam się w takim domu, z takiej matki, w takich warunkach i jestem tym, czy jestem.
— To znaczy?
— To znaczy, że wydaje mi się absurdem chcieć być kimś innym. Chciałabym być inna tylko w tym wypadku, gdybym stając się inną, została jednak sobą i mogła naprawdę radować się tą zmianą, ale być inną tylko po to, żeby być inną, to nie warto.
— Warto — powiedział przez zaciśnięte zęby — jeśli już nie dla ciebie samej, to dla innych.
— Poza tym — ciągnęłam nie zwracając uwagi na jego słowa — liczą się fakty… Czy myślisz, że nie mogłabym sobie znaleźć bogatego kochanka, tak jak Gizela? Albo po prostu wyjść za mąż? Jeśli tego nie zrobiłam, to najlepszy dowód, że pomimo wszystko nie zależy mi na tym w gruncie rzeczy.
— Ja się z tobą ożenię — odrzekł żartobliwie, obejmując mnie — jestem bogaty, po śmierci mojej babki, która zapewne niedługo nastąpi, odziedziczę niezliczoną ilość hektarów ziemi, dom na wsi i apartament w mieście. Urządzimy sobie dom jak się patrzy, będziesz zapraszała w określone dni na herbatkę panie z sąsiedztwa, będziemy mieli kucharkę, pokojówkę, powóz albo samochód, a przy odrobinie dobrej woli może odkryjemy nawet pewnego dnia, że jesteśmy szlachtą, i każemy tytułować się markizami lub hrabiami.
— Nie można z tobą poważnie porozmawiać — zawołałam odpychając go. — Stale tylko żartujesz.
Pewnego popołudnia poszliśmy z Minem do kina. W drodze powrotnej wsiedliśmy do zatłoczonego tramwaju. Mino miał jechać ze mną do domu i chcieliśmy zjeść razem kolację w gospodzie za murami. Kupił bilety i zaczął przepychać się do przodu. Próbowałam posuwać się za nim, ale zgubiliśmy się w tym ścisku. Oparta o jedną z ławek, szukałam go wzrokiem, kiedy poczułam nagle, że ktoś dotyka mojej ręki. Obejrzałam się i zobaczyłam siedzącego tuż przy mnie Sonzogna.
Zabrakło mi tchu, poczułam, że blednę i że zmienia mi się wyraz twarzy. On, jak zwykle, wpatrywał się we mnie z natężeniem, po czym unosząc się z miejsca wycedził przez zęby:
— Może usiądziesz?
— Dziękuję — wybełkotałam — niedługo wysiadam.
— Ależ usiądź!
— Dziękuję — powtórzyłam i siadłam.
Stanął obok, jak gdyby mnie pilnował, jedną rękę trzymając na poręczy za moimi plecami, a drugą na oparciu ławki po przeciwnej stronie. Nic się nie zmienił; miał na sobie ten sam ściśnięty paskiem płaszcz nieprzemakalny i policzek podrygiwał mu nerwowo tak jak dawniej. Przymknęłam powieki i usiłowałam przez chwilę skupić rozproszone myśli. Co prawda patrzał on zawsze w taki sposób, ale miałam wrażenie, że tym razem oczy jego miały jeszcze twardszy wyraz. Przypomniałam sobie moją spowiedź i pomyślałam, że jeśli ten ksiądz rzeczywiście zrobił donos, to moje życie wisi na włosku.
Ta myśl nie przestraszyła mnie. Ale jego obecność napawała mnie lękiem, a raczej fascynowała i jakby unicestwiała. Czułam, że niczego nie mogę mu odmówić, że istnieją między nami więzy, oczywiście nie miłosne, ale silniejsze od tych, jakie łączą mnie z Minem. On musiał wywęszyć to instynktownie, bo w jego zachowaniu było coś władczego. Po chwili powiedział: — Idziemy do ciebie. — A ja bez wahania i potulnie odpowiedziałam: — Jak chcesz.
Zjawił się Mino, z trudem przeciskając się przez tłum, bez słowa stanął tuż koło Sonzogna, opierając się ręką o tę samą ławkę co tamten i dotykając prawie długimi, szczupłymi palcami krótkich i grubych palców Sonzogna. Tramwaj gwałtownie zahamował rzucając ich o siebie i Mino grzecznie przeprosił Sonzogna. Widok ich obu stojących obok siebie, nic nie wiedzących jeden o drugim, sprawiał mi cierpienie i nagle powiedziałam spoglądając ostentacyjnie na Mina, żeby Sonzogno nie pomyślał, iż zwracam się do niego:
— Przypomniałam sobie, że umówiłam się z kimś na dziś wieczór. Niestety, musimy się rozstać.
— Mogę cię odprowadzić do domu.
— Nie, dziękuję, ta osoba będzie na mnie czekać na przystanku.
Nie było to żadną nowością. W dalszym ciągu sprowadzałam mężczyzn do domu i Mino o tym wiedział. Odrzekł spokojnie:
— Jak chcesz… wobec tego spotkamy się jutro.
Mrugnęłam porozumiewawczo i Mino odszedł.
Obserwowałam go jeszcze chwilę, przepychającego się przez tłum i nagle ogarnęła mnie rozpacz! Nie wiem dlaczego, ale przemknęło mi przez myśl, że widzę go po raz ostatni.
— Żegnaj — szepnęłam sama do siebie — żegnaj, ukochany. — Miałam ochotę zatrzymać go, krzyknąć, ale głos uwiązł mi w krtani. Tramwaj stanął i wydało mi się, że widzę go, jak wysiada. Tramwaj pojechał dalej.
Przez całą drogę nie otworzyliśmy ust ani ja, ani Sonzogno. Starałam się odzyskać spokój, wmawiając sobie, że to niemożliwe, aby ksiądz nie dotrzymał tajemnicy. Poza tym stwierdziłam po namyśle, że może nawet lepiej się stało, iż spotkałam Sonzogna, w ten sposób bowiem będę mogła uwolnić się raz na zawsze od dręczących mnie po spowiedzi wątpliwości.
Wysiedliśmy na moim przystanku i przez dłuższy czas szłam patrząc wprost przed siebie. Wiedziałam, że Sonzogno idzie tuż obok mnie, wystarczyło lekko odwrócić głowę, żeby go zobaczyć. Na koniec powiedziałam: