Выбрать главу

— Bałeś się! — zawołałam. Odpowiedział od razu i bardzo spokojnie:

— Nie, może się nawet nie bałem… tylko działo się ze mną to samo, co niegdyś przy tobie, tego wieczoru, kiedy chciałaś, żebym wyjaśnił ci swoje idee. Nagle przestało mnie cokolwiek obchodzić… Ten, który mnie przesłuchiwał, wydał mi się prawie sympatyczny. Zależało mu, żeby dowiedzieć się pewnych rzeczy, a mnie nie zależało w tym momencie, żeby je ukrywać, i całkiem zwyczajnie wszystko mu powiedziałem… A raczej — dodał po chwili namysłu — nie całkiem zwyczajnie… gorliwie, z pośpiechem… powiedziałbym: prawie nadskakująco… Niewiele brakowało, a on musiałby hamować mój entuzjazm!

Pomyślałam o Astaricie i wydało mi się to dziwne, że wzbudził on taką sympatię w Minie.

— A kto cię przesłuchiwał?

— Nie wiem, jak się nazywa… Młody mężczyzna o pożółkłej twarzy, z czarnymi oczyma, łysy, doskonale ubrany… To musiał być jakiś wyższy urzędnik.

— I wydał ci się sympatyczny! — nie mogłam powstrzymać się od tego okrzyku, rozpoznając w tym opisie Astaritę. Zaczął się śmiać w tych ciemnościach, tuż przy moim uchu.

— Poczekaj! Nie on osobiście, ale jego funkcja. Kiedy się z czegoś rezygnuje albo nie umie się być tym, kim powinno się być, wychodzi na wierzch to, czym się jest… Czy nie jestem może synem bogatego właściciela ziemskiego? A ten człowiek, wypełniając swoją funkcję, nie bronił może moich interesów? Porozumieliśmy się jako ludzie tej samej kasty, służący tej samej sprawie. Cóż myślisz? Że ja poczułem sympatię osobiście dla niego?… Nie… nie, ale dla jego funkcji… Poczułem, że to ja go opłacam, jego, który staje w mojej obronie, ja stojący za nim jak szef, pomimo to że znalazłem się przed nim jako oskarżony.

Śmiał się, a raczej zachłystywał się jak kaszlem tym śmiechem, który przeraźliwie zgrzytał mi w uszach. Nie rozumiałem nic, prócz jednej tylko rzeczy: że stało się coś nieskończenie smutnego i że całe moje życie jest znowu pod znakiem zapytania. Dorzucił jeszcze po chwili:

— Ale może rzucam na siebie kalumnie. Powiedziałem mu to po prostu dlatego, że nie zależało mi na tym, żeby nie powiedzieć, bo nagle to wszystko wydało mi się niedorzeczne i bez znaczenia, i nie rozumiałem już nic z tych spraw, w które powinienem był wierzyć.

— Nie rozumiałeś? — powtórzyłam machinalnie.

— Tak, a raczej rozumiałem tylko poszczególne słowa, a nie wyrażane tymi słowami fakty… Zrozum, jak można zdecydować się na cierpienie dla samych tylko słów? Słowa to dźwięki. Równie dobrze mógłbym zdecydować się na więzienie dla ryku osła czy skrzypienia kół… Słowa przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, wszystkie wydawały mi się absurdalne, jednakowe, on chciał ode mnie tylko słów i dałem mu ich tyle, ile dusza zapragnie.

— No więc — czułam się w obowiązku zaprotestować — jeśli to były tylko słowa, to dlaczego tak się przejmujesz?

— Tak, ale niestety, zaledwie zacząłem je wymawiać, przestały być tylko słowami i stały się faktami.

— Dlaczego?

— Dlatego, że zacząłem cierpieć… dlatego, że pożałowałem, iż je powiedziałem… dlatego, że zrozumiałem i poczułem, iż wypowiadając te słowa stałem się tym, co określa się mianem zdrajcy.

— Wobec tego dlaczegoś je powiedział?

Odrzekł powoli:

— Dlaczego mówi się przez sen? Może spałem i obudziłem się dopiero teraz.

Tak więc w kółko powtarzał to samo. Poczułam bolesne ukłucie w sercu i wykrztusiłam z wysiłkiem:

— Ale może się mylisz, może ci się tylko tak zdaje, że mówiłeś Bóg wie jakie rzeczy, może nic takiego nie powiedziałeś?

— Nie, nie mylę się — odrzekł krótko.

Milczałam przez chwilę, po czym spytałam:

— A twoi przyjaciele?

— Jacy przyjaciele?

— Tullio i Tommaso.

— Nic o nich nie wiem — odpowiedział z ostentacyjną obojętnością — będą aresztowani.

— Nie, nie będą aresztowani — krzyknęłam. Pomyślałam, że Astarita na pewno nie wykorzysta tej chwilowej słabości Mina. Ale dopiero teraz, na myśl o możliwości aresztowania tych dwóch ludzi, zaczęła świtać mi w głowie groza tej całej sprawy.

— Dlaczego nie mieliby ich aresztować? — powiedział. — Podałem ich nazwiska… nie widzę powodu, żeby ich nie aresztowano.

— Och, Mino — wyrwał mi się rozpaczliwy okrzyk — dlaczego to zrobiłeś?

— Sam zadaję sobie to pytanie.

— Ale jeśli ich nie zaaresztują — mówiłam dalej po chwili, czepiając się tej ostatniej nadziei — wszystko da się naprawić… Oni nie dowiedzą się nigdy, że ty…

Przerwał mi:

— Tak, ale ja będę wiedział… zawsze, zawsze będę wiedział, że nie jestem tym, kim byłem, ale kimś innym, komu w momencie, kiedy zacząłem mówić, dałem życie, ni mniej, ni więcej tylko tak, jak matka daje życie dziecku, i cała bieda w tym, że ten ktoś mi się nie podoba. Bywają mężowie, którzy zabijają żony tylko dlatego, że nie mogą dłużej z nimi wytrzymać, a teraz pomyśl, wyobraź sobie jedno ciało w dwóch osobach, z których jedna śmiertelnie nienawidzi drugiej! A co do moich przyjaciół, to nie ulega wątpliwości, że ich aresztują. Nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam:

— Gdybyś trzymał język za zębami, także byłbyś wolny i twoim przyjaciołom nie zagrażałoby żadne niebezpieczeństwo. — Opowiedziałam mu szybko całą historię moich stosunków z Astaritą, moją interwencję w jego sprawie i obietnicę Astarity. Wysłuchał mnie bez słowa, a potem powiedział:

— Coraz lepiej… Zawdzięczam więc wolność nie tylko mojej gorliwości szpiegowskiej, ale i twoim stosunkom miłosnym z policjantem.

— Mino, nie mów tak!

— A zresztą — dodał po chwili — zadowolony jestem z tego, że upiekło się moim towarzyszom… Przynajmniej ich nie będę miał na sumieniu.

— A widzisz! — powiedziałam z ożywieniem. — Nie ma najmniejszej różnicy między tobą a twoimi przyjaciółmi. Oni także zawdzięczają wolność mnie i temu, że Astarita jest we mnie zakochany.

— Przepraszam… jest różnica… oni się nigdy nie wygadali…

— Skąd możesz o tym wiedzieć?

— W każdym razie mam nadzieję, a poza tym niewielka z tego pociecha, że się ma wspólników w nieszczęściu.

— Musisz zachowywać się tak, jakby w ogóle nic nie zaszło — nalegałam — i zobaczyć się z nimi, nie wspominając o niczym ani słowa. Nie przejmuj się, na każdego może przyjść chwila słabości.

— Tak, ale nie każdemu zdarza się umrzeć, a przy tym żyć dalej. Czy wiesz, co stało się ze mną, kiedy zacząłem mówić?… Umarłem… po prostu umarłem na zawsze!

Nie mogłam znieść dłużej tej zmory przytłaczającej mi serce i wybuchnęłam płaczem.

— Dlaczego płaczesz? — zapytał.

— Dlatego, że mówisz takie rzeczy — odpowiedziałam szlochając coraz głośniej — że umarłeś… Ja się tak boję!

— Nie masz ochoty przestawać z nieboszczykiem? — zażartował. — A poza tym to wcale nie jest takie straszne, jak by się zdawało… a nawet wcale nie jest straszne… Umarłem w całkiem specjalny sposób. Jeśli idzie o moje ciało, jest ono żywe, dotknij mnie i upewnij się, że żyję. — Chwycił mnie za rękę, zmuszając, żebym go poklepała, a potem przycisnął dłoń do pachwiny. — Jestem żywy, wszędzie, a jeśli idzie o ciebie, jak sama teraz wyczuwasz, jestem bardziej żywy niż kiedykolwiek. Nic się nie bój… przed chwilą kochaliśmy się, kiedy jeszcze żyłem, a teraz, w nagrodę, kochać się będziesz jeszcze goręcej z truposzem!