Naprawdę chciałam. Ale strach zwyciężył. Od trzech lat jestem mężatką. Tak jak Ona trafiłam na Niego w sieci. To był najpiękniejszy rok w moim życiu…
Dlaczego on pozwolił mi uwierzyć w Anioły? Dlaczego pozwalał mi żywić się Nim? Swoimi słowami, myślami, gestami, pocałunkiem, marzeniem, snem… Przecież wiedział, że nie powinnam ich brać… Dlaczego?
Dlaczego pozwolił mi zapomnieć o tym, co dookoła, i uwierzyć, że TO jest wielkie… prawdziwe i wyjątkowe…
Wie Pan, jak piecze milczenie? Wie Pan, prawda?
Nie śpię, bo nie mogę zasnąć bez Niego. Nie jem, bo mam ochotę tylko na Jego słowa. Nie śmieję się do ludzi, bo potrafię uśmiechać się tylko do Niego. Nie potrafię pracować, bo gubię sens. Idę Nim. Oddycham Nim… Przestałam wierzyć w przyjaźń. Przestałam wierzyć w miłość. Moje małżeństwo nie istnieje.
Nawet na nasz most już nie jeżdżę. Nie umiem.
Skasowałam wszystkie sms-y, e-maile, zmieniłam numer na gg. Wierzyłam, że tak będzie lepiej. Że zrzucę z siebie to wszystko, że się oczyszczę, że zapomnę… Nie pomogło.
Wie Pan… bywałam w gorszych opałach… Ale zawsze wiedziałam jak iść, nigdy nie płakałam, nie wahałam się…
A teraz zgubiłam się. Pierwszy raz w życiu… Jest mi źle.
On chciał tego snu… nie chciał się budzić… ale ja otworzyłam oczy. Tak jak Ona.
I tak jak Ona nigdy sobie tego nie wybaczę…
Niech mi Pan powie… dlaczego nie pozwolił Jej Pan być szczęśliwą?
Dlaczego? Dlaczego nie pozwala Pan ludziom wierzyć w sny… w to, że tęcza wcale nie musi roztapiać się w słońcu…
Hmm… rozgadałam się. Pewnie przez to wino…
A może to tylko ten deszcz, co stuka o parapet… a może tylko…
Pozdrawiam… bardzo serdecznie
Malina firnie zmienione – JLW) (e-maiclass="underline"
Najczęściej jest to jednak smutek uwarunkowany własnymi przeżyciami lub stanami ducha, który został spotęgowany lub przywołany lekturą „S@motności…”:
Tak, to JA.
To jest właśnie mój świat… który jest we mnie głęboko, a który ty malujesz słowami. To historia mojego życia, naturalnie nie dosłownie. Płakałam, czytając ją. Dziękuję. Nic nie jest prawdą, błąkam się pomiędzy jawą a snem, na granicy obłędu, szukam wytchnienia dla udręczonej duszy, rozdartego serca…
I tylko ta samotność, cicha, ciemna i wilgotna od wypłakanych łez. Perwersyjne „Ja” dziś nie istnieje. Jest tylko melancholijny melodramat. Poszukiwanie czegoś, co być może istnieje, ale jest nieosiągalne i zbyt piękne i czyste, abym mogła to zbezcześcić swoimi perwersyjnymi marzeniami o szczęściu i idealnej miłości. Życie naprawdę jest bezdusznie brutalne.
Ania
(e-maiclass="underline"
Dlaczego przeżywałam tę książkę tak mocno jak żadną inną? Bo jest lustrzanym odbiciem tego, co i mi się zdarzyło? Tyle że ja nie byłam Nią… Ja byłam i jestem Jakubem.
I dlaczego trzeba tak tęsknić i czekać kilkanaście lat świetlnych na coś, co spowoduje, że zachłysnę się szczęściem (ale śmiejąc się od ucha do ucha), a będzie trwało tyle czasu, ile czasu potrzebuje jesienny liść, aby sfrunąć na ziemię?
(e-maiclass="underline"
Jest Wigilia, a ja siedzę przed komputerem. Jak co dzień. Dokładnie osiemnaście godzin temu, o czwartej nad ranem, skończyłem czytać „S@motność”. A teraz siedzę i wpatruję się w ekran monitora, czekając na coś, co nie nastąpi. Bo Ona wyjechała, a tam nie ma komputera…
Łukasz
(e-maiclass="underline"
Nie mogłam czytać pana książki… nie chciałam… bo przy niej zapominam, że jestem zakochana…
Podziwiam.
Kasyo
(e-maiclass="underline"
Smutek zabiera się na długo ze sobą po przeczytaniu tej książki, głównie pamiętając jej zakończenie. Dla większości jest ono nieoczekiwane, niesprawiedliwe, dla wielu druzgoczące; niektórych wprowadza w autentyczną wściekłość.
Jestem na Ciebie wściekła, jak mogłeś tak beznadziejnie skończyć książkę, jak mogłeś Mu pozwolić umrzeć, kiedy Ona chciała do niego wrócić???
Dzięki. Kiedy czytasz o takim facecie i czytasz to, tak jakby było realne, dziejące się teraz, to…
Nie ma takich facetów wielu, ja osobiście nie znam, więc chociaż przez uprzejmość mógłbyś dać tę odrobinę nadziei, że skoro są już tak cudowni ludzie, to im się udaje, byłoby mi miło. Czytałam tę książkę, byłam nią na rauszu, upiła mnie, odrealniła, a Ty wywinąłeś coś tak fajnego. To było chamskie. Przynajmniej w książkach chciałabym mieć tę głupią nadzieję, ale to chyba niemożliwe.
Tak żałuję, że nie potrafię tego wyrazić, co we mnie wzbudziłeś. Jestem tak bezsilnie wściekła, bo nie potrafię sobie wyobrazić innego zakończenia.
Chciałabym wymazać to Twojej z pamięci.
~dagmara~ (e-maiclass="underline" do wiadomości – JLW)
Skończyłam czytać tę książkę dzisiaj. Skończyłam i pierwsze uczucie, jakie mnie naszło, zwie się… nienawiścią. Nienawidzę tej kobiety. Nienawidzę tej kobiety, która skrzywdziła tego Jakuba. Nienawidzę jej tak, że byłabym zdolna zamordować ją z zimną krwią.
Ojej, takie rzeczy… nigdy książka nie wzbudziła we mnie takiego uczucia. Zawód, może odrobinę goryczy, złości, nigdy jednak nie nienawiść.
Joanna
e-maiclass="underline"
Nie musiałeś wcale tak zakończyć tej książki. WCALE NIE MUSIAŁEŚ. Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby było tyle bólu na koniec??? Skąd??? Mogłeś przecież zostawić swoiste niedomówienie, trzy kropki, gdzie czytelnik sam dopowiedziałby sobie resztę. A Ty? Po co zabiłeś marzenia czytelnika i cały romantyzm płynący od pierwszych stron…
PO CO?
(e-maiclass="underline"
Owszem wzruszam się jak cholera, już nie mówię, że na zakończeniu, ale najbardziej rusza mnie moment, kiedy Jakub napisał o Natalii… Jak czytałem to pierwszy raz, to byłem w pociągu do Poznania i ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotę: siedzi facet, czyta książkę i wyje…
Rozumiem, iż Jakub dokonał wolnego wyboru… Ale czy ten wybór musiał być aż tak tragiczny???
Grzegorz
(e-maiclass="underline"
Ten pociąg do Drezna o 4.06 nie przyjechał wtedy…!!!
Pozdrawiam i dziękuję… za to, że wczoraj miałam poduszkę mokrą od łez…
Agnieszka
(e-maiclass="underline"