Выбрать главу

Mądra i ciepła, chwyta za serce. Bardzo piękna historia o miłości. Internet to tylko tło, jak np. kwietna łąka.

(Jan Lamowski: www.merlin.com.pl)

Na tle Internetu rozgrywa się wiele historii. Prawdziwych. Wcale nie literackich. Niektórym wydawało się, że po tym, jak opisałem historię Jakuba i Jej, powinienem je znać. W reakcji na „Samotność…” pisali mi o nich:

Byłam dziś w świątyni mojej, EMPIK-u. Kupiłam dwie książki. To znaczy kupiłam więcej, ale ta jedna, „S@motność w Sieci”, to była ta, którą natychmiast zaczęłam czytać. Zaczęłam od historii miłości Jakuba, potem od początku. Siedzę w niej i pomyślałam sobie:,jak bym chciała napisać do tego faceta, który to powymyślał”. Wiem, pewnie takich oszołomek, które piszą do ciebie, jest na pęczki. Pęczki, tuziny i kopy kobiet z pozornie złamanym życiem. W każdym razie z radością zobaczyłam (pewnie nieaktualny albo jakiś trefny) adres e-mailowy. Jadę dalej. Wiesz, jestem na rozdrożu, bo mój mąż się zakochał miłością czystą. Nie ma go. Okrutna historia, chociaż pewnie tylko tak mi się wydaje. I to jest okrutne, że nigdy go nie kochałam. To on miał mnie kochać.

Mam dziecko, syna, który jest zły, kiedy siedzę na czacie. A przynosi on wiele. Jeden inżynier górnik, drugi po teologii świeckiej. Obaj żonaci rzecz jasna. Nie wiedzą tego, ale między nami mówiąc, to że ich w sobie zakochuję, jest po prostu formą zemsty. Zakochuję ich w sobie świadomie. Niech zaznają smaku rozpieprzonego dokumentnie życia.

Znam też wiele szczęśliwych rodzin i zawsze, kiedy takie spotykam, chce mi się płakać. I płaczę.

Sorry. Ten list to tylko wynik chwili. Emocjonalnie podeszłam do tej książki, która jest tylko towarem na rynku, chyba…

Ale dzięki za nią.

(e-maiclass="underline" sekret3@interia.pl)

Mam 37 lat, mieszkam blisko Poznania, ód 17 lat jestem z mężczyzną, który jest moim mężem. Wczoraj przeczytałam Pana książkę, a właściwie zjadłam ją przez popołudnie, czując się porażona tym, co tam przeczytałam.

Dziękuję, że mogę się tak czuć… teraz nie mogę napisać więcej… dostałam już jednak e-mail od niego… każdy poranek zaczynam od e-mailu od niego… każdy dzień kończę marzeniem, aby mój mężczyzna znalazł się wcześniej w sypialni… i abym mogła być blisko słowami, blisko niego. Nie jestem ani taka mądra jak Ona, on nie jest naukowcem, jednak to, co nas łączy, to historia opisana przez Pana… to nasza historia…

Pana całuję pierwszy raz… jego ucałowałam po raz może 1273, tęsknię za nim, każdego dnia od momentu, kiedy zapytał, czy jestem szczęśliwa…

Pozdrawiam…

Kiara (e-maiclass="underline" do wiadomości JLW)

I wczoraj przeczytałem ostatnią stronę…

I chcę podziękować! Ponieważ jeszcze nigdy nie dziękowałem… Ją poznałem przed czterema laty w Internecie, przez dwa lata jeździłem do Niej co tydzień, w każdy piątek bezpośrednio z biura 500 km ze Stuttgartu do Dortmundu. W noce z niedzieli na poniedziałek te same 500 km z powrotem. Prosto do biura… Pierwszego sierpnia mija druga rocznica, od kiedy jestem przy Niej. Na stałe, może na zawsze… Ale to tylko tak na marginesie. To tylko moja część Internetu. Jestem jak pod wpływem narkotyku. Czuję się po przeczytaniu „S@motności…” pełen smutku, ale też nadziei.

Krzysztof (e-maiclass="underline" ChWoj@aol.com)

To nie jest mój początek…

przeczytałam

połknęłam

wchłonęłam

skończyłam czytać sina z zimna, z ogryzionymi paznokciami, z oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia i w pół oddechu, nie mogąc pojąć końca, który przecież nie zależy ode mnie, poruszyło mnie najbardziej to, że mój początek tej znajomości przez Internet był taki jak ten w książce, w miejscu, gdzie książka się kończy, byłam rok temu nie dosłownie, dzieci były dużo wcześniej, ale końca jeszcze nie ma, wierzę, że będzie inny, a może nie będzie go wcale?

Dziękuję za Samotność.

Natalia (e-maiclass="underline" natalia.wysoczynska@interia.pl)

Dziękujemy Panu za Samotność… przed rokiem… to się dzieje nadal. Chciałbym to Panu kiedyś opisać i usłyszeć, czy Pan… nie, to za krótko. Wiemy, że to prawda i wiemy, że warto.

Pozdrawiamy Pana z całego serca.

Bernadette i Tomek

Wiedeń 11.09.2002

To jeszcze nie koniec. To nie ma prawa się tak skończyć.

(e-maiclass="underline" tomek@cta.at)

Pozwolisz, że będę ją nazywała moją książką? Uwielbiam każde słowo w tej książce, każdą myśl, której nawet części pojąć nie mogę, a która sprawia, że czuję się, jakbym poznawała całkiem nowe obszary (jakie to banalne), a z drugiej strony wszystko jest dla mnie tak znajome, każda emocja… tak ja też kocham i też kogoś po drugiej stronie monitora i on też pisał do mnie na początku w liczbie mnogiej… i ja też mam ochotę teraz na stację Lichtenberg, bo to już koniec! Tę książkę kocham, ale też nienawidzę – zresztą wszystko, co odczuwam, jest przeżywane ze skrajną intensywnością. Jest niesamowita, niezwykle mądra, co dopinguje mnie do zdobywania wiedzy, a poza tym jej naerotyzowanie sprawiło, że nie czuję się samotną nimfomanką…

(e-maiclass="underline" caterinazetastar@interia.pl)

ONA:

Pisałam ten list z 50 razy – w myślach, na piasku na plaży, na najlepszym papierze, jaki można dostać w Rzeczpospolitej Polskiej, sobie długopisem na udzie, na obwolutach płyt z muzyką Ennio Morricone. W końcu wystukałam go na klawiaturze mojego peceta.

Przeczytałam „S@motność w Sieci”. Przeczytałam ją dwa razy (w odstępie 21 godzin), jestem jeszcze trochę pod wrażeniem i jest mi tak cholernie dobrze, że chcę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy. Nareszcie przyda się na coś cały ten Internet.

Trafiło na Pana. Czy mogę Panu o tym opowiedzieć?

Jestem kobietą, czyli istotą różniącą się od pozostałych istnień tylko tym, że mam piersi, nie muszę się golić i można na mnie bardziej polegać. Najbardziej w życiu boję się tego, że moje serce będzie kiedyś biło nad urodzinowym tortem tragicznie pełnym świeczek i wtedy pomyślę, że mój czas minął, a ja nic nie przeżyłam. Przecież tylko dla przeżyć warto żyć. I dla tego, aby móc je komuś potem opowiedzieć.

Jestem mężatką. Składałam przysięgi! Mamy dom – to mój dom. On tak się stara. Mamy takie plany. Rodzice go uwielbiają. Jest pracowity. Dba o dom. Nigdy mnie nie zdradził. Mamy wspólne dzieci. On zrobiłby dla mnie dosłownie wszystko. To dobry człowiek. Ale przecież płomienie co noc mają tylko strażacy, ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej, a racjonalizm jest zimny i nieprzytulny jak opuszczone igloo. Dlatego pewnie zupełnie dla siebie niespodziewanie w pewien kwietniowy poranek odkryłam czat!

W Internecie wszyscy są na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko wiedzieć, jak tę rękę wyciągnąć. Okazałam się pojętną uczennicą. Odtąd coraz częściej zdarzało mi się mawiać: „Rozum, zrobisz coś dla mnie? Mógłbyś mi wyłączyć na jakiś czas Sumienie? Mam takie niesamowite myśli na myśli, że nawet moja podświadomość się rumieni”. Moje oczy coraz częściej z brązowych stawały się zielone (zawsze są tego koloru, gdy jestem szczęśliwa), a deszcz stał się dla mnie tylko krótką fazą przed nadejściem słońca. Jego głos przez telefon podnosił stężenie tlenku azotu w mojej krwi tak, że w żyłach robiły się bąble.