Выбрать главу

I proszę mi powiedzieć, Panie Januszu, czy Pan naprawdę wierzy, że tak się zdarza? że tak może się w życiu zdarzyć? Czy to tylko historyjka, opowiedziana, wymyślona, wymarzona, której miejsce jest tylko na papierze??

Pozdrawiam serdecznie.

PS 1 podziwiam Pana sposób pisania o kobietach, Pan naprawdę lubi na nas patrzeć i odkrywać.

Dziękuję. (e-maiclass="underline" gyo@tlen.pl)

„S@motnosć w Sieci”…odwracam się… stoi wciąż na półce… zniszczona, w końcu pożyczało ją tak wiele osób… czemu nie mogę się zmusić, żeby po nią sięgnąć…

Dlaczego??

Czytałeś kiedyś bajki…? Co wtedy myśli mały chłopiec? Czy podobnie jak małe dziewczynki…? Która z nas chociaż raz nie pomyślała, żeby być księżniczką… potem te wszystkie książki o miłości… jak często, czy kiedykolwiek któraś z nas ma szansę stać się główną bohaterką…

Joanna (e-maiclass="underline" askaol@poczta.fm)

Dla innych „S@motność…” jest natomiast niepotrzebna, irytująca lub po prostu okropna i niewarta lektury:

Właśnie skończyłam czytać Pańską książkę pt. „S@motność w Sieci”. Z pewnością jest Pan doskonałym specjalistą w dziedzinie informatyki i chemii, ale po lekturze książki zastanawiam się, co Pana skłoniło do jej napisania.

Po kilku pierwszych historiach myślałam, że książka jest wzruszająca i opowiada o cierpieniu. Myślałam, że oto mam się wzruszać. Jednak po entej historii, w której pastwi się Pan nad bohaterami, nie wzruszam się, tylko irytuję. I nie jest to bynajmniej rozdrażnienie wywołane faktem, że jako współczesny człowiek nie mogę znieść więcej wzruszeń, bo znosić wzruszenia nauczyłam się przy lekturze innych utworów. Potęgowanie dramatu do granic absurdu niczemu nie służy. Niczego nie uczy. Dobrnęłam do końca, żeby się dowiedzieć, o co Panu chodziło. Bo o coś musiało chodzić, nie pisze się takich książek dla przysporzenia samej radości czytania czytelnikowi (no chyba że jest to czytelnik z jakąś patologią). Książka jest zazwyczaj odbiciem nastrojów autora (najlepszy przykład to choćby książki Virginii Woolf, Edwarda Stachury, zresztą wydaje się Pan być oczytany i nie muszę mnożyć przykładów). Jaki jest Pana stan umysłowy, że tworzy Pan takie rzeczy i uważa, że trzeba się z tym obnażyć? Chciał Pan zmusić czytelnika do refleksji? Nad czym, nad życiem bohaterów, którzy osadzeni w realiach bardzo dobrze nam znanych przeżywają życie z pewnością nie pisane Przez siebie ani bynajmniej przez los? To, co Pan zrobił, jest to po prostu znęcanie się nad czytelnikiem. Po lekturze takiej książki mogą jedynie bronić się przed ludźmi, którzy tworzą takie historie jak Pan. Książka nie zmusza do refleksji nad treścią, ale nad Pańską osobowością. Proszę mnie przekonać, że jest inaczej, abym nie uważała czasu spędzonego nad książką jako czasu straconego

Marta (e-maiclass="underline" do wiadomości – JLW)

Drogi Panie!

Nie wiem, czy jestem gentlemanem, ale na Pańskiej stronie innej opcji dla rodzaju męskiego nie przewidziano. Pewnie snobizm, ale nieszkodliwy. Obejrzałem stronę. Robi korzystne wrażenie, ocieka informacjami, przelewają się z niej mądrości amatorskie niestety. A przyszedłem tutaj, ponieważ za 29 PLN kupiłem na bazarze Pańską „S@motność”. Chciałem się podzielić swoją uwagą, w zasadzie tylko jedną uwagą. Niech Pan już więcej nie pisze beletrystyki. Może chemia, informatyka wytrzymują Pańskie ciężkie pióro. Literatura jednak, znosząc wiele, nie znosi fałszu bez pokrycia, wydumania i pustosłowia. Powiedzmy, że nie mam do pana pretensji o zmarnowanie tych 29 PLN, co tam, jeden brunch w tą czy tamtą stronę, od którego nie zbiednieję. Ale niech te moje pieniądze na marne nie pójdą. Ponawiam zatem prośbę: Niech Pan już nie pisze…

Pozostający pod wrażeniem strony www.

Jacek (e-maiclass="underline" jamml@o2.pl)

Drogi Panie Januszu

Właśnie przeczytałam Pana powieść „S@motność…” i nie mogę powstrzymać się od komentarza, czytając ją, byłam na równi znudzona, zaciekawiona i ostatecznie zdenerwowana.

Zbyt dużo opisów jak rodziła się ich znajomość, zafascynowanie, aż w końcu miłość. To było nużące, zbyt mało dialogów.

Ale ponad wszystko nie trafiało do mnie jedno, w żadnym wypadku czytelnik nie może utożsamić się z bohaterami (oprócz Jima), gdyż wszyscy są tak cholernie inteligentni, piękni, wrażliwi, wspaniali, geniusze, jednym słowem nawet recepcjoniści w hotelu wyróżniają się wyjątkowo wysokim IQ. To jest przytłaczające, człowiek nagle zdaje sobie sprawę, jaki jest daleki od doskonałości, a jego wiedza znikoma. Jednym słowem można nabawić się kompleksów.

W ogóle bardzo dużo smutku i tragedii ludzkiej, zbyt dużo jak dla mnie. Szukam czegoś, co podniesie mnie na duchu, doda wiary w sens życia, wniesie trochę uśmiechu, a jednocześnie czegoś nauczy. Panie Januszu, życie jest bardzo ciężkie i ludzie nie chcą smutnych rzeczy ludzie potrzebują wiary, że jutro będzie lepiej, a Pan ma dar i możliwości, żeby im to dać.

Poza tym bardzo podobały mi się opowieści o miłości księdza i zakonnicy z Lublina (moje rodzinne miasto), opowieść o życiu Jima, z czego składa się sperma, o upodobaniach seksualnych Johna Fitzgeralda Kennedy'ego i o rozpustnym życiu największych kompozytorów, to kocham w książkach, takie wstawki, które pozornie nie mają nic wspólnego z głównym wątkiem powieści. Świetny ma Pan styl i chociaż nie bardzo podobała mi się ta książka, to z pewnością sięgnę po inne Pana autorstwa, bo sam fakt, że książka skłania do tego typu przemyśleń, to dobry znak.

Bardzo serdecznie pozdrawiam, nie wiem, czy w ogóle Pan to przeczyta, ale to chyba w ogóle nie jest istotne, prawda?

Jeżeli będzie miał Pan jednak czas i przeczyta to, co miałam mu do powiedzenia, to proszę pamiętać, że to, co napisałam, jest absolutnie subiektywną opinią, która może być daleka od prawdy lub nie…

Anna Urszula Łoś (e-maiclass="underline" nikodem90@hotmail.com)

Pragnę wyrazić swoje skromne zdanie o Pańskiej książce. Jej niewątpliwą wadą jest sentymentalizm, krótko mówiąc, to czytadło dla rozhisteryzowanych gospodyń domowych, które szukają ukojenia w literaturze. Historia stworzona przez Pana zasługuje jednak na podziw i uznanie, którego nie zamierzam Panu szczędzić. Jest Pan mężczyzną i napisanie tego rodzaju powieści wymaga wielkiej wrażliwości, uduchowienia… Nie da się jednak ukryć, że niektóre z sytuacji są wręcz groteskowo przerysowane, zwłaszcza okoliczności śmierci Natalii. Doprawdy, czy ta biedna dziewczyna nie mogła wpaść pod pociąg?! Wybaczy Pan, ale nawet fakt, że ratowała ona życie małego chłopca, nie powstrzymuje mnie od śmiechu. Dodatkowym minusem jest zakończenie – bez nadziei na prawdziwą miłość. Dlaczego nie pozwolił Pan być im razem?! Kto wie, może unieszczęśliwiłby Pan także dziecko?!