Выбрать главу

— Nie wiem, sir.

— Kiedy kapitan powiedział, że jego podkomendni są zadowoleni, czy miał na myśli także tubylców? — mruknął sucho Cetianin Or. Hain natychmiast podjął wątek i zapytał Davidsona swym zatroskanym, uprzejmym tonem:

— Czy sądzi pan, że Athsheanie mieszkający w obozie byli zadowoleni?

— O ile mi wiadomo.

— W ich pozycji lub w pracy, którą mieli do wykonania, nie było nic niezwykłego?

U pułkownika Dongha i wśród jego personelu, a także u komandora statku gwiezdnego Ljubow wyczuł wzrost napięcia, jeden obrót śruby. Davidson pozostał spokojny i swobodny.

— Nic niezwykłego.

Ljubow wiedział teraz, że na Shackletona zostały wysłane tylko jego studia naukowe; jego protesty, nawet jego roczne oceny „Przystosowania Tubylców do Obecności Kolonialnej” wymagane przez Administracje zostały zatrzymane w szufladzie jakiegoś biurka głęboko w Dowództwie. Ci dwaj humanoidzi nic nie wiedzieli o wyzysku Athshean. Komandor Jung oczywiście wiedział; był już tutaj przedtem i prawdopodobnie widział zagrody dla stworzą tek. W każdym razie komandor Floty na trasach kolonialnych nie miałby wiele do nauczenia się o stosunkach między Ziemianami a pomagaczami. Czy pochwalał sposoby działania Administracji Kolonialnej czy nie, mało co stanowiłoby dla niego szok. Lecz jak wiele wiedzieliby o ziemskich koloniach Cetianin i Hain, gdyby przypadek nie przywiódł ich do jednej z nich po drodze do innego miejsca? Lepennon i Or wcale nie zamierzali zejść tu na powierzchnię planety. Lub możliwe, że nie chciano, aby zeszli na planetę, ale oni, usłyszawszy o kłopotach, nalegali. Dlaczego komandor ich sprowadził: jego wola czy ich? Kimkolwiek byli, unosiła się wokół nich nieuchwytna atmosfera autorytetu, smużka wytrawnej, oszałamiającej woni władzy. Ból głowy Ljubowa zniknął, on sam był czujny i podekscytowany, twarz go paliła.

— Kapitanie Davidson — rzekł — mam parę pytań w sprawie pańskiej przedwczorajszej konfrontacji z czterema tubylcami. Jest pan pewny, że jednym z nich był Sam, czyli Selver Thele?

— Tak sądzę.

— Zdaje pan sobie sprawę, że żywi on do pana osobistą urazę?

— Nie wiem.

— Nie? Ponieważ jego żona zmarła w pańskiej kwaterze w następstwie odbycia z panem stosunku płciowego, Selver obarcza pana odpowiedzialnością za jej śmierć; nie wiedział pan o tym? Już raz kiedyś pana zaatakował, tutaj w Centralu; zapomniał pan o tym? Chodzi o to, że osobista nienawiść Selvera do kapitana Davidsona może służyć po części jako wyjaśnienie lub motywacja tego bezprecedensowego ataku. Athsheanie nie są niezdolni do stosowania przemocy, nigdy tego nie twierdziłem w moich studiach na ich temat. Młodzieńcy, którzy jeszcze nie opanowali kontrolowanego śnienia lub śpiewania w zawodach, często mocują się i walczą na pięści, co nie zawsze kończy się bez szwanku. Lecz Selver to osobnik dorosły i adept, a jego pierwszy, osobisty atak na kapitana Davidsona, którego po części byłem świadkiem, był prawie na pewno próbą zabójstwa. Tak jak i reakcja kapitana, nawiasem mówiąc. Wtedy sądziłem, że ten atak jest odosobnionym wypadkiem psychotycznym, który raczej się nie powtórzy. Myliłem się. Kapitanie, kiedy ci czterej Athsheanie wypadli na pana z zasadzki, jak opisuje pan w swoim raporcie, czy został pan rozciągnięty na ziemi?

— Tak.

— W jakiej pozycji?

Spokojna twarz Davidsona napięła się i zesztywniała, a Ljubow poczuł wyrzuty sumienia. Chciał osaczyć Davidsona jego własnymi kłamstwami, zmusić go raz do powiedzenia prawdy, ale nie upokorzyć przed innymi. Oskarżenia o gwałt i morderstwo podtrzymywały wyobrażenie Davidsona o sobie jako o osobniku całkowicie męskim, lecz teraz były one zagrożone: Ljubow przywołał obraz jego, żołnierza, wojownika, chłodnego twardego mężczyzny, powalonego przez wrogów o wzroście sześciolatków… Ile więc kosztowało Davidsona przypomnienie sobie momentu, kiedy leżał patrząc na małych zielonych ludzi po raz pierwszy z dołu, a nie z góry?

— Leżałem na plecach.

— Czy pańska głowa była odrzucona w tył, czy odwrócona na bok?

— Nie wiem.

— Próbuję ustalić fakt, kapitanie, fakt, który mógłby dopomóc w wyjaśnieniu, dlaczego Selver nie zabił pana, choć żywił do pana nienawiść, a parę godzin wcześniej pomógł zabić dwustu ludzi. Zastanawiam się, czy przez przypadek mógł pan znajdować się w jednej z pozycji, które Athsheanie przyjmują, aby powstrzymać przeciwnika od dalszej agresji fizycznej.

— Nie wiem.

Ljubow spojrzał na siedzących wokół stołu konferencyjnego, wszystkie twarze zdradzały ciekawość, a niektóre napięcie.

— Te gesty i pozycje powstrzymujące agresję mogą mieć źródła wrodzone, mogą wynikać z zachowanej reakcji uruchamianej bodźcem, ale zostały społecznie rozwinięte i rozszerzone i oczywiście wyuczone. Najmocniejszą i najpełniejszą z nich jest pozycja na plecach, z zamkniętymi oczyma i głową odwróconą tak, że gardło jest całkowicie odsłonięte. Sądzę, że Athsheanin pochodzący z miejscowych kultur nie mógłby zranić wroga, który przyjąłby taką pozycję. Musiałby zrobić coś innego, aby dać ujście gniewowi lub agresji. Kiedy oni wszyscy już pana powalili, panie kapitanie, czy Selver przypadkiem nie zaśpiewał?

— Czy co?

— Czy nie zaśpiewał.

— Nie wiem.

Zahamowanie. Koniec. Ljubow miał właśnie wzruszyć ramionami i poddać się, kiedy Cetianin zapytał:

— Dlaczego, panie Ljubow?

Najbardziej ujmującą cechą dość szorstkiego cetiańskiego charakteru była ciekawość: Cetianie chętnie umierali, ciekawi, co jest potem.

— Widzi pan — odparł Ljubow — Athsheanie stosują rodzaj zrytualizowanego śpiewu w zastępstwie walki fizycznej. I znowu jest to powszechne zjawisko społeczne, które mogłoby mieć podstawy fizjologiczne, choć bardzo trudno ustalić coś jako „wrodzone” ludziom. Jednakże wszyscy tutejsi przedstawiciele wyższych Naczelnych praktykują współzawodnictwo głosowe między osobnikami męskimi, co sprowadza się do wycia i gwizdania; osobnik dominujący może w końcu uderzyć drugiego, ale zwykle spędzają po prostu mniej więcej godzinę próbując przekrzyczeć się nawzajem. Sami Athsheanie widzą tu podobieństwo do swoich zawodów śpiewaczych, które także odbywają się tylko pomiędzy mężczyznami; lecz jak zaobserwowali, nie dają one jedynie ujścia agresji, ale są formą sztuki. Wygrywa lepszy artysta. Zastanawiałem się, czy Selver śpiewał nad kapitanem Davidsonem, a jeżeli tak, to czy dlatego, że nie mógł zabić, czy dlatego, że wolał bezkrwawe zwycięstwo. Te pytania stały się niespodziewanie dość istotne.

— Doktorze Ljubow — spytał Lepennon — jak skuteczne są te metody sterowania agresją? Czy są one powszechne?

— Pomiędzy dorosłymi tak. Tak twierdzą moi informatorzy i potwierdzały to moje wszystkie obserwacje aż do przedwczoraj. Gwałt, ostry atak i morderstwo właściwie u nich nie istnieją. Oczywiście zdarzają się wypadki. Są też umysłowo chorzy. Niewielu.

— Co oni robią z chorymi umysłowo, którzy są niebezpieczni?

— Izolują ich. Dosłownie. Na małych wyspach.

— Athsheanie są mięsożerni, polują na zwierzęta?

— Tak, mięso jest ich podstawowym pokarmem.

— Cudowne — powiedział Lepennon, a jego biała skóra zbladła jeszcze bardziej z czystego podniecenia. — Społeczeństwo ludzkie ze skuteczną barierą przeciw wojnie! Jaki jest tego koszt, doktorze Ljubow?

— Nie jestem pewien, panie Lepennon. Może zmiana. Jest to statyczne, trwałe, jednolite społeczeństwo. Nie mają historii. Doskonale zintegrowani i całkowicie niepostępowi. Można by powiedzieć, że osiągnęli punkt kulminacyjny, jak ten las, w którym żyją. Lecz nie chcę sugerować, że są niezdolni do adaptacji.