Jacob słuchał z uwagą, choć niewiele rozumiał ze sprzeczki między szympansem i jego szefem dotyczącej jakiegoś mało istotnego wyskalowania jednej z kamer. Jeffrey zresztą zaraz ich opuścił, tłumacząc się jakąś sprawą na dnie groty, chwilę później odszedł też Kulla. Dwaj mężczyźni pozostali jeszcze kilka minut rozmawiając o aparaturze, potem Kepler przepuścił Jacoba, żeby szedł przodem, kiedy będą wracać dookoła pętli. Jacob był w połowie drogi, gdy do jego uszu dobiegły nagle odgłosy zamieszania. Przed nim, u góry, ktoś krzyczał w gniewie. Przyspieszył kroku, próbując nie zwracać uwagi na to, co oczy mówiły mu o zakrzywieniu pętli grawitacyjnej. Ścieżka nie była jednak przeznaczona do szybkiego marszu. Szarpnęły nim różne części skomplikowanego pola grawitacyjnego i po raz pierwszy doświadczył nieprzyjemnego przyciągania z różnych kierunków. Na szczycie łuku zaczepił stopą o obluzowaną płytę w podłodze i wyrwał ją. Kilka sworzni rozsypało się po zakrzywionym pomoście. Starał się utrzymać równowagę, ale nieprzyjemny widok na obie części wygiętej ścieżki sprawił, że się zatoczył. Zanim zdołał dotrzeć do włazu wiodącego na górną połowę pokładu, Kepler dogonił go. Krzyk rozlegał się na zewnątrz statku.
U stóp pochylni podniecony Fagin wymachiwał gałęziami. Kilku członków personelu bazy biegło w kierunku LaRoque’a i Jeffreya, którzy siłowali się, spleceni w zapaśniczym uścisku.
LaRoque z twarzą czerwoną jak burak sapał i natężał siły, próbując odepchnąć ręce Jeffreya od swojej głowy. Złożył dłoń w pięść i walił nią na odlew bez żadnego widocznego efektu. Szymp wrzeszczał co chwila i obnażał zęby, usiłując lepiej chwycić głowę LaRoque’a i zniżyć ją do poziomu swojej własnej. Żaden z nich nie zauważył tworzącego się zbiegowiska. Nie zwracali też uwagi na ramiona, które usiłowały ich rozdzielić. Pędząc na górę Jacob ujrzał, jak LaRoque wyswobadza jedną rękę i sięga po zwisającą na sznurku u pasa kamerę.
Jacob przecisnął się do walczących. Nie czekając uderzył dziennikarza kantem dłoni w nadgarstek i wytrącił mu kamerę, a drugą ręką chwycił szympansa za sierść na karku. Szarpnął do tyłu z całej siły i odrzucił Jeffreya w ramiona Keplera i Kulli. Szympans nie przestawał się wyrywać. Długimi, potężnymi małpimi ramionami próbował wyswobodzić się z obejmującego go uścisku. Odrzucił głowę do tyłu i wrzasnął. Jacob wyczuł za sobą ruch. Obrócił się i palnął dłonią w pierś LaRoque’a, który właśnie ruszył do przodu. Dziennikarzowi ziemia wymknęła się spod stóp i wylądował z głośnym:
„Oop”!
Jacob sięgnął po kamerę na pasku LaRoque’a, ale ten w tej samej chwili też wyciągnął po nią rękę. Sznurek pękł z trzaskiem. Próbującego podnieść się dziennikarza odciągnęli robotnicy.
Jacob uniósł ręce.
— Dosyć już tego! — zawołał. Ustawił się tak, że ani LaRoque, ani Jeffrey nie mogli swobodnie zobaczyć jeden drugiego. LaRoque spoglądał gniewnie i przyciskał do siebie jedną rękę, nie zwracając uwagi na mechaników, który trzymali go za ramiona. Jeffrey ciągle natężał mięśnie próbując się uwolnić, Kulla i Kepler trzymali go jednak mocno. Stojący za nimi Fagin pogwizdywał bezradnie.
Jacob ujął w dłonie twarz szympa. Jeffrey warknął na niego.
— Szympansie Jeffreyu, posłuchaj mnie! Jestem Jacob Demwa. Jestem człowiekiem. Jestem kierownikiem w Programie Wspomagania. Mówię ci, że postępujesz w sposób niewłaściwy… zachowujesz się jak zwierzę!
Głowa Jeffreya odskoczyła do tyłu, jakby dostał w twarz. Przez chwilę spoglądał na Jacoba nieprzytomnie, zaczynał już nawet warczeć, ale nagle głęboko osadzone brązowe oczy rozbiegły się. Zwisł bezwładnie w ramionach Kulli i Keplera. Jacob przytrzymał kudłatą głowę. Drugą ręką przygładził zmierzwioną sierść szympansa.
Jeffrey wzdrygnął się.
— Teraz się odpręż — powiedział łagodnie Jacob. — Spróbuj się pozbierać. I opowiedz nam, co się stało. Wszyscy posłuchamy.
Roztrzęsiony Jeffrey podniósł rękę do wyświetlacza mowy. Minęło kilka minut, zanim powoli wypisał na nim: PRZEPRASZAM. Podniósł pokorny wzrok na Jacoba. — W porządku — odparł człowiek. — Tylko prawdziwi mężczyźni potrafią przepraszać. Jeffrey wyprostował się. Z wystudiowanym opanowaniem skinął głową do Keplera i Kulli. Ci zwolnili uścisk, a Jacob cofnął się o krok.
Pomimo wszelkich swoich sukcesów w postępowaniu z delfinami i szympami przy Programie, czuł się nieco zażenowany swoją protekcjonalnością, kiedy przemawiał do Jeffreya. Ryzykował, powołując się wobec naukowca — szympa na imię rodowe, ale udało się. Z tego, co Jeffrey mówił wcześniej, Jacob wywnioskował, że szympans miał w sobie mnóstwo szacunku dla opiekunów, rezerwował go jednak tylko dla niektórych ludzi, bynajmniej nie dla wszystkich. Jacob był zadowolony, że udało mu się wykorzystać ten kapitał, ale nie napełniało go to szczególną dumą.
Kepler przejął kierownictwo, gdy tylko zobaczył, że Jeffrey się uspokoił.
— Co tu się dzieje, do jasnej cholery! — krzyknął, patrząc z wściekłością na LaRoque’a.
— To zwierzę mnie zaatakowało — zapiszczał dziennikarz. Właśnie udało mi się pokonać lęk i wydostać się z tej okropnej maszyny. Rozmawiałem ze szlachetnym Faginem, kiedy ta bestia rzuciła się na mnie zwinnie jak tygrys, i musiałem walczyć o życie!
KŁAMCA! SABOTAŻYSTA! ZNALAZŁEM OBLUZOWANĄ POKRYWĘ KONTROLERA PC. FAGIN MÓWI, ŻE TEN PALANT WYSZEDŁ DOPIERO WTEDY, KIEDY USŁYSZAŁ, ŻE NADCHODZIMY.
— Proszę wybaczyć moje sprostowanie! — zaświstał Fagin. — Nie użyłem pejoratywnego określenia „palant”. Odpowiedziałem tylko na zapytanie… — Był tam całą godzinę! — Jeffrey przerwał na głos, krzywiąc twarz z wysiłku.
Biedny Fagin — pomyślał Jacob.
— Mówiłem ci już! — odkrzyknął LaRoque. — Boję się tego zwariowanego miejsca! Połowę tego czasu spędziłem, trzymając się podłogi! Posłuchaj, ty małpiatko, nie wyzywaj mnie! Obelgi zachowaj dla swoich kumpli z drzewa!
Szymp wrzasnął, a Kulla i Kepler pospieszyli, żeby powstrzymać obu przeciwników.
Jacob podszedł do Fagina, nie wiedząc, co powiedzieć.
Kanten przemówił do niego łagodnie przez wrzawę:
— Wydaje się, że kimkolwiek byli wasi opiekunowie, musieli być w istocie bardzo wyjątkowi, przyjacielu Jacobie.
Jacob bezsilnie pokiwał głową.
9. Wspomnienie o alce olbrzymiej[4]
Jacob obserwował grupkę zebraną u stóp pochylni. Kulla i Jeffrey, każdy na swój własny sposób, prowadzili ożywioną dyskusję z Faginem. Obok zgromadziło się kilka osób z personelu Bazy; być może chcieli w ten sposób uciec od natarczywych pytań LaRoque’a. Od wybuchu kłótni dziennikarz przechadzał się z godnością po grocie, zasypując pytaniami zajętych pracą i użalając się przed tymi, którzy odpoczywali. Przez jakiś czas jego wściekłość z powodu utraty kamery była naprawdę straszliwa, potem powoli opadła do poziomu, który Jacob określiłby jako graniczący z apopleksją. — Nie wiem właściwie, dlaczego odebrałem to LaRoque’owi — powiedział Jacob do Keplera, wyjmując przedmiot z kieszeni. Wąska czarna kamera ozdobiona była mnóstwem maleńkich guzików i przełączników. Wyglądała jak doskonałe narzędzie reporterskie, małe, wszechstronne i najwyraźniej bardzo drogie.
Wręczył ją Keplerowi.
— Chyba myślałem, że sięga po jakąś broń.
— Tak czy owak, sprawdzimy to, na wszelki wypadek. Tymczasem chciałbym podziękować panu za to, jak pan sobie z tym wszystkim poradził — Kepler schował kamerę do kieszeni.
4
Alka olbrzymia (