Выбрать главу

— Tymczasem Czirokezi próbowali stworzyć syntezę pomiędzy niewątpliwie dobrymi i potężnymi stronami cywilizacji zachodniej a swym własnym dziedzictwem. Eksperymentowali i wybrzydzali. Sześćset lat grymasili nad pełnym talerzem i cierpieli przez to bardziej niż jakiekolwiek inne plemię.

— Morał tej historii powinien być oczywisty. My, ludzie, stoimy przed wyborem podobnym do tego, jaki mieli Indianie. Możemy albo grymasić, albo z serca przyjąć całą miliardoletnią kulturę, którą daje nam Biblioteka. Niech każdy, kto proponuje kręcenie nosem, wspomni na historię Czirokezów. Szlak ich wędrówki był długi i jeszcze się nie skończył.

Kiedy Jacob skończył, zapadło długie milczenie. Bubbakub wpatrywał się w niego małymi, czarnymi oczkami. Kulla patrzył jak zaczarowany. Doktor Martine wbiła wzrok w podłogę, jej brwi ściągnęły się w zamyśleniu.

Ten z załogi, Dubrowsky, stał daleko z tyłu. Jedną rękę trzymał na piersi, drugą zakrywał usta. Wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki — czy była to oznaka bezgłośnego śmiechu? Pewnie ktoś z Ligi. Kosmos roi się od nich. Mam nadzieję, że będzie trzymał język za zębami. I tak już dosyć ryzykowałem.

W końcu Bubbakub założył obie swoje małe ręce za kark i uniósł się. Chwilę przyglądał się Jacobowi.

— Dobra opowieść — warknął wreszcie. — Poproszę pana, żeby ją nagrać dla mnie, kiedy wrócimy. Ma w sobie naukę dla Ziemian. Chciałbym jednak zadać kilka pytań. Teraz albo potem. Niektórych rzeczy nie rozumiem.

— Jak sobie życzysz, Pilu Bubbakubie — Jacob ukłonił się, próbując skryć uśmiech. Teraz szybko zmienić temat, zanim Bubbakub przyczepi się do cholernych szczegółów. — Mnie także podobała się opowieść mojego przyjaciela Jacoba — zagwizdał gdzieś za nim śpiewny głos. — Zbliżyłem się tak cicho, jak tylko mogłem, kiedy ją usłyszałem. Cieszę się, że moja obecność nie zakłóciła opowiadania.

Jacob z ulgą poderwał się na równe nogi.

— Fagin!

Wszyscy wstali, kiedy Kanten ślizgał się w ich stronę. W rubinowym świetle wydawał się atramentowo-czarny. Poruszał się powoli.

— Najmocniej proszę o wybaczenie! Moja nieobecność była konieczna. Komendant przystała łaskawie na osłabienie ekranów, abym mógł się posilić. Mogła to jednak zrobić, co zrozumiałe, tylko na odwrotnej, pustej części statku.

— To prawda — zaśmiała się Martine. — Wolelibyśmy nie dostać poparzenia słonecznego! — Dokładnie tak. Czułem się tam jednak bardzo samotnie i cieszę się, że znów mam towarzystwo.

Wszyscy zajęli na powrót swoje miejsca, a Fagin usadowił się wprost na pokładzie.

Jacobowi nadarzyła się okazja, żeby wydostać się z kłopotliwej sytuacji.

— Fagin, opowiadaliśmy tu sobie różne historie, czekając, aż zacznie się nurkowanie.

Może mógłbyś nam opowiedzieć o Instytucie Postępu?

Kanten zaszeleścił listowiem. Nastąpiła chwila ciszy.

— Niestety, przyjacielu Jacobie. W przeciwieństwie do Biblioteki, Instytut Postępu nie jest towarzystwem znaczącym. Sama nazwa zresztą nie jest zbyt dobrze przetłumaczona na angielski. W twoim języku nie ma słów, żeby oddać ją właściwie. Nasz niewielki zakon został założony, aby wypełnić jeden z najmniej ważnych Nakazów, które Przodkowie pozostawili najstarszym rasom, gdy dawno temu opuszczali Galaktykę. Z grubsza rzecz biorąc, nałożyli na nas obowiązek szanowania „Nowości”. Gatunkowi takiemu jak wy, sierotom, można by rzec, które aż do niedawna nie czuły słodkich i gorzkich zarazem więzów pokrewieństwa ani zobowiązań między opiekunem a podopiecznym, może być trudno zrozumieć konserwatyzm tkwiący w naszej galaktycznej kulturze. Nie jest on zły. Pośród tak wielkiej różnorodności wiara w Tradycję i wspólne dziedzictwo jest czynnikiem korzystnym. Młode rasy szanują słowa starszych, którzy przez lata uczyli się mądrości i cierpliwości. Można by powiedzieć, używając waszego określenia, że szanujemy swoje korzenie. Tylko Jacob zauważył, że w tym miejscu Fagin przeniósł nieco ciężar swego ciała, zwijając i rozwijając krótkie węzłowate witki służące mu za korzenie. Jacob źle przełknął łyk soku pomarańczowego i próbował teraz nie zakrztusić się. — Jednak istnieje także konieczność stawiania czoła przyszłości — ciągnął Fagin — więc Przodkowie w swojej mądrości przestrzegli Najstarszych, by nie gardzić tym, co jest nowe pod Słońcem.

Sylwetka Fagina odcinała się od gigantycznej czerwonej tarczy, do której zmierzali.

Jacob bezradnie potrząsnął głową.

— Kiedy więc rozejdzie się wieść, że ktoś znalazł stado dzikusów ssących wilczycę, przybiegacie wy, tak?

Liście zaszeleściły mocniej.

— Bardzo obrazowo, przyjacielu Jacobie. Ale twój domysł jest zasadniczo słuszny. Ważne zadanie Biblioteki polega na uczeniu ziemskich ras tego, co jest potrzebne do przetrwania. Mojemu Instytutowi przypada skromna misja docenienia waszej Nowości.

Doktor Martine włączyła się:

— Kantenie Faginie, czy zgodnie z twoją wiedzą coś takiego zdarzyło się wcześniej? To znaczy czy kiedykolwiek miał miejsce przypadek gatunku, który nie zachowałby w pamięci Wspomagania i znienacka pojawiłby się w Galaktyce, tak jak było z nami? — Tak, szanowna doktor Martine. Przydarzyło się to kilka razy. Kosmos jest wielki ponad wszelkie wyobrażenia. Okresowe migracje cywilizacji tlenowej i wodorowej odbywają się na ogromnych przestrzeniach i nawet obszary zasiedlone rzadko zostają w pełni zbadane. Często podczas tych wielkich przemieszczeń jakaś niewielka część rasy, ledwie wydobyta ze zwierzęcości, bywała porzucana przez opiekunów i sama musiała radzić sobie dalej. Zaniedbania takie zazwyczaj mszczone są przez ludy cywilizowane… — Kanten zawahał się na moment, a słuchając go dalej Jacob ze zdumieniem uświadomił sobie powód niepewności. — Ponieważ jednak tego rodzaju rzadkie przypadki zdarzają się zazwyczaj w czasie migracji, pojawia się dodatkowy problem. Taka szczenięca rasa może wprawdzie, wykorzystując pozostałości technologii opiekunów, opracować prymitywny napęd kosmiczny, ale w chwili, gdy wkroczy wreszcie między gwiazdy, dana część Galaktyki bywa już najczęściej objęta Interdyktem. Nieświadomy niczego gatunek może wówczas stać się łupem wodorodysznych, którym przypadła kolej zająć tę właśnie gromadę lub ramię spirali. Tak czy inaczej, podobne rasy znajdowane są nieczęsto. Zazwyczaj sieroty zachowują żywą pamięć o swoich opiekunach. W niektórych przypadkach miejsce faktów zajmują mity i legendy. Dzięki Bibliotece można wówczas niemal zawsze wytropić prawdę, jako że tam właśnie gromadzi się nasze prawdy.