Najbardziej imponującym osiągnięciem był wyczyn dokonany przez Bubbakuba za pomocą pamiątki po Letanich, który miał miejsce wtedy, gdy Jacob leżał nieprzytomny na pokładzie heliostatku. Zdarzenie to dowodziło, że Pilanin kontaktował się jakoś ze Słonecznymi Duchami.
Odpędzenie jednego Ducha za pomocą błysku światła wydawało się wiarygodne (chociaż Jacob nie miał pojęcia, jak istota szybująca w świetlistej chromosferze mogła wykryć cokolwiek w ciemnym wnętrzu heliostatku), natomiast rozproszenie całego stada magnetożerców i pasterzy sugerowało, że Pilanin musiał skorzystać z jakiejś potężnej siły (psi?).
Podczas analizy morfologicznej każdy z tych elementów miał być raz jeszcze zbadany, jednak na pierwszy rzut oka Jacob musiał przyznać, że pozycja numer I wyglądała na prawdziwą.
Numer II wobec tego był nie lada kłopotem, gdyż zakładał przeciwieństwo tezy z pozycji I.
POZYCJA II: WERSJA B JEST NIEPRAWDZIWA — (IIA) MYLI SIĘ/(IIB) KŁAMIE.
IIA nie nasuwało Jacobowi zbyt wielu pomysłów. Bubbakub wydawał się zbyt pewny swego. Oczywiście mogły go zwieść same Duchy… Jacob nabazgrał odpowiednią notatkę pod numerem IIA. Była to w istocie bardzo ważna ewentualność, ale oprócz kolejnych nurkowań nie przychodził mu do głowy żaden sposób, żeby ją potwierdzić lub obalić. A sytuacja polityczna sprawiała, że następne nurkowania były niemożliwe. Bubbakub, popierany przez Martine, upierał się, że jakiekolwiek dalsze ekspedycje byłyby bezcelowe, a bez niego i pamiątki po Letanich prawdopodobnie także tragiczne. Co dziwne, doktor Kepler nie spierał się z nimi. W dodatku to na jego rozkaz heliostatek przeniesiono do suchego doku, zawieszono normalne prace konserwacyjne, a nawet zniesiono tajność informacji przy rozmowach z Ziemią.
Motywacje Keplera były dla Jacoba zagadką. Przez kilka minut wpatrywał się w kartkę, na której napisane było: SPRAWA POBOCZNA — KEPLER? W końcu cisnął ją na stertę urządzeń na podłodze. Ten człowiek wyraźnie go rozczarował. Przeszedł do kartki IIB. Pomysł, że Bubbakub kłamie, był dość pociągający. Jacob nie mógł już dłużej udawać jakiejkolwiek sympatii dla małego przedstawiciela Biblioteki. Widział wyraźnie swoje osobiste uprzedzenie. Chciał, żeby IIB było prawdą.
Bubbakub z pewnością miał motyw, żeby kłamać. Niepowodzenie Biblioteki w dostarczeniu informacji o solarnych formach życia było dla niego kłopotliwe. Poza tym Pilanin miał za złe „szczenięcej” rasie jej całkowicie niezależne badania. Obydwu tych kłopotów można się było pozbyć, gdyby Słoneczny Nurek załamał się w taki sposób, by starożytna nauka mogła zatryumfować.
Hipoteza o kłamstwie Bubbakuba pociągała jednak za sobą masę problemów. Po pierwsze, jaka część jego opowieści była kłamstwem? Sztuczka z pamiątką po Letanich była bez wątpienia autentyczna, ale gdzie jeszcze można było wyznaczyć granicę? W dodatku jeśli Bubbakub skłamał, to musiał być absolutnie pewien, że nikt go nie nakryje. Instytuty Galaktyczne, a zwłaszcza Biblioteka, opierały się na opinii całkowitej uczciwości. Bubbakuba upieczono by żywcem, gdyby coś takiego wyszło na jaw. Sedno sprawy kryło się w IIB. Wyglądało to beznadziejnie, ale Jacob musiał jakoś wykazać, że IIB jest prawdą. W przeciwnym razie Słoneczny Nurek był skończony. Zadanie było skomplikowane. Każda teoria, w której Bubbakub kłamał, musiała jednocześnie wyjaśnić śmierć Jeffreya, nienormalny stan LaRoque’a i jego dziwne zachowanie, groźby Słonecznych Duchów…
Jacob nabazgrał notatkę i dołożył ją do IIB.
NOTATKA UZUPEŁNIAJĄCA: DWA RODZAJE SŁONECZNYCH DUCHÓW?
Zapamiętał uwagę, że nikt nigdy nie widział, jak „normalny” Duch zmienia się w odmianę półprzeźroczystą, wykonującą pantomimę gróźb.
Przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl.
NOTATKA UZUPEŁNIAJĄCA: TEORIA KULLI, ŻE PSI SOLARIOWCÓW TŁUMACZY NIE TYLKO LR, ALE TAKŻE INNE DZIWNE ZACHOWANIA. Kiedy to pisał, myślał o Martine i Keplerze, ale zastanowiwszy się dobrze, przepisał tę uwagę jeszcze raz i dołączył ją do kartki zatytułowanej ODBIŁO MI — NIE (IV). Kwestia jego zdrowia psychicznego napełniła go większą odwagą. Pod pozycją III zaczął metodycznie wyliczać dowody na to, że coś było nie w porządku.
1. OŚLEPIAJĄCE ŚWIATŁO W BAJA. Przed spotkaniem w Centrum Informacyjnym przeszedł ostatni głęboki trans. Wyrwał go z niego jakiś obiekt psychiczny — „błękit”, który wdarł się w jego hipnozę jak blask reflektora. Bez względu na to, jakiego rodzaju ostrzeżenie zsyłała mu podświadomość, nadejście Kulli przerwało je.
2. NIEKONTROLOWANE DZIAŁANIA PANA HYDE’A. Jacob wiedział, że rozejście się jego umysłu na część normalną i nienormalną było w najlepszym razie chwilowym rozwiązaniem długotrwałego problemu. Kilkaset lat temu jego stan określono by jako schizofrenię. Teraz działanie hipnozy miało pozwolić jego rozdzielonym połowom na spokojne połączenie pod kierownictwem osobowości dominującej. Jego zdziczała druga połowa wydostawała się na zewnątrz lub przejmowała kontrolę wtedy, gdy było to potrzebne… kiedy Jacob musiał odwołać się do zimnego, twardego, wścibskiego, absolutnie pewnego siebie gościa, jakim był kiedyś.
Dawniej wyczyny jego drugiego ja bardziej go zawstydzały, niż niepokoiły. Na przykład kradzież leków Keplera na Bradburym była w miarę logiczna, jeśli wziąć pod uwagę to, co już wiedział, choć może wolałby zastosować w tym celu inne środki. Jeśli zaś chodzi o to, co powiedział do doktor Martine na pokładzie heliostatku, to sporo jego słów sugerowało albo mnóstwo uzasadnionych podejrzeń kipiących w nieświadomości, albo jakieś poważne, głęboko tkwiące problemy.
3. ZACHOWANIE NA HELIOSTATKU: USIŁOWANIE SAMOBÓJSTWA? Wbrew oczekiwaniom nie zabolało to tak mocno. Ten epizod niepokoił Jacoba. Co jednak dziwne, czuł się raczej zły niż zawstydzony, jakby to ktoś inny sprawił, że zachował się jak idiota. Mogło to oczywiście dowodzić wszystkiego, także zwariowanego usprawiedliwiania się, ale na to akurat nie wyglądało. Jacob nie czuł żadnych oporów wewnętrznych, kiedy rozważał tę możliwość. Po prostu się z tym nie zgadzał.
Problem numer trzy mógł być częścią ogólnego załamania psychicznego albo stanowić oderwany przypadek dezorientacji, jak to stwierdzała diagnoza doktor Martine (która od lądowania ścigała Jacoba po całej bazie, żeby go zmusić do terapii). Mógł być też wywołany przez jakiś czynnik zewnętrzny, jak to już wcześniej stwierdził. Jacob odsunął się od warsztatu. Na to trzeba było czasu. Jedyny sposób, żeby czegokolwiek dokonać, to robić często przerwy i pozwolić, by pomysły przenikały z podświadomości, tej głębokiej podświadomości, którą badał. No, nie był to jedyny sposób, ale dopóki nie rozstrzygnął kwestii swojego zdrowia psychicznego, nie miał zamiaru chwytać się innych środków. Wstał i zaczął powoli układać swoje ciało w ciąg pozycji odprężających Tai Chi Chuan. Czuł, jak od niewygodnego siedzenia na stołku trzeszczą mu kręgi. Rozciągnął się i pozwolił, by energia powróciła do tych części ciała, które były uśpione. Lekka kurtka, którą miał na sobie, krępowała ramiona. Przerwał ciąg i zdjął ją. Wieszak na ubrania stał przy kantorku głównego mechanika, naprzeciw warsztatu naprawczego, obok kranu z wodą pitną. Jacob przeszedł tam lekkim krokiem, stąpając na palcach, czując rozpierającą go po Tai Chi energię.