Выбрать главу

— A badania kontrolne? — spytał Jacob. Przechodził test jako ostatni. Doktor Kepler, Helene deSilva i trzy osoby przypadkowo dobrane z załogi także stanęły przed czytnikiem. Helene w ogóle nie zaprzątała sobie głowy wynikami testu i wraz z członkami załogi wyszła natychmiast, żeby nadzorować próbne odliczanie przed startem heliostatku. Kepler nachmurzył się, kiedy Laird odczytał mu jego wyniki na osobności, i obrażony odszedł dumnym krokiem.

Laird podrapał się w grzbiet nosa, tuż pod brwiami.

— Och, nie ma między nami Nadzorowanego. Można się zresztą było tego spodziewać po twoim małym przedstawieniu na dole. Są jednak problemy i sprawy, które nie całkiem rozumiem, a które kipią w umysłach niektórych osób. Wiesz, takim wiejskim konowałom jak ja nie jest łatwo zaglądać w dusze ludzkie, skoro za jedyne doświadczenie służyć musi praktyka w szpitalu. Przegapiłbym połowę niuansów, gdyby nie pomoc doktor Martine. W tej sytuacji jest mi bardzo trudno interpretować ukryte cienie, zwłaszcza u ludzi, których znam i podziwiam.

— Mam nadzieję, że to nic poważnego.

— Gdyby tak było, nie leciałbyś na to nurkowanie, zarządzone przez Helene w ekspresowym tempie! Dwayne’a Keplera uziemiłem nie dlatego, że jest przeziębiony! — Laird pokręcił głową i zaczął przepraszać. — Proszę mi wybaczyć. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do takich spraw. Nie ma się czym przejmować, Jacob. W twoim teście jest trochę dziwacznych znaków zapytania, ale zasadnicza diagnoza jest tak normalna, jak to tylko możliwe. Suma zdecydowanie dodatnia, wysokie poczucie rzeczywistości. Jest jednak kilka rzeczy, które mnie zastanawiają. Nie będę wchodził w szczegóły, bo to mogłoby niepotrzebnie zepsuć ci humor podczas nurkowania, ale byłbym wdzięczny, gdybyście mogli przyjść do mnie po powrocie, ty i Helene.

Jacob podziękował i wszyscy razem, z Martine i LaRoque’em, poszli do windy. Wysoko nad ich głowami wieża telekomunikacyjna przebijała kopułę stazy. Wszędzie dookoła dziobate skały Merkurego skrzyły się albo świeciły matowo. Nad niskim łańcuchem gór wisiała rozżarzona, żółta kula Słońca.

Kiedy nadjechała winda, Martine i Laird weszli do środka, ale wyciągnięta ręka LaRoque’a zatrzymała Jacoba tak długo, aż drzwi się zamknęły, zostawiając dwóch mężczyzn samych.

— Chcę moją kamerę — wyszeptał dziennikarz.

— Oczywiście, LaRoque. Komendant deSilva rozbroiła ogłuszacz i możesz ją dostać w każdej chwili, skoro twoja sprawa się wyjaśniła.

— A nagrania?

— Ja je mam. I zamierzam zatrzymać.

— To nie twoja sprawa…

— Daj już z tym spokój, LaRoque — rzucił Jacob. — Może byś tak chociaż raz przestał się zgrywać i uważać innych za głupków! Chcę wiedzieć, po co robiłeś nagrania soniczne oscylatora stazowego w statku Jeffreya! Chcę też wiedzieć, jakim cudem wpadłeś na pomysł, że zainteresowałby się nimi mój wuj!

— Bardzo wiele ci zawdzięczam, Demwa — zaczął wolno LaRoque. Jego sztuczny akcent zniknął niemal zupełnie. — Ale zanim ci odpowiem, muszę wiedzieć, czy twoje przekonania polityczne choć trochę przypominają poglądy twojego wuja. — Mam wielu wujów, LaRoque. W Zgromadzeniu Konfederacji jest wuj Jeremy, ale wiem, że z nim byś nie współpracował. Wuj Juan jest miłośnikiem teorii i zagorzałym wrogiem nielegalności… Zgaduję, że chodzi ci o wuja Jamesa, rodzinnego oryginała. Zgadzam się z nim w wielu sprawach, nawet takich, co do których nie zgadza się reszta klanu. Ale jeżeli wuj James jest zamieszany w jakąś aferę szpiegowską, to na pewno nie pomogę zaplątać go bardziej… zwłaszcza że ten twój spisek wygląda na okropnie niewydarzony. Nie jesteś może mordercą ani Nadzorowanym, LaRoque, ale jesteś szpiegiem! Jedyny kłopot w tym, żeby odgadnąć, dla kogo szpiegujesz. Odłożę sobie rozwiązanie tej zagadki do czasu, aż wrócimy na Ziemię. Wtedy możesz mnie odwiedzić. Razem z Jamesem możecie przyjść i spróbować nakłonić mnie, żebym nie wydał cię policji. Jasne? — Mogę poczekać, Demwa — zgodził się oschle LaRoque. — Tylko nie zgub nagrań, dobra? Przeszedłem istne piekło, żeby je zdobyć. Chcę mieć szansę przekonać cię, żebyś mi je oddał.

Jacob patrzył na Słońce.

— Oszczędź mi swoich lamentów, LaRoque. Nie przeszedłeś piekła… jeszcze. Odwrócił się i skierował w stronę wind. Czasu było akurat dosyć na spędzenie kilku godzin w aparacie do spania. Do startu heliostatku nie chciał nikogo widzieć.

CZĘŚĆ SIÓDMA

W żadnej ewolucji nie ma takiej transformacji, takiego „kwantowego skoku”, który dałoby się porównać z tym. Nigdy przedtem styl życia gatunku i jego sposób adaptacji nie zmienił się tak całkowicie i błyskawicznie.

Przez mniej więcej piętnaście milionów lat rodzina człowiecza żyła jak zwierzęta między zwierzętami.

Od tamtych czasów wydarzenia nabrały zawrotnego tempa… pierwsze wioski rolnicze… miasta… supermetropolie… wszystko to zmieściło się w jednej chwili na skali czasu ewolucji, w ciągu zaledwie 10 000 lat.

John E. Pfeiffer

21. Deja pense

— Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego większość naszych statków międzygwiezdnych skacze w kosmos z załogą złożoną w siedemdziesięciu procentach z kobiet? Helene podała mu tubę z gorącą kawą i odwróciła się do automatu, żeby wyciągnąć następną dla siebie.

Jacob oddarł zewnętrzne zamknięcie na półprzepuszczalnej błonie i odczekał aż para uleci, pozostawiając ciemny płyn wewnątrz pojemnika. Pomimo izolacji tuba była tak gorąca, że z trudem można ją było trzymać.

Spokojna głowa! Helene już wymyśli jakiś prowokujący temat. Kiedy tylko zostawali sami, o ile na otwartym pokładzie heliostatku w ogóle można być samym, nigdy nie przegapiła okazji, żeby wciągnąć go w umysłową gimnastykę. Dziwna sprawa, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało. Takie debaty znakomicie podniosły jego nastrój od czasu, gdy dziesięć godzin temu opuścili Merkurego.

— Kiedy byłem nastolatkiem, ani mnie, ani moich przyjaciół powody zupełnie nie obchodziły. Myśleliśmy po prostu, że to taka premia za bycie mężczyzną na statku. „Z takich myśli rodzą się młodzieńcze fantazje…” Kto to napisał, John Two-Clouds? Czytałaś coś jego? Zdaje się, że urodził się w Górnym Londynie, mogłaś więc znać jego rodziców. Helene posłała mu oskarżycielskie spojrzenie. Jacob po raz n-ty musiał zwalczyć pokusę powiedzenia jej, że taka mina jest zalotna. Była to prawda, ale która dorosła kobieta na stanowisku chciałaby, by jej przypominano, że w policzkach ma dołeczki? Zresztą nie było to warte złamanego ramienia.

— Dobra — zaśmiał się. — Trzymam się tematu. Myślę, że proporcja mężczyzn do kobiet ma coś wspólnego z tym, że kobiety lepiej reagują na duże przyspieszenie, zmiany temperatury, mają lepszą koordynację ruchową i większą siłę pasywną. Przez to wszystko są lepszymi kosmonautami, jak sądzę.

Helene pociągnęła mały łyk z rurki swojej tuby.

— Tak, wszystko to się liczy. Poza tym większość kobiet jest chyba bardziej odporna na chorobę skoku w kosmos. Ale wiesz przecież, że te różnice nie są aż takie wielkie. Nie na tyle, żeby zrównoważyć fakt, że do lotów zgłasza się więcej mężczyzn niż kobiet. W dodatku mężczyźni stanowią ponad połowę załogi na statkach kursujących wewnątrz systemu, a w pojazdach wojskowych jest ich siedmiu na dziesięć osób. — No, nie mam pojęcia, jak to jest na statkach handlowych czy badawczych, ale myślę, że wojsko wybiera załogi kierując się skłonnością do walki. Wiem, że ciągle tego nie dowiedziono, ale…