Выбрать главу

Jeżeli nie chce, żebym przy nim była, to świetnie. Będę udawać, że szukam tych jego cholernych pigułek!

Już zaczęła się odwracać, kiedy nagle Jacob potknął się o jedną z korzenio-nóg Fagina i rozciągnął się jak długi na pokładzie. Bułka proteinowa wyleciała mu z rąk i zatrzymała się aż przy obudowie lasera parametrycznego. Zanim Helene zdołała cokolwiek uczynić, Jacob stał już na nogach, uśmiechając się z zakłopotaniem. Podszedł, żeby podnieść bułkę, a kiedy się po nią schylał, jego ramię zawadziło o kadłub lasera.

W mgnieniu oka pomieszczenie zalało błękitne światło. Zawyły syreny alarmowe. Helene odruchowo zakryła oczy ramieniem i sięgnęła do pasa po gogle. Nie było ich tam!

Do fotela zostały trzy metry. Wiedziała dokładnie, gdzie stoi i gdzie bezmyślnie zostawiła swoje gogle. Odwróciła się, skoczyła po nie i wstała płynnym ruchem, już z ochraniaczami na oczach.

Wszędzie widać było jasne plamki. Odchylony od promienia statku laser P posyłał wiązkę światła, która odbijała się od wewnętrznej, wklęsłej powierzchni pokrywy. Modulowany „kod kontaktowy” rozbłyskiwał na pokładzie i na sklepieniu pomieszczenia. Na podłodze obok automatów z żywnością wiły się jakieś ciała. W pobliżu lasera nie było nikogo, kto mógłby go wyłączyć. Gdzie są Jacob i Donaldson? Oślepli w pierwszym ułamku sekundy?

Przy włazie do pętli grawitacyjnej kilka postaci walczyło ze sobą. W rozbłyskującym, grobowym świetle Helene rozpoznała wśród nich Jacoba Demwę, głównego mechanika i… Kullę. Tamci… Jacob próbował naciągnąć obcemu na głowę worek! Nie było czasu do namysłu. Wybór pomiędzy mieszaniem się w tajemniczą walkę a zapobieżeniem możliwemu zagrożeniu statku był prosty. Helene pobiegła do lasera, uchylając się przed krzyżującymi się w powietrzu bladymi śladami promieni, i wyrwała wtyczkę. Błyskające światłem punkty zgasły natychmiast, oprócz jednego, który jarzył się tam, gdzie w pobliżu włazu rozległ się właśnie ryk bólu, a po nim trzask. Syreny umilkły i słychać było tylko jęki ludzi.

— Pani kapitan, co to jest? Co się dzieje? — w głośnikach zadźwięczał głos pilota. Helene podniosła mikrofon z najbliższego fotela.

— Hughes — powiedziała prędko — jaki jest stan statku?

— W normie. Ale dobrze, że miałem na oczach gogle! Co się do cholery stało? — Obluzował się laser parametryczny. Trzymaj tak dalej. Niech idzie równo kilometr za stadem. Zaraz do ciebie przyjdę — puściła mikrofon i podniosła głowę. — Chen! Dubrowsky! Zgłoście się! — krzyknęła i rozejrzała się w mroku.

— Tutaj, pani kapitan! — dobiegł głos Chena.

Helene zaklęła i zerwała gogle. Chen był przy włazie, klęczał nad leżącą na pokładzie postacią.

— To Dubrowsky — powiedział. — Nie żyje. Cały spalony przez oczy. Doktor Martine kuliła się za grubym pniem Fagina. Kiedy podbiegła do nich Helene, Kanten cicho zagwizdał.

— Wszystko z wami w porządku?

Fagin wydobył z siebie długi ton, który brzmiał trochę jak przeciągłe „tak”. Martine nerwowo kiwnęła głową, ale nie przestała ściskać pnia obcego. Gogle przekrzywiły się na jej twarzy. Helene zdjęła je.

— Dalej, pani doktor. Ma pani pacjentów — pociągnęła ją za ramię. — Chen! Idź do mojej dyżurki i przynieś apteczkę. Tylko biegiem!

Martine zaczęła się podnosić, ale zaraz znów się osunęła, potrząsając głową.

Helene zacisnęła zęby i szarpnęła tamtą gwałtownie za rękę. Martine wstała, chwiejąc się.

Komendant wymierzyła jej policzek.

— Budzić się, pani doktor! Pomożesz mi przy tych ludziach albo, słowo daję, wybiję ci zęby!

Wzięła ją pod rękę i przeprowadziła kilka metrów dalej, gdzie leżeli Donaldson i Demwa. Jacob jęknął i poruszył się. Helene czuła, jak serce bije jej szybciej, kiedy odsuwała dłoń z jego twarzy. Poparzenia były powierzchowne i nie uszkodziły oczu. Jacob zdążył nałożyć gogle.

Poprowadziła potem Martine do Donaldsona i posadziła ją przy nim. Główny mechanik miał spaloną lewą stronę twarzy. Lewe szkło jego gogli było stłuczone. Przybiegł Chen, niosąc apteczkę.

Martine dygocząc odwróciła się od Donaldsona. Kiedy podniosła głowę i zobaczyła Chena z apteczką, wyciągnęła po nią ręce.

— Czy będzie pani potrzebowała pomocy? — spytała Helene.

Martine rozłożyła instrumenty na pokładzie. Nie podnosząc wzroku, potrząsnęła głową.

— Nie. I proszę o ciszę.

Helene przywołała do siebie Chena.

— Idź poszukać LaRoque’a i Kulli. Zgłoś się, kiedy ich znajdziesz.

Mężczyzna oddalił się.

Jacob znowu zajęczał i spróbował unieść się na łokciach. Helene wzięła ręcznik z pobliskiego kranu i zmoczyła go. Uklęknęła przy Jacobie i podniosła go za ramiona, żeby ułożyć sobie jego głowę na kolanach.

Skrzywił się, kiedy delikatnie zwilżała jego rany.

— Och — wyjęczał i podniósł rękę do czoła. — Powinienem być mądrzejszy. Jego przodkowie huśtali się na drzewach, jasne więc, że ma siłę szympansa. A wygląda tak rachitycznie!

— Możesz mi powiedzieć, co się stało? — spytała cicho.

Jacob stęknął, lewą ręką macając na oślep pod sobą. Szarpnął coś kilka razy i wreszcie wyciągnął duży worek po okularach ochronnych. Przyjrzał mu się, a potem odrzucił go. — Głowę mam taką, jakbym dostał młotem pneumatycznym — powiedział. Podciągnął się do pozycji siedzącej, gmerał chwilę dłońmi przy głowie, potem opuścił je. — Kulla przypadkiem nie leży gdzieś tutaj, co? Miałem nadzieję, że może po tym, jak mnie poraził, wstąpiła we mnie jakaś szalona siła, ale chyba po prostu zrobiło mi się ciemno przed oczyma.

— Nie wiem, gdzie jest Kulla — zaczęła Helene. — Co teraz…?

Z głośnika huknął głos Chena:

— Pani kapitan? Znalazłem LaRoque’a. Jest na dwa i cztery stopnia. Czuje się dobrze. On nawet nie wiedział, że mamy kłopoty!

Jacob przekręcił się w stronę doktor Martine i zaczął coś jej tłumaczyć z ożywieniem.

Helene wstała i podeszła do mikrofonu obok automatów z napojami.

— Widziałeś Kullę?

— Nie, ani śladu po nim. Pewnie jest na odwrotnej stronie — Chen ściszył głos. — Mam wrażenie, że odbyła się tu walka. Czy pani wie, co się stało? — Odezwę się, kiedy będę coś wiedziała. A ty w tym czasie mógłbyś zluzować Hughesa.

Jacob zbliżył się do niej.

— Donaldson wyjdzie z tego, ale będzie mu potrzebne nowe oko. Posłuchaj, Helene, idę ścigać Kullę. Daj mi jednego z twoich ludzi, dobrze? A potem wydostań nas stąd tak szybko, jak tylko możesz.

Helene zamurowało.

— Przed chwilą jednego z moich ludzi zabiłeś! Dubrowsky nie żyje! Donaldson oślepł, a ty chcesz teraz, żebym wysłała jeszcze kogoś, kto miałby ci pomóc dalej prześladować tego biedaka Kullę. Czyś ty zwariował?

— Helene, nikogo nie zabiłem.

— Widziałam to, ty pokręcony idioto! Laser zgłupiał, bo wpadłeś na niego! Ty to zrobiłeś!

I dlaczego rzuciłeś się na Kullę?

— Helene… — Jacob skrzywił się. Podniósł rękę do twarzy. — Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musisz nas stąd wydostać. Nie wiadomo, co on tam może zrobić na dole, skoro już o wszystkim wiemy.

— Wyjaśnij to najpierw!

— Ja… popchnąłem ten laser specjalnie… Ja…

Kombinezon Helene był tak obcisły, że Jacob nigdy by nie zgadł, gdzie ukryty był mały pistolet ogłuszający, który pojawił się teraz w jej dłoni.

— Dalej, Jacob — nakazała beznamiętnym tonem.