– Wiem – potwierdziła Purdy.
– Ciociu Purdy! Ciociu Purdy!
Katie i Ben, dzieci jej najstarszej siostry, Marisy, już pakowały się jej na kolana. Przed wyjazdem do Australii spędzała z nimi dużo czasu i teraz z radością witały się z ukochaną ciocią. Wzruszona Purdy przytuliła je czule i ucałowała.
Katie i Ben byli w siódmym niebie. Uczepiwszy się jej włosów, wdrapywali się na nią i spadali, zanosząc się od śmiechu. Jednocześnie jedno przez drugie opowiadali, co wydarzyło się w ich życiu podczas nieobecności cioci.
Nat przyglądał się tej scenie w niemym zachwycie. Widząc Purdy, potarganą i wytarmoszoną, ale szczęśliwą i roześmianą, wprost nie mógł oderwać od niej wzroku. Pewien był, że nigdy nie była tak piękna jak podczas tej rodzinnej scenki.
– Popatrz, co one z tobą zrobiły! – Marisa podeszła do Purdy, całując ją z uśmiechem i próbując wprowadzić jako taki porządek na jej głowie. – Dzieci, to jest Nat. Ciocia i Nat zamierzają się pobrać.
Nim zdążyła dodać, że dzieci potrzebują trochę czasu, by oswoić się z nieznajomym, Ben śmiało zbliżył się do Nata i chwycił go za rękę.
– Dlaczego chcesz być mężem cioci Purdy? – zapytał. Zaskoczona Purdy zdusiła okrzyk dłonią.
– Ponieważ jestem w niej zakochany – spokojnie wyjaśnił Nat.
– Dlaczego? – nie dawał za wygraną chłopiec. Jedno spojrzenie w kierunku Purdy wystarczyło, by znać odpowiedź. Tym razem jednak Nat postanowił być bardziej powściągliwy.
– Nie obraź się, jesteś mądrym chłopakiem, ale musisz troszkę podrosnąć, żeby to zrozumieć.
– A co trzeba robić, kiedy jesteś w kimś zakochany?
– Ben próbował z innej beczki.
– Nic. Jesteś zakochany i już. To wszystko.
– Ale dlaczego? Coś przecież trzeba robić? Phil, ojciec Bena, postanowił przyjść z pomocą.
– Jak się jest zakochanym, to trzeba od czasu do czasu pocałować dziewczynkę A ty tego nie lubisz, prawda, synu?
– Jasne, że nie! – Ben wykrzywił twarz z udawaną odrazą. Jako sześciolatek, wchodził właśnie w wiek, kiedy publiczne okazywanie uczuć budziło jego zdecydowany sprzeciw.
– Przepraszam, Ben. – Purdy nie mogła powstrzymać śmiechu. – Powinnam była o tym pamiętać. Obiecuję, że nie pocałuję cię już nigdy więcej!
– Ty możesz, ciociu Purdy – odpowiedział z powagą.
– Lubię, jak mnie całujesz. Tak ładnie pachniesz.
– Właśnie – wtrącił Nat, nie spuszczając wzroku z twarzy Purdy. – I o to właśnie chodzi. Teraz już rozumiesz, dlaczego chcę poślubić waszą ciocię.
– Aaa… – skwitował przeciągle Ben, ignorując śmiech zebranych. – Czy chcesz obejrzeć moją kolekcję samolotów?
– Nie, Ben, nie teraz. – Marisa stanowczo wkroczyła do akcji. – Pora spać.
Dzieci zmarkotniały, jednak zaraz się rozpogodziły, gdy Purdy i Nat obiecali, że poczytają im do snu.
Na górze, w pokoiku, który teraz zajmowały dzieci, a kiedyś Purdy, ogarnęło ją dziwne onieśmielenie. Wsłuchana w głos Nata, który czytał fragment jakiejś bajki, poczuła się dziwnie obco i samotnie. Świadomość, że jej związek z Natem to tylko chwilowa komedia, odbierała jej całą radość. Za wszelką cenę musiała pamiętać o Kathryn. I o Rossie, rzecz jasna.
– Ciociu Purdy, ty drżysz – ze strachem szepnęła Katie.
– Nie, nie, kochanie, to nic – uspokoiła ją, starając się nie patrzeć na Nata. – Trochę zmarzłam, to wszystko.
Kiedy dzieci zasnęły, Nat i Purdy zeszli na dół. Czekano już na nich z szampanem i po chwili wzniesiono toast za szczęście Cleo i Aleksa. Narzeczeni podziękowali długim, namiętnym pocałunkiem.
Ku przerażeniu Purdy, Cleo wzniosła następny toast:
– Wypijmy również za pomyślność mojej siostrzyczki i Nata!
– Och, nie! – zaprotestowała Purdy. – Przecież to wasz wieczór, Cleo.
– Z radością będę go dzielić z tobą. Musimy jakoś uczcić wasze narzeczeństwo.
– To świetny pomysł – poparł ją ojciec Purdy. – Wszyscy cieszymy się twoim szczęściem, kochanie. – Przytulił ją do siebie, a potem uścisnął dłoń Nata. – Pamiętaj, synu, Purdy jest naszym skarbem. – Był wyraźnie wzruszony. – Nigdy nie przestawaj jej kochać, pilnuj i dbaj o nią.
– Będę – obiecał Nat.
– Za Purdy i Nata!
Nat, widząc przerażenie w oczach Purdy, sięgnął po jej dłoń i ucałował. Oczywiście zebrani gwałtownie zaczęli domagać się więcej.
Nat podjął desperacką decyzję.
Przyciągnął do siebie Purdy i złożył na jej ustach szybki, gwałtowny pocałunek.
Purdy poczuła, jak ziemia pod jej stopami zawirowała.
Doskonale wiedziała, dlaczego Nat ją pocałował. Ot, następna scena ich spektaklu. Jednak jej spragnione usta zaczęły żyć własnym życiem…
Lecz Nat szybko pozbawił ją złudzeń. Zrobił, co konieczne, i tyle. No cóż, pamięć o pięknej Kathryn nie pozwalała mu na nic więcej…
Wreszcie zasiedli do wystawnej kolacji. Purdy z niechęcią spojrzała na talerz. Kompletnie straciła apetyt.
Targana na przemian to zimnem, to gorącem, nie miała siły, by spojrzeć w oczy Nata, za to obserwowała jego dłonie, zręczne, zgrabne i silne.
Przed chwilą tak delikatnie, tak rozkosznie ją pieściły i koiły jej niepokój…
Czy to, co wydarzyło się nocą, mogło być tylko snem?
Sięgnęła po kieliszek i upiła duży łyk. Z desperacją spróbowała włączyć się do ogólnej rozmowy, ale szło jej jak po grudzie.
Mogła myśleć tylko o Nacie.
To, jak się uśmiechał.
To, jak na nią patrzył. To, jak jej dotykał.
Silny, spokojny, solidny… i namiętny. Pragnęła jednego. Wyprowadzić go stąd, znaleźć odosobnione miejsce i całować się z Natem, przytulać… Chciała…
– Purdy!
Odwróciła się gwałtownie.
– Tak? Przepraszam, o co chodzi? – spytała niezbyt przytomnie.
– Nic nie zjadłaś, córeczko – powiedziała z troską matka. – Czy coś się stało?
– Nie, oczywiście, że nic – zaprzeczyła gwałtownie.
– Biedna, mała Purdy – zachichotała Cleo. – Jeszcze nigdy nie była tak zakochana.
Zakochana? Ona?!
– Jakaś ty przerażona, siostrzyczko! – zawołała Marisa. – Ale to twój narzeczony i świetnie się składa, że właśnie jego kochasz. – Roześmiała się. – Jak i on ciebie. Cudownie, że wreszcie się zakochałaś.
Ale przecież się nie zakochała! Nie w Nacie…
Wszystko, co czuła, to jedynie…
Co? – zapytała samą siebie.
Czego pragnę? – dodała po chwili w duchu.
By ją całował? Dotykał jej? By spędzili razem resztę życia?
Zdesperowana, spojrzała na Nata. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
– Powinniście się jak najszybciej pobrać – zawyrokowała Marisa, opacznie rozumiejąc tę wymianę spojrzeń.
– Ależ Mariso… – próbowała zaprotestować Purdy. Czy ten wieczór nigdy się nie skończy?!
– Dlaczego by nie? – podchwyciła matka. – Dlaczegóż nie mielibyście się pobrać jeszcze przed waszym powrotem do Australii?
– Świetny pomysł – wtrąciła Cleo. – Poczekajcie tylko, aż ja i Alex wrócimy z podróży poślubnej.
Purdy nie wierzyła własnym uszom. Zaledwie dwa dni temu obie, Cleo i jej matka, kręciły głowami, nie mogąc uwierzyć, że Purdy zamierza wpakować się w małżeństwo z obarczonym dwójką dzieci Australijczykiem, a teraz gotowe są zrobić wszystko, by do małżeństwa doszło jak najprędzej. A stało się tak przez Angusa, który posłuchał rozkazów Nata. Nie do wiary!