Выбрать главу

Zapadła cisza. Purdy i Nat wpatrywali się w siebie z taką intensywnością, jakby ujrzeli się po raz pierwszy w życiu. Nie, jakby zobaczyli siebie na nowo.

– Nie rozumiem. Ross, Kathryn… to jakiś kompletny absurd. Wszystko jest nie tak.

– Och, Nat, tak bardzo za tobą tęskniłam. Umierałam z miłości… – wyszlochała Purdy, zasłaniając twarz dłońmi. Łkała coraz głośniej.

Nie, tylko nie to! – pomyślał. Nie dość, że Daisy i William właśnie rozpoczęli swój koncert, to przybyła mu następna beksa. A on miał tylko dwa ramiona do obejmowania i tulenia.

Zanim zdecydował jednak, która z płaks najbardziej potrzebuje pomocy, jeszcze raz powoli powtórzył w myślach słowa Purdy.

Tęskniła za nim. Umierała z miłości.

Kochała go.

– Purdy… – powiedział ze ściśniętym gardłem.

– Przepraszam, naprawdę przepraszam. – Próbowała wytrzeć łzy, lecz wciąż kapały następne. – Nie miałam zamiaru ci o tym wszystkim mówić, ale jedyne, czego przez ostatnie dwa tygodnie pragnęłam, to być znowu z tobą i z dziećmi. I wtedy pani Granger powiedziała, że mnie nie chcesz… Dlaczego? Co ja ci złego zrobiłam? Czy to grzech się zakochać? Czy ci się narzucałam? Nauczyłam się cierpieć w milczeniu, bo taki już mój los…

– Długo tłumione rozgoryczenie wreszcie doszło do głosu.

– Ale dlaczego mnie nie chcesz, skoro tak bardzo ci jestem potrzebna?

Przy ostatnich słowach z jej oczu ponownie popłynął potok łez.

Dobrze, że wcześniej załatwiła sprawę dzieci. Już ona o nie zadba jak nikt inny. Przynajmniej im nie stanie się krzywda. Po takim wyznaniu Nat najchętniej by się jej pozbył, ale już nie może, bo dał słowo. A ona będzie cierpieć w milczeniu.

– Ja ciebie nie chcę? – zaśmiał się niepewnie. – Purdy, zapragnąłem cię w chwili, gdy ujrzałem cię po raz pierwszy. Jak możesz mówić, że ja ciebie nie chcę! To ty mnie nie chciałaś. Ale ja? Oszalałem na twoim punkcie. I to ja zamierzałem cierpieć w milczeniu…

Purdy przetarła zapłakane oczy.

– Naprawdę? – zaszlochała z niedowierzaniem. – Naprawdę?

Przełożywszy Williama na jedno ramię, Nat wyciągnął rękę w jej stronę.

– Chodź – poprosił cicho.

Nie kazała mu dwa razy tego powtarzać. Przybiegła i wtuliła się w niego całym ciałem, trzymając w ramionach najzupełniej już szczęśliwą Daisy.

– Czy naprawdę mam opowiedzieć ci o tym, jak za tobą tęskniłem? O tym, jak bardzo mi ciebie brakowało? I jak bardzo cię pragnę? – wyszeptał, tuląc usta do jej włosów.

Otulił ją szczelnie ramieniem, jakby obawiał się, że znów może ją stracić.

– Mam powiedzieć ci, jak bardzo cię kocham? – szepnął zdławionym głosem.

Uniosła w górę głowę.

Ich usta odszukały siebie z taką łatwością, jakby ćwiczyły się w tym od zawsze. Purdy westchnęła.

To był długi, namiętny pocałunek, jeden z tych, których nie zapomina się przez całe życie.

Nie miała zamiaru dopuścić do tego, by był w jej życiu ostatnim.

– Kocham cię, Nat. Ta dziwaczka Purdy cię kocha.

– Najpiękniejsza dziwaczka na świecie. Gdybym wiedział wcześniej, że twoje serce bije dla mnie… Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał z wyrzutem,

Purdy oparła głowę na jego ramieniu, nie mogąc nadziwić się, jak cudownie jest czuć ciepło jego ciała tuż przy swoim i wsłuchiwać się w spokojny rytm uderzeń serca. Dwóch serc.

– Byłam pewna, że nadal kochasz Kathryn.

– A ja sądziłem, że kiedy w to uwierzysz, będzie ci łatwiej.

– Łatwiej?

– Byłaś przecież do szaleństwa zakochana w Rossie. Nie chciałem krępować cię swoim uczuciem. Nie chciałem, żebyś poczuła się zagrożona, osaczona. Musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie kochałem Kathryn tak, jak ciebie. I nigdy już tak nikogo nie pokocham.

– Jednak Ross mówił…

– Najwyraźniej mylił się. Kathryn wróciła tu tylko po to, by oznajmić mi, że wychodzi za mąż. Chciała, bym dowiedział się o tym od niej samej, a nie od kogoś życzliwego, których nie brakuje. To ładne z jej strony, tyle tylko, że nic a nic mnie to nie obchodzi. Jedyną kobietą, którą się interesuję, jesteś ty.

Purdy spojrzała na niego. To nie był sen, ale najprawdziwsza jawa. To nie były marzenia, ale rzeczywistość. Piękna, wręcz bajkowa.

I nagle pojęła coś niesłychanie ważnego. Jeśli bardzo się postaramy, może zdarzyć się tak, że rzeczywistość staje się jeszcze piękniejsza od naszych snów i marzeń.

– A ja przez cały ten czas myślałam, że jesteś nieprzytomnie zakochany w…

– Byłem. W tobie.

Delikatnie i czule dotknął ustami jej warg. Poddała mu się z ochotą.

Należeli do siebie. Nic ich nie rozłączy. Powiedzieli to sobie bez słów.

– Proponuję, żebyś jeszcze dzisiaj zadzwoniła do rodziców – wyszeptał – i powiadomiła ich, że ślub będzie tak szybko, jak szybko mogą przyjechać. Rodzice, siostry i cała reszta.

– Nie musimy spieszyć się aż tak. – Szczęśliwa Purdy roześmiała się. – Moja wiza jest ważna jeszcze cały rok. A ja się nigdzie nie wybieram. Choćbyś zaprzągł sto koni, nie wyrzucisz mnie stąd.

– Nie mam zamiaru czekać dłużej, niż to absolutnie konieczne. – Nat spojrzał na nią poważnie. Zerkając na dziwnie spokojne dzieci, dodał: – Poza tym nie masz nawet pojęcia, jak trudno znaleźć nianię, która chciałaby zamieszkać w miejscu takim jak to. Chcę mieć absolutną pewność, że już mi stąd nigdy nie uciekniesz. Wolę dmuchać na zimne.

– Więc zamierzasz odwołać tę dziewczynę z agencji? – Oczy Purdy mieniły się srebrzystoszarym blaskiem.

– Zadzwonię do nich jeszcze dziś po południu – zapewnił stanowczo. – Powiem im, że znalazłem nianię, jakiej potrzebuję. Że znalazłem… żonę.

Jessica Hart

***