Myślisz, że z nim uciekła?
Nigdy nie zostawiłaby Ree.
Miała więc romans i wiedziała, że nigdy byś jej nie pozwolił zabrać ze sobą córki.
Jason zamrugał oczami, ponownie odczuwając wyczerpanie.
Chwileczkę…
Weź się w garść, człowieku, bo jeszcze wieczorem będziesz gnił w pudle. W głosie chłopaka słychać było zniecierpliwienie.
Nie skrzywdziłbym swojej córki i dałbym żonie rozwód.
Czyżby? Zostawiłbyś ten dom, doskonałą inwestycję w Southie?
Pieniądze nie stanowią dla nas problemu.
Więc jesteście nadziani? No to jeszcze więcej kasy do zostawienia.
Pieniądze nie stanowią dla nas problemu.
Bzdura. Pieniądze dla każdego stanowią problem. Teraz rzeczywiście brzmisz tak, jakbyś był
winny.
Moja żona jest matką mojej córki powiedział cierpko Jason. Gdybyśmy się rzeczywiście rozstali, chciałbym, aby miała środki konieczne do sprawowania opieki nad moim dzieckiem.
Żona, dziecko, żona, dziecko. Sprawiasz, że stają się bezosobowe. Twierdzisz, że tak bardzo je kochasz, że nigdy byś ich nie skrzywdził, a z drugiej strony nie używasz nawet ich imion.
Przestań. Nie mam już ochoty na tę rozmowę.
Zabiłeś żonę?
Wynoś się. Daj mi spokój.
Masz rację. Zmywam się stąd. Rozmawiam z tobą dopiero od ośmiu minut, a już uważam, że jesteś winny jak diabli. Ale to oznacza, że ja nie mam się czym martwić. No to narazka.
Chłopak ruszył w stronę ogrodzenia. Zdążył już zacisnąć dłonie na drewnianych sztachetach, szykując się do skoku, kiedy do Jasona w końcu dotarło to, co umykało mu od samego początku.
Zapytałeś, czy moje dziecko jest w domu zawołał za nim. Zapytałeś o moje dziecko.
Chłopak jedną nogę przerzucił już przez płot. Jason zaczął biec w jego kierunku.
Ty sukinsynu! Byłeś wcześniej karany. Powiedz mi, co zrobiłeś, powiedz, co dokładnie zrobiłeś!
Chłopak przez chwilę się zawahał. Nie wyglądał już jak szczeniak goldena retrievera. Coś w jego oczach uległo zmianie, pojawiła się w nich tajemnica i twardość.
Nie muszę, już się tego domyśliłeś.
Upewniałeś się, psiakrew! Jesteś przestępcą seksualnym, prawda? Twoje nazwisko widnieje w tym pieprzonym rejestrze przestępców seksualnych. Nie minie czternasta, a zapukają do twoich drzwi.
Aha. Ale nie minie piętnasta, a zaaresztują ciebie. Ja nie zabiłem twojej żony. Za stara jak na mój gust…Pieprzony kutas!
I wiem coś, o czym nie wiesz ty. Wczoraj wieczorem słyszałem samochód. I tak sobie myślę, że widziałem pojazd, który wywiózł twoją żonę.
Rozdział 6
Po raz pierwszy się zakochałam, gdy miałam osiem lat. W mężczyźnie, który tak naprawdę był
postacią fikcyjną: Sonnym Crocketcie, policjancie z Miami granym przez Dona Johnsona. Mama była przeciwniczką tego typu bzdur, czekałam więc po prostu, aż padnie po popołudniowej „mrożonej herbacie", a potem otwierałam puszkę Dr. Peppera i z rozradowanym sercem oglądałam powtórki.
Sonny Crockett był silny, zmęczony życiem. Taki typ twardego faceta, który wszystko już przeżył, a mimo to nadal potrafi zboczyć z trasy i ocalić dziewczynę. Pragnęłam takiego Sonny'ego Crocketta.
Pragnęłam, żeby mnie ktoś ocalił.
Kiedy skończyłam trzynaście lat, urosły mi piersi. I nagle się okazało, że całkiem wielu chłopaków ma ochotę mnie ocalić. Przez jakiś czas sądziłam, że to się może udać. Umawiałam się ze wszystkimi jak popadło, preferując starszych chłopców z tatuażami, wyluzowanych i cieszących się złą opinią. Oni pragnęli seksu. Ja pragnęłam, aby mnie ktoś zabrał na przednie siedzenie swego mustanga i popędził
sto sześćdziesiąt, nocą i bez włączonych świateł. Pragnęłam wykrzyczeć swoje imię, podczas gdy wiatr smaga mi twarz i rozwiewa włosy. Pragnęłam czuć się szalona i zuchwała. Pragnęłam czuć się jak ktokolwiek, byle nie ja sama.
Zyskałam sławę dziewczyny, która świetnie robi laskę i jest jeszcze większą wariatką niż jej porąbana matka.
Każde miasteczko ma matkę taką jak moja. I każde miasteczko ma dziewczynę taką jak ja.
Po raz pierwszy zaszłam w ciążę, kiedy miałam czternaście lat. Nikomu o tym nie powiedziałam.
Wypiłam dużo rumu z colą i żarliwie modliłam się do Boga, aby zabrał to dziecko. Kiedy nic z tego nie wyszło, ukradłam pieniądze z portfela ojca i poszłam do kliniki wykonującej tego typu zabiegi.
Nie płakałam. Aborcję potraktowałam jak społeczny obowiązek. Jedno życie mniej do zrujnowania przez moją mamę.
Mówię wam, każde miasteczko ma dziewczynę taką jak ja.
Potem skończyłam piętnaście lat i moja matka umarła, a ojciec i ja byliśmy w końcu wolni i…
Tak długo marzyłam o tym, aby ktoś mnie ocalił. Pragnęłam Sonny'ego Crocketta, zmęczonego życiem człowieka, który pod wyniszczoną powłoką potrafi dojrzeć prawdziwą duszę. Pragnęłam mężczyzny, który mnie przytuli, sprawi, że poczuję się bezpieczna, i nigdy nie pozwoli mi odejść.
Nigdy nie udało mi się znaleźć Sonnyego Crocketta. Zamiast niego dzień przed osiemnastymi urodzinami w miejscowym barze poznałam swego męża. Usiadłam na stołku Jasona, wypiłam jego colę, a potem, kiedy zaczął protestować, przesunęłam dłońmi po jego twardych, odzianych w dżinsy udach. Kazał mi się odpieprzyć. I wtedy już wiedziałam, że nigdy nie pozwolę mu odejść.
Nikt, oczywiście, nie jest w stanie cię ocalić.
Ale wiedząc to wszystko, co wiem na temat Jasona, rozumiem, dlaczego on uznał, że musi spróbować.
O czternastej dwie D.D. była w całkiem dobrym nastroju, jeśli chodzi o śledztwo. Mieli plan działania i dobrze go rozgrywali, biorąc pod uwagę fakt, że poszukiwali dorosłej kobiety której zgodnie z prawem nie można było jeszcze uznać za zaginioną, a którą trzeba było znaleźć tak szybko, jak się tylko da.
O czternastej sześć nadeszła pierwsza zła wiadomość. Sędzia Banyan oddaliła ich wniosek o zajęcie komputera rodziny Jones i nie zgodziła się uznać domu za miejsce popełnienia przestępstwa. Swoją decyzję umotywowała przede wszystkim brakiem fizycznych dowodów na popełnienie przestępstwa.
Stwierdziła także, że na razie minęło za mało czasu. Dziesięciogodzinne zaginięcie to dla osoby dorosłej nic takiego. Może Sandra Jones przebywa w domu jakiejś przyjaciółki. Może miała wypadek, znajduje się teraz w miejscowym szpitalu i nie jest w stanie podać swego nazwiska. Może zaczęła w nocy lunatykować i nadal błąka się otumaniona po mieście. Innymi słowy całe mnóstwo „może".
Jednakże, kontynuowała sędzia, jeśli po upływie dwudziestu czterech godzin Sandra Jones się nie znajdzie, to ona raz jeszcze przeanalizuje ich wnioski. A tymczasem zezwoliła na dostęp do pikapa Jasona Jonesa.
Zrezygnowana D.D. pomyślała, że udała się jedna trzecia. Sprawy komplikowało znalezienie w pralce koca i koszulki nocnej. Brak koca i rozbita lampa wyglądały złowróżbnie. Koc i koszulka w pralce…
D.D. nadal nie miała pewności, co u diabła oznaczały koc i koszulka w pralce. Że mąż próbował
pozacierać ślady, też że żona lubiła robić pranie? Przypuszczenia mogły być niebezpieczne.
O czternastej piętnaście zameldował się detektyw Miller. D.D. przekazała mu złą wiadomość od sędzi Banyan. Miller dostarczył nowiny ze szkoły Sandry Jones. Od dyrektora placówki dowiedział się, że Sandra Jones od dwóch lat uczy tam wiedzy o społeczeństwie najpierw uczyła klasę siódmą w ramach praktyk nauczycielskich, a od września klasę szóstą. Dzieciaki ją lubią, rodzice ją lubią, nauczyciele ją lubią. Sandra niezbyt się udzielała towarzysko, no ale przecież miała w domu małe dziecko i męża, który pracował wieczorami, nikt więc się temu nie dziwił. Dyrektor raz miał okazję spotkać się z mężem i uważał, że jest całkiem sympatyczny. Dyrektor wiele razy widział się z córką, Ree, i uważał, że jest urocza.