Dyrektorowi nie przychodził do głowy żaden powód dla którego Sandra nie pojawiła się w pracy, i owszem, brak choćby telefonu był zupełnie nie w jej stylu. Bardzo się martwił i w każdy możliwy sposób pragnął pomóc w prowadzeniu śledztwa.
W dodatku dyrektor był pięćdziesięcioletnim żonkosiem, który według słów swojej sekretarki zaangażował się w namiętny romans z nauczycielką aktorstwa. Wszyscy o tym wiedzieli, nikt się tym zbytnio nie ekscytował i żadna ilość viagry nie pozwoliłaby temu pięćdziesięciojednolatkowi obracać zarówno rudowłosą nauczycielkę aktorstwa, jak i dwudziestotrzyletni nowy podbój. Wysoce prawdopodobne było to, że dyrektora łączyły z Sandrą Jones wyłącznie relacje służbowe.
Miller dysponował już także wstępnym raportem dotyczącym finansów państwa Jones. Na rachunku oszczędnościowym mieli zaskakującą kwotę stu pięćdziesięciu tysięcy, a kolejne dwa miliony w różnych funduszach w banku inwestycyjnym. Ich miesięczne dochody były skromne, podobnie jak wydatki.
Według niego wyglądało to tak, że za dom zapłacili gotówką i starali się utrzymywać ze swoich zarobków.
Miller podejrzewał, że ich oszczędności pochodzą ze spadku czy wypłaty ubezpieczenia. Detektywi pracowali już nad prześledzeniem drogi tych pieniędzy.
Był też w posiadaniu innych informacji. Państwo Jones wzięli ślub cywilny w Massachusetts w dwa tysiące czwartym roku. Ich córka, Clarissa, przyszła na świat dwa miesiące później. Ani w przypadku Sandry Jones, ani Jasona Jonesa nie było żadnych niezapłaconych mandatów czy nakazów sądowych.
Nie doszukano się niczego, co mogłoby świadczyć o przemocy w rodzinie czy zakłócaniu porządku publicznego.
Według sąsiadów Jonesowie byli spokojną parą, trzymającą się na uboczu. Nie urządzali przyjęć, nie podejmowali gości. Gdy spotkało się ich na ulicy, uśmiechali się i machali ręką, ale nie mieli w zwyczaju przystawać i wdawać się w uprzejmą pogawędkę. Z wyjątkiem Ree. Wszyscy zgadzali się co do tego, że Clarissa Jones była nad wiek rozwinięta i potrafiła człowieka dosłownie zagadać. Podobno szalała także na trójkołowym rowerku. Jeśli widziałeś, że ta mała nadjeżdża, to ty musiałeś się usunąć z chodnika.
Rodzice dużo na nią krzyczą? zapytała D.D.
Rodzice ją hołubią. I cytuję słowo w słowo trzy relacje od trzech sąsiadów: rodzice „hołubią"
córkę.Oczywiście rodziców opisuje się także jako spokojnych i skrytych, a to oznacza, że żaden z sąsiadów nie znał ich zbyt dobrze?
To prawda.
Ubezpieczenia na życie?
Nadal badamy.
Dwa miliony dolarów w banku powiedziała z zadumą D.D. Do tego gotówka, do tego nieruchomość w doskonałym miejscu… o czym mówimy, jakichś trzech i pół milionach dolarów w aktywach? Ludzie zabijają za znacznie mniej.
Standardowy rozwód pozostawiłby mężowi niemal dwa miliony. To dużo pieniędzy dla młodego małżeństwa. A skoro już o tym mowa, to możesz powiedzieć mi raz jeszcze, w którym roku wzięli ślub?W dwa tysiące czwartym.
To ile Sandra Jones miała wtedy lat, osiemnaście? I już była w ciąży?
Aha, biorąc pod uwagę fakt, że Clarissa urodziła się dwa miesiące później.
A Jason Jones ma ile lat, trzydzieści, trzydzieści jeden?
Też tak mi się wydaje. Jeszcze nie dotarliśmy do jego aktu urodzenia.
Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Mamy młodą, śliczną, ciężarną dziewczynę i starszego bogatszego? mężczyznę…
Na razie nie wiemy, kto miał pieniądze. Równie dobrze mógł to być Jason, jak i Sandra.
Coś mi się każe skłaniać ku założeniu, że pieniądze należały do niego.
Coś mi się każe skłaniać ku założeniu, że masz rację.
No więc Jason Jones hajta się z ciężarną nastolatką. Rodzi się „urocza" córeczka, a cztery, pięć lat później…
Wiedzie spokojne życie w południowym Bostonie, w domu zabezpieczonym lepiej od Fort Knox, a żaden sąsiad tak naprawdę go nie zna.
D.D. i Miller przez chwilę milczeli.
Wiesz, co najbardziej mnie uderzyło, kiedy obchodziliśmy dom? zapytała nagle D.D. To, jak…
„w sam raz" się wszystko wydawało. Nie za brudne, nie za czyste. Nie za bardzo zagracone, nie za bardzo poukładane. Wszystko było idealnie wyważone. Jak powiedział dyrektor szkoły, Sandra Jones udzielała się towarzysko na tyle, że ludzie ją lubili, ale nie aż tak bardzo, by współpracownicy tak naprawdę ją znali. Jason i Sandra uśmiechali się do sąsiadów, ale nigdy ich u siebie nie gościli.
Machają ręką, ale nie rozmawiają. Wychodzą, ale nigdy nikogo nie zapraszają. Wszystko jest starannie opracowane. Zrównoważone. Tyle że w przyrodzie nie istnieje coś takiego jak równowaga.
Uważasz, że ich życie jest sfabrykowane?
Wzruszyła ramionami.
Uważam, że w prawdziwym życiu panuje nieład, a u nich jest go zdecydowanie za mało.
Miller się zawahał.
Nie sprawdziliśmy jeszcze pracodawcy Jasona…
D.D. się skrzywiła. To znaczy redakcji „Boston Daily", jednego z głównych punktów na mapie miejscowych mediów.
Taa, rozumiem.
Chyba każę tam zadzwonić jednej z moich dziewczyn. Będzie twierdzić, że zbiera informacje do certyfikatu bezpieczeństwa, coś w tym rodzaju. Jakoś mniej podejrzanie to wygląda, kiedy telefonuje kobieta.
Dobry pomysł.
A potem weźmiemy się za przedszkole córki. Zobaczymy, co mają do powiedzenia nauczyciele i personel. Czy małe dziewczynki nie trzymają się razem, mają przyjaciółki i chodzą do nich na noc?
Wydaje mi się, że muszą się znaleźć jacyś rodzice, którzy wiedzą coś więcej na temat tej rodziny.
Mnie to pasuje.
No i w końcu przefaksowano mi odpis aktu małżeństwa. Skoro już mam nazwisko panieńskie Sandry, zacznę szukać jej ojca, wyciągnę więcej informacji z Georgii.
Dobrze. Zakładam, że nadal nie ma ani śladu Sandry ani nikt się nie posługuje jej kartą kredytową?
Dobrze zakładasz. W lokalnych sklepach jej nie widziano. W szpitalach i przychodniach nie ma żadnych niezidentyfikowanych kobiet. Tak samo w kostnicach. Karty kredytowej po raz ostatni użyto dwa dni temu w sklepie spożywczym. Z kartą bankomatową cisza. Jedyne, co mamy, to sześć telefonów na jej komórkę. Pierwszy od męża o drugiej szesnaście, i prawdopodobnie wtedy się zorientował, że telefon jego żony dzwoni tuż za nim na kuchennym blacie. Następnie dwa telefony rano od dyrektora szkoły, no i jeszcze trzy telefony od uczniów. I to tyle.
Dzwonili do niej szóstoklasiści?
Oczywiście z własnych telefonów komórkowych. Witamy w nowym wspaniałym świecie dorosłych dwunastolatków.
Tak się cieszę, że nie mam choćby kwiatka w doniczce.
Miller chrząknął.
Ja mam trzech chłopaków: siedem lat, dziewięć i jedenaście. Przez następnych dziesięć lat planuję brać nadgodziny.
Wcale mu się nie dziwiła.
No więc ty się zajmiesz kwestiami finansowymi, telefonami komórkowymi i dorosłymi dwunastolatkami. Ja przeszukam pikapa i zorganizuję psychologa sądowego.
Myślisz, że pozwoli nam porozmawiać z córką? Nie mamy już nic, czym moglibyśmy go postraszyć.
Myślę, że jeśli Sandra Jones w jakiś magiczny sposób nie znajdzie się do jutra rana, nie będzie miał wyboru.
D.D. zdążyła wstać z krzesła, kiedy zadzwonił telefon na jej biurku. Odebrała go.
Jason Jones na pierwszej linii oświadczyła recepcjonistka.
D.D. z powrotem usiadła.
Sierżant D.D. Warren powiedziała do słuchawki.
Jestem gotowy na rozmowę.
Słucham?
Moja córka śpi. Teraz mogę rozmawiać.
To znaczy chciałby się pan z nami spotkać? Chętnie wyślę po pana dwóch funkcjonariuszy.