On nim jest.
Grupa bierze moją stronę, kiwając głowami.
Pewnie, pewnie mówi kilka osób. To przecież zawsze mąż, no nie?
Wendell nadal uśmiecha się znacząco.
No i ona nie ma czternastu lat… zaczyna.
Wendell przerywa mu pani Brenda Jane.
Wendell udaje niewiniątko. Ja tylko mówię, że to nie jest śliczna nieletnia blondynka.
Panie Harrington… Wendell unosi mięsistą rękę, godząc się w końcu z porażką. Ale potem odwraca się w moją stronę i nareszcie ma do powiedzenia coś użytecznego.
Hej, mały, nadal pracujesz w miejscowej dziupli, no nie? Ze względu na ciebie mam nadzieję, że ta zaginiona kobieta nie serwisowała tam swojego auta.
I w tej chwili przed moimi oczami pojawia się Sandra Jones, stojąca przed szarym przemysłowym kontuarem z długimi jasnymi włosami zatkniętymi za uszy, podająca z uśmiechem kluczyki Vitowi: Jasne, możemy go odebrać o piątej…
Po raz drugi w życiu uświadamiam sobie, że już nie wrócę do domu.
Rozdział 8
Co sprawia, że pewni ludzie są rodziną?
Nad tym pytaniem zastanawiam się przez większą część życia. Wychowywałam się w typowymklanie z Południa. Miałam matkę zajmującą się domem, która słynęła z tego, że zawsze wyglądałanieskazitelnie, a jej ogród różany wygrywał coraz to nowe nagrody. Miałam ogólnie szanowanegoojca, który założył własną kancelarię prawną i ciężko pracował, aby jego dwóm „uroczym damom"
niczego nie brakowało. Miałam dwa tuziny kuzynostwa, całe mnóstwo cioć i wujków. Na tyle dużokrewnych, że doroczne zjazdy rodzinne, organizowane w dużym domu moich rodziców z akramizielonego trawnika i panoramiczną werandą, bardziej przypominały cyrk niż letniego grilla.
Pierwszych piętnaście lat życia spędziłam na posłusznym uśmiechaniu się, gdy grube ciotkiszczypały mnie w policzki i mówiły, jak bardzo jestem podobna do matki. Sumiennie odrabiałampracę domową, tak by nauczyciele mogli klepać mnie po głowie i oświadczać, że ojciec może być zemnie dumny. Chodziłam do kościoła, opiekowałam się dziećmi sąsiadów, po szkole pracowałam wlokalnym sklepie i uśmiechałam się, uśmiechałam i uśmiechałam, aż bolały policzki.
Potem wracałam do domu, z podłogi zbierałam puste butelki po ginie i udawałam, że nie słyszępijackich szyderstw matki płynących wzdłuż korytarza: „Wiem coś, czego nie wiecie. Wiem coś, czegowy nie wiecie…"
Kiedy miałam dwa lata, moja mama zmusiła mnie do zjedzenia żarówki, tak by mogła mnie zabraćdo lekarza i powiedzieć, jak bardzo jestem niegrzeczna. Kiedy miałam cztery lata, kazała miprzyłożyć kciuk do ościeży i trzymać go tam, a sama trzasnęła drzwiami, żeby móc pokazaćlekarzowi, jak bardzo jestem lekkomyślna. Kiedy miałam sześć lat, napoiła mnie wybielaczem, żebylekarze zrozumieli, jak strasznie jest być matką takiego dziecka.
Mama robiła mi krzywdę, raz za razem, i nikt jej nigdy przed tym nie powstrzymał. Czy to czyniło znas rodzinę?
Mój ojciec coś podejrzewał, ale nigdy nie zadawał pytań, nawet kiedy jego pijana żona goniła gowokół domu z nożem w ręku. Czy to czyniło z nas rodzinę?
Wiedziałam, że mama poważnie mnie krzywdzi i liczy na to, że uda jej się skrzywdzić ojca, alenigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Czy to czyniło z nas rodzinę?
Mój ojciec ją kochał. Rozumiałam to nawet jako dziecko. Bez względu na to, co zrobiła mama,zawsze brał jej stronę. Na tym polega małżeństwo, tak mi mówił. I dodawał, że ona nie zawsze takabyła. Tak jakby to, że kiedyś była normalna, mogło sprawić, że znowu taka będzie.
Przestrzegaliśmy więc ustalonego porządku. Zaczynaliśmy każdy wieczór od tego, że mamastawiała na stole porządną ciepłą kolację. Każdy posiłek kończył się tym, że rzucała pieczonymkurczakiem albo nie daj Boże kryształowym kieliszkiem w głowę jednego z nas lub nas obojga. Nakoniec ojciec odprowadzał ją do sypialni i zanosił słodką herbatę z ginem.
Wiesz, jaka ona jest mówił do mnie cicho.
Częściowo stanowiło to usprawiedliwienie, częściowo przeprosiny. Przez pozostałą część wieczoruczytaliśmy razem na werandzie przed domem. Oboje udawaliśmy, że nie słyszymy pijackiegozawodzenia mamy: „Wiem coś, czego wy nie wiecie. Wiem coś, czego wy nie wiecie…"
Kiedy matka umarła, przestałam zadawać tyle pytań. Uznałam, że wojna w końcu dobiegła końca.
Mój ojciec i ja byliśmy wolni. Teraz nadeszła pora na „i żyli długo i szczęśliwie ".
Tydzień po pogrzebie rozprawiłam się z cennymi krzakami róż mojej matki. Wrzuciłam je dorozdrabniarki na gałęzie, a ojciec płakał bardziej z powodu tych cholernych kwiatów niżkiedykolwiek z mojego powodu.
Wtedy zaczęłam rozumieć kilka rzeczy dotyczących prawdziwej natury rodzin.
Patrząc teraz wstecz, myślę, że czymś nieuchronnym było to, że zajdę w ciążę, poślubięnieznajomego i zamieszkam w stanie, gdzie nikt nie wymawia „r". Wcześniej ani jednego dnia wżyciu nie spędziłam samotnie. To więc oczywiste, że w chwili, gdy zostałam sama, natychmiastodtworzyłam to jedno, co było mi znane: rodzinę.
Myśl o porodzie napełniała mnie przerażeniem. Dziewięć miesięcy później nadal nie byłam gotowa.
Ledwo zdążył wyschnąć atrament na naszym akcie małżeństwa. Dopiero się rozlokowywaliśmy wnowym domu, maleńkim bungalowie, który cały zmieściłby się na werandzie domu moich rodziców.
Jeszcze nie mogłam zostać mamą. Nie złożyłam łóżeczka. Nie skończyłam nawet czytać podręcznikadla przyszłych rodziców.
Nie wiedziałam, co robię. Nie czułam się kompetentna.
Pamiętam, jak myślałam, idąc z trudem do samochodu, że czuję zapach tych drogocennych różmatki. Zwymiotowałam na trawę. Jason poklepał mnie po plecach i tym swoim spokojnym głosempowiedział, że świetnie mi idzie.
Wrzucił do auta moją torbę, po czym pomógł mi wsiąść na miejsce dla pasażera.
Oddychaj powtarzał. Oddychaj, Sandy. Po prostu oddychaj.
W szpitalu mój uprzejmy nowy mąż trzymał wiadro, gdy wymiotowałam. Podtrzymywał mnie,kiedy jęcząc i dysząc, stałam pod prysznicem. Podał mi ramię, a ja poorałam je do krwi paznokciami,gdy walczyłam, aby wypchnąć z macicy największą bilę na świecie.
Pielęgniarki przyglądały mu się z jawnym podziwem i pamiętam, jak pomyślałam, że mama miałarację świat pełen był suk i ja je wszystkie pozabijam. Jeśli tylko uda mi się wstać. Jeśli tylko ten bólminie.
A potem… sukces.
Moja córka, Clarissa Jane Jones, wyślizgnęła się na świat, obwieszczając swe nadejście gardłowymkrzykiem protestu. Pamiętam, jak jej gorące, lepkie i pomarszczone ciałko położono mi na piersiach.
Pamiętam, jak jej małe usteczka wielkości guzika szukały, szukały, aż w końcu przyssały się do mojejpiersi. Pamiętam to niemożliwe do opisania uczucie, jakie mnie ogarnęło, kiedy moje ciało ją karmiło,a po policzkach płynęły mi łzy.
Dostrzegłam, że Jason nam się przygląda. Stał kawałek od łóżka, z rękami w kieszeniach i z takimsamym jak zawsze nieodgadnionym wyrazem twarzy. I wtedy to do mnie dotarło:Poślubiłam swego męża, aby uciec od ojca. Czy to czyniło z nas rodzinę?