Выбрать главу

Wydaje mi się, że znaliśmy się już od sześciu tygodni, kiedy odkryłam, że pod tą jego fasadąpowściągliwości kryje się głęboki ocean złego voodoo. Dostrzegałam to najpierw w drobiazgach.

Sposób, w jaki czasami przeciągał samogłoski, zwłaszcza wieczorem, kiedy był zmęczony i nie takuważny. A czasami mówił, że wstaje, żeby pooglądać telewizję, tyle że kiedy rano włącza odbiornik,pojawiał się kanał Dom i Ogród, który oglądałam jako ostatni i który Jasona w ogóle nieinteresował.

Czasami w żartobliwy sposób próbowałam wydobyć z niego prawdę:Hej powiedziałeś właśnie „coca cola". Myślałam, że prawdziwy Południowiec prosi o „coca colę"

zamiast po prostu „colę".

Pewnie dlatego, że za dużo z tobą przebywam odpowiedział, ale w kącikach jego oczuwidziałam już czujność.

A czasami od razu przechodziłam do sedna.

Powiedz mi, co się stało z twoją rodziną. Gdzie są twoi rodzice, rodzeństwo?

Próbował się wykręcać.

A czy to ważne? Teraz mam ciebie i Clarissę. To jedyna rodzina, jaka się dla mnie liczy.

Pewnego wieczoru, kiedy Ree miała pięć miesięcy i słodko już spała, poczułam się podenerwowanai niespokojna, tak jak się może czuć dziewiętnastolatka, która siedzi obok ciemnowłosegoprzystojnego mężczyzny i patrzy na jego dłonie, myśląc, w jak delikatny sposób potrafią one kołysaćniemowlę. Następnie przyłapałam się na myśleniu, jak by to było czuć je na swoich nagich piersiach,i postanowiłam podejść do sprawy w sposób bardziej bezpośredni.

Prawda czy wyzwanie? zapytałam.

Nareszcie uniósł głowę znad czytanej przez siebie gazety.

Słucham?

Prawda czy wyzwanie. No wiesz, taka gra. Kiedy byłeś nastolatkiem, to na pewno bawiłeś się wprawdę czy wyzwanie.

Jason wpatrywał się we mnie, ale jego spojrzenie pozostawało równie niezgłębione jak zawsze.

Nie jestem nastolatkiem.

Ale ja tak.

To chyba w końcu wzbudziło jego zainteresowanie. Poskładał gazetę i ją odłożył.

Czego chcesz, Sandro?

Prawda czy wyzwanie. Po prostu wybierz. To nie takie trudne. Prawda czy wyzwanie.

Przysunęłam się bliżej niego. Po położeniu Ree spać wykąpałam się. Następnie w całe ciałowtarłam balsam o zapachu pomarańczy. To był subtelny aromat, lekki, czysty, ale wiedziałam, żemój mąż go wyczuł, ponieważ zadrżały mu płatki nosa, tak minimalnie, a zaraz potem się odsunął.

Sandro…

Pobaw się ze mną, Jason. Jestem twoją żoną. Nie proszę o zbyt wiele.

Zrobi to. Widziałam to po sposobie, w jaki wyprostował plecy i ramiona. Zbywał mnie od miesięcy.

Musiał sobie przecież zdawać sprawę z tego, że w pewnym momencie będzie musiał mnie jakośzauważyć. Nie mogło chodzić tylko o Ree.

Wyzwanie rzekł w końcu.

Pocałuj mnie poleciłam. Rób to przez jedną minutę.

Zawahał się. Myślałam, że się wycofa, i nawet się już przygotowałam na odrzucenie. Ale wtedyJason westchnął, bardzo cicho. Nachylił się i zaciśniętymi wargami dotknął moich ust.

Ten pocałunek miał być niewinny. Do tej pory zdążyłam na tyle poznać swego męża. I wiedziałam,że gdybym próbowała zachowywać się w sposób agresywny czy wymagający, on zamknąłby się wsobie. Jason nigdy nie krzyczał. Jason nigdy nie unosił z wściekłością ręki. On po prostu znikał,zamykał się gdzieś w sobie, gdzie nie docierało do niego nic, co powiedziałam czy zrobiłam. Równiedobrze mogłam zostać wtedy sama.

Mój mąż mnie szanował. Traktował mnie z życzliwością. I ze współczuciem. Bardzo się starał

przewidywać wszystkie moje potrzeby.

Z wyjątkiem potrzeby seksu. Byliśmy razem już niemal od roku, a on mnie nawet nie dotknął.

Doprowadzało mnie to do szaleństwa.

Nie otworzyłam ust. Nie chwyciłam go za ramiona, nie zatopiłam palców w jego gęstych, ciemnychwłosach. Nie zrobiłam niczego, czego tak pragnęłam. Zamiast tego zacisnęłam dłonie w pięści iniezwykle powoli odpowiedziałam na jego pocałunek.

Dawał mi delikatność, więc odpowiadałam mu słodyczą, mój oddech szeptał na jego zamkniętychustach. Dawał mi współczucie, przekazywałam je więc kącikowi jego ust i pełnej dolnej wardze.

Obdarzał mnie szacunkiem, więc ani razu nie przekroczyłam ustanowionych przez niego granic. Alewiem, że to był najlepszy pocałunek, jaki kiedykolwiek dzieliły dwie osoby z zamkniętymi ustami.

Kiedy minuta minęła, odsunął się. Ale oddychał ciężej i widziałam, że coś się czai w jego spojrzeniu.

Coś mrocznego, poważnego. Pragnęłam siąść mu na kolanach, przyszpilić do sofy i ostro się z nimbzykać.

Zamiast tego szepnęłam:

Prawda czy wyzwanie. Twoja kolej. Zapytaj mnie. Prawda czy wyzwanie.

Wyczuwałam w nim sprzeczne emocje. Pragnął powiedzieć wyzwanie. Pragnął, abym znowu godotknęła. Albo może zdjęła swoją ładną jedwabną koszulkę. Lub też przesunęła dłonie po jegotwardym torsie.

Prawda powiedział schrypniętym głosem.

Pytaj.

Czemu to robisz?

Bo się nie mogę powstrzymać. Sandy. Zamknął oczy i przez chwilę czułam jego ból.

Prawda czy wyzwanie powiedziałam ostrym tonem. Prawda niemal jęknął.

Jaka jest najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłeś?

Co masz na myśli?

Jaka jest najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłeś? No, dalej. Skłamałeś? Ukradłeś? Uwiodłeśmłodszą siostrę najlepszego przyjaciela? Zabiłeś kogoś? Powiedz mi, Jason. Chcę wiedzieć, kim jesteś.

Jesteśmy małżeństwem, na litość boską. Jesteś mi to winien.

Spojrzał na mnie dziwnie.

Sandro…

Nie. Żadnego marudzenia, żadnych negocjacji. Po prostu mi odpowiedz. Zabiłeś kiedyś kogoś?

Tak.

Co? zapytałam, autentycznie zaskoczona.

Tak, zabiłem kogoś powiedział Jason. Ale nie jest to najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiekzrobiłem.

Po tych słowach mój mąż wstał z sofy, wziął gazetę i zostawił mnie samą w pokoju.

Siedzący na sofie Jason chyba zasnął, ponieważ krótko po pierwszej w nocy obudził go jakiś dźwięk.

Wyprostował się, rejestrując niezbyt głośne walenie. Zdawało się, że dźwięk ten dochodzi sprzed domu. Wstał, podszedł do okna, zrobił dwucentymetrową szparę w zasłonach i wyjrzał na dwór.

Dwóch umundurowanych funkcjonariuszy zdążyło już zdjąć wieka z koszy na śmieci. A teraz przenosili białe worki do bagażnika radiowozu.

Cholera, pomyślał i już, już miał otworzyć drzwi i zawołać, aby przestali. Powstrzymał się jednak.

Błąd żółtodzioba. Z przyzwyczajenia wyniósł śmieci, praktycznie wkładając je w ręce policji.