Ree pokiwała głową, ale D.D. ponownie wyczuła napięcie w ciele dziewczynki. Marianne krążyła wokół tematu. Krążyła, krążyła, krążyła.
Zostałaś w łóżku, Ree? A może wstałaś, żeby zajrzeć do mamy albo zrobić siusiu, albo coś innego?
Dziewczynka pokręciła głową, ale nie patrzyła przy tym na Marianne.
Co robi twoja mama po twoim pójściu spać, Ree? zapytała łagodnie Marianne.
Musi pracować. Sprawdzać wypracowania. Spojrzenie dziewczynki przesunęło się do góry. Tak mi się wydaje.
Czy zdarza się, że słyszysz z dołu jakiś hałas, może telewizor albo radio, albo odgłosy kroków mamy albo coś innego?
Słyszałam czajnik szepnęła Ree.
Słyszałaś czajnik?
Zagwizdał. Na kuchence. Mamusia lubi herbatę. Czasami urządzamy podwieczorek i wtedy robi mi prawdziwą herbatkę jabłkową. Lubię herbatkę jabłkową. Dziewczynka nadal mówiła, jednak jej głos uległ zmianie. Była teraz opanowana, cień wcześniejszej Ree.
D.D. zmierzyła spojrzeniem Jasona Jonesa nadal stojącego pod ścianą. Nie poruszył się, ale na jego twarzy widać teraz surowość. Och tak, dobrze celowali.
Ree, co usłyszałaś po czajniku?
Kroki.
Kroki?
Tak. Ale nie były miłe. Były głośne. Gniewne. Gniewne kroki na schodach. U hu zanuciła dziewczynka. U hu, tatuś jest zły.
Jason wzdrygnął się po raz drugi. D.D. zobaczyła jak zamyka oczy, przełyka ślinę, nadal jednak nie odezwał się ani słowem.
W pokoju przesłuchań Mariannę również milczała. Pozwoliła, by panowała cisza, aż nagle Ree znowu zaczęła mówić, kołysząc się w przód i w tył, paluszkami gładząc uszy swej maskotki.
Coś spadło. Potłukło się. Usłyszałam to, ale nie wstałam z łóżka. Nie chciałam wyjść z łóżka. Pan Smith to zrobił. Zeskoczył z łóżka. Stanął przy drzwiach, ale ja nie chciałam wyjść z łóżka. Trzymałam Lil' Bunny. Kazałam jej być cicho. Musimy być cicho. Dziewczynka na chwilę umilkła, po czym odezwała się nagle cichym, wysokim głosem: Proszę, nie rób tego. W jej głosie słychać było smutek. Proszę, nie rób tego. Nikomu nie powiem. Możesz mi wierzyć. Nigdy nie powiem. Kocham cię. Wciąż cię kocham…
Spojrzenie Ree pobiegło ku górze. D.D. gotowa była przysiąc, że dziecko spojrzało prosto przez lustro weneckie w twarz swego ojca.
Mamusia powiedziała: „Wciąż cię kocham". Mamusia powiedziała: „Nie rób tego". Potem wszystko zaczęło hałasować, a ja już nie słuchałam. Zasłoniłam uszy Lil' Bunny i przyrzekam, że już nie słuchałam i nie wyszłam, nie wyszłam, nie wyszłam z łóżka. Proszę, możecie mi wierzyć. Nie wyszłam z łóżka.
Skończyliśmy? zapytała dziewczynka dziesięć sekund później, kiedy Marianne milczała. Gdzie mój tatuś? Nie chcę już być w magicznym pokoju. Chcę jechać do domu.
Skończyliśmy odparła łagodnie Marianne, dotykając lekko ramienia dziecka. Byłaś bardzo dzielną dziewczynką, Ree. Dziękuję, że ze mną porozmawiałaś.
Ree tylko kiwnęła głową. Miała szkliste spojrzenie, widać było, że ta pięćdziesięciominutowa rozmowa ją wyczerpała. Kiedy próbowała wstać z podłogi, zachwiała się. Marianne ją podtrzymała.
W pokoju obserwacyjnym Jason Jones zdążył się już oderwać od ściany. Miller dotarł do drzwi tuż przed nim i wpuścił do środka jaskrawe, fluorescencyjne światło z korytarza.
Pani Marianne? W pokoju przesłuchań rozbrzmiał głos Ree.
Tak, skarbie?
Mówiła pani, że mogę zadać pytanie…
Zgadza się. Tak powiedziałam. Chciałabyś zadać mi jakieś pytanie? Pytaj, o co tylko chcesz.
Marianne także już wstała. D.D. zobaczyła, jak kuca teraz przed dzieckiem, żeby ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie. Psycholożka zdążyła już odpiąć miniaturowy mikrofon i trzymała go w dłoniach.
Kiedy miała pani cztery lata, to pani mamusia wyjechała?
Marianne odsunęła z policzka dziewczynki brązowy lok. Jej głos wydawał się odległy.
Nie, skarbie, kiedy miałam cztery lata, moja mamusia nie wyjechała.
Ree kiwnęła głową.
No to miała pani fajnie.
Ree wyszła z pokoju przesłuchań. Gdy tylko dojrzała czekającego na nią za drzwiami ojca, rzuciła mu się w ramiona. D.D. patrzyła, jak przez długą chwilę przytulają się: czterolatka oplatająca ciasno chudymi rączkami swego ojca. Słyszała jak Jason mruczy coś cicho i uspokajająco. Widziała, jak lekko gładzi drżące plecki Ree. Pomyślała, że rozumie, jak bardzo Clarissa Jones kocha oboje rodziców. I zastanowiło ją, jak to często w jej pracy, dlaczego dla tylu rodziców bezwarunkowa miłość ich dziecka nie okazywała się wystarczająca.
Dziesięć minut później, kiedy Marianne odprowadziła Jasona i Ree do drzwi wyjściowych, wymienili się opiniami i spostrzeżeniami. Miller miał własne zdanie na temat tego, co się wydarzyło, Mariannę i D.D. swoje.
W środę wieczorem ktoś wszedł do domu zaczął Miller. Doszło do konfrontacji tej osoby z Sandrą i mała Ree jest przekonana, że tym kimś jest jej ojciec. Jasne, mogła tak założyć. Usłyszała kroki i stwierdziła, że to jej tata wracający z pracy.
D.D. pokręciła głową.
Nie powiedziała nam wszystkiego.
Nie zgodziła się Marianne.
Miller spiorunował obie wzrokiem.
Ree wstała w środę wieczorem z łóżka wyjaśniła D.D. Czego dowodzi fakt, że niemal wyszła ze skóry, zapewniając, że tego nie zrobiła.
Wyszła z łóżka zawtórowała Mariannę i zobaczyła coś, o czym nie jest jeszcze gotowa rozmawiać.
Swego ojca rzekł Miller z powątpiewaniem w głosie. No ale to, w jaki sposób się do niego na koniec przytuliła…
Nadal jest jej ojcem powiedziała łagodnie Marianne. A ona jest bezbronna i straszliwie przerażona tym, co się dzieje w jej świecie.
Dlaczego w takim razie pozwolił jej tu przyjść? zapytał Miller. Gdyby weszła w środę wieczorem do sypialni i zobaczyła, jak jej ojciec siłuje się z matką, nie chciałby, aby zeznawała.
Może nie widział, jak pojawiła się w drzwiach zasugerowała D.D., wzruszając ramionami.
A może ufał jej na tyle, że wiedział, iż nic nie powie dodała Marianne. Od najwcześniejszych lat dzieci dowiadują się, co to są rodzinne sekrety. Obserwują, jak rodzice okłamują sąsiadów, funkcjonariuszy, ukochanych spadłam ze schodów, oczywiście, że wszystko w porządku i przyswajają te kłamstwa, aż w końcu coś takiego staje się dla nich równie naturalne jak oddychanie.
Bardzo trudno jest przekonać dzieci, aby doniosły na własnych rodziców. To tak jakby je poprosić o danie nura do bardzo głębokiego basenu bez nabierania powietrza.
D.D. westchnęła i zerknęła na swoje notatki. To nie wystarczy do nakazu oświadczyła, przechodząc do kolejnej sprawy.
Nie zgodził się Miller. Potrzebny nam pistolet z jeszcze ciepłą lufą. Albo przynajmniej zwłoki Sandry Jones.
Cóż, zacznijcie naciskać poradziła Marianne. Ponieważ jest jasne, że to dziecko wie więcej. Ale także bardzo się stara zapomnieć o tym, co wie. Za kilka dni albo tydzień nic z niej nie wydobędziecie, jeśli dalej będzie przez cały czas przebywać w towarzystwie kochanego tatusia.
Marianne zaczęła zbierać zabawki w pokoju przesłuchań. Miller i D.D. odwrócili się i właśnie wtedy odezwał się pager przypięty do paska D.D. Zerknęła na wyświetlacz i zmarszczyła brwi. Próbował ją przywołać jeden z detektywów z policji stanowej. Jasne. Wystarczy urządzić małą imprezkę z udziałem mediów i nagle wszyscy chcą się przyłączyć. Rozsądnie zignorowała sygnał i razem z Millerem poszła z powrotem do wydziału zabójstw.
Chcę wiedzieć, skąd pochodzi Jason oświadczyła D.D., wchodząc po schodach. Facet jest tak opanowany i zrównoważony, i w ogóle. Pracuje jako podrzędny reporter, siedzi na czterech milionach, a według słów własnego dziecka nie ma przyjaciół. Co, do diabła, powoduje tym facetem?