Выбрать главу

Munchhausen.

Prawdopodobnie. Nigdy nie zasięgnęłam opinii eksperta.

Czemu?

Ona nie żyje. Po co?

Spojrzał na mnie, ale ja nie połknęłam haczyka.

Twój ojciec? zapytał w końcu.

Odnoszący sukcesy prawnik, bardzo dbający o reputację. Nie mógł przecież przyznać, że jegożona co drugi wieczór rozbija mu na głowie butelki po ginie. Mogłoby to zaszkodzić jego interesom.

Godził się z tym?

Czyż nie tak to się dzieje?

Niestety tak. Powiedz mi jeszcze raz, Sandy, jak ona umarła?

Zacisnęłam usta, odmawiając odpowiedzi.

Zatrucie tlenkiem węgla powiedział w końcu. Było to stwierdzenie, nie pytanie. Znaleziona wgarażu w swoim samochodzie. Najpewniej samobójstwo. A może zbyt dużo wypiła i straciłaświadomość? Nie rozumiem jednak, dlaczego władze się tym nie zainteresowały. Zwłaszcza że tomałe miasto i ktoś gdzieś musiał wiedzieć, jak cię traktowała.

Wpatrywałam się w niego ze zdumieniem. Nie mogłam się powstrzymać. Wpatrywałam iwpatrywałam, i wpatrywałam.

Wiedziałeś?

Oczywiście. Inaczej bym się z tobą nie ożenił.

Ty mnie sprawdziłeś?

Rozsądnie to zrobić, nim się poprosi dziewczynę o rękę. Dotknął mojej dłoni. Tym razemodskoczyłam. Myślisz, że ożeniłem się z tobą z powodu Ree. Zawsze tak uważałaś. Ale to nieprawda.

A przynajmniej nie cała prawda. Ożeniłem się z tobą z powodu twojej matki, Sandy. Ponieważ ty i jajesteśmy do siebie w tym względzie podobni. Wiemy, że potwory istnieją i że nie wszystkie mieszkająpod łóżkiem.

To nie była moja wina usłyszałam własne słowa.

Milczał.

Ona była niezrównoważona. Samobójstwo najpewniej było jedynie kwestią czasu. Ostatnimsposobem na dokopanie nam i tym podobne paplałam. Nie potrafiłam przestać. Byłam już nieco zaduża na ciąganie mnie po pogotowiu, więc zamiast tego wzięła i się zabiła. Po zaplanowaniunajwiększego pogrzebu, jakie widziało nasze miasto, rzecz jasna. Och, te róże, jakich zażądała naceremonię… Całe mnóstwo pieprzonych róż… Dłonie zacisnęłam w pięści. Wpatrywałam się w męża.

Rzucałam wyzwanie, aby nazwał mnie dziwolągiem, niewdzięczną córką, białym śmieciem. Popatrzna mnie, miałam ochotę zawołać. Moja matka żyła i nienawidziłam jej. Umarła i nienawidziłam jejjeszcze bardziej. Nie jestem normalna.

Rozumiem powiedział.

Po wszystkim sądziłam, że będę szczęśliwa. Sądziłam, że w końcu ojciec i ja będziemy mogli żyćw spokoju.

Jason przyglądał mi się teraz uważnie.

Kiedy się poznaliśmy, powiedziałaś, że chcesz uciec i nie patrzeć za siebie. Nie żartowałaś,prawda? Minęło kilka lat, a ty ani razu nie zadzwoniłaś do ojca, nie powiedziałaś mu, gdziemieszkamy, nie powiedziałaś o Ree.

Nie.

Tak bardzo go nienawidzisz?

Tak bardzo i jeszcze bardziej.

Uważasz, że twoją matkę kochał bardziej niż ciebie stwierdził Jason. Nie chronił cię. Zamiasttego krył ją. I nigdy mu tego nie wybaczyłaś.

Nie od razu odpowiedziałam. Dlatego że w tamtym momencie oczami wyobraźni ponowniezobaczyłam ojca, jego czarujący uśmiech, zmarszczki, jakie pojawiały się w kącikach jego błękitnychoczu, przypomniałam sobie jego dotyk na ramieniu, który sprawiał, że czułam się centrumwszechświata. I ogarnęła mnie taka wściekłość, że ledwie byłam w stanie mówić.

Wiem coś, o czym nie wiecie. Wiem coś, o czym wiecie…

Miała rację. Miała cholerną rację.

Powiedziałeś, że jesteśmy inni szepnęłam ochryple. Powiedziałeś, że wiemy, iż nie wszystkiepotwory mieszkają pod łóżkiem.

Jason kiwnął głową.

No to mi obiecaj: jeśli kiedykolwiek zobaczysz mojego ojca, jeśli kiedykolwiek pojawi się naprogu naszego domu, najpierw go zabijesz, a dopiero potem będziesz zadawać pytania. On nigdy nietknie Ree. Obiecaj mi to, Jason.

Mój mąż spojrzał mi prosto w oczy. I odparł:

Masz to jak w banku.

Ree zasnęła w foteliku, nim Jason zdążył wyjechać z parkingu. Pan Smith leżał teraz skulony na fotelu dla pasażera, liżąc łapkę, pocierając pyszczek, liżąc łapkę, pocierając pyszczek. Jason jechał bez celu w kierunku autostrady, nie wiedział, co robić.

Był zmęczony. Wykończony. Najbardziej na świecie pragnął schronić się w swoim domu i pozwolić, aby świat zniknął. Zasnąłby jak kamień, a kiedy by się obudził, Sandy siedziałaby obok łóżka, uśmiechając się do niego.

Obudź się, śpiochu powiedziałaby, a on wziąłby ją w ramiona i tulił tak, jak powinien był to robić przez pięć ostatnich lat. Tuliłby swoją żonę, i razem z Ree znowu mogliby być szczęśliwi. Byliby rodziną.

Nie mógł jechać do domu. Będą tam czekać wozy transmisyjne. Rozbłysną flesze aparatów, reporterzy będą wykrzykiwać pytania, na zrozumienie których Ree jest za mała. Wystraszą ją, a po tym, co przeszła dzisiejszego ranka, nie mógł na to pozwolić.

Policja uważała go za winnego. Zobaczył to w ich oczach w chwili, gdy zakończyło się przesłuchanie.

Pogrążyła go własna córka, ale nie winił jej za to. Ree zrobiła to, o co ją poproszono; powiedziała to, co uważała za prawdę. Przez cztery lata wbijał córce do głowy, aby nie kłamała. Nie mógł się teraz złościć na nią za to, że postąpiła zgodnie z wartościami, jakich on i Sandra tak starannie jej uczyli.

Dumny był z Ree i to napawało go smutkiem, dlatego że im dłużej się nad wszystkim zastanawiał, tym szybciej dochodził do tego samego wniosku: zostanie aresztowany. Podejrzewał, że może się to stać w każdej chwili. Policja dodawała w tym momencie dwa do dwóch, budowała swoją sprawę, dopinała ją na ostatni guzik. Zabrano jego śmieci. Przesłuchano jego dziecko. Następne w kolejności będzie ponowne przeszukanie domu, a zaraz potem nakaz przeczesania komputera.

Zaczną grzebać coraz głębiej w jego przeszłości, będą próbować się skontaktować z jego współpracownikami czy przyjaciółmi; to ich na trochę przystopuje. Nigdy nie bratał się z kolegami z pracy i nie zawracał sobie głowy przyjaźniami. Poza tym od czasu do czasu sprawdzał swoje

„firewalle"; trzymały się mocno. Jednak wszystko można było w końcu pokonać, zwłaszcza wtedy, gdy do pracy przystąpi prawdziwy ekspert, a ich akurat w bostońskiej policji nie brakowało. Z pewnością nie miał do czynienia ze zwykłymi kmiotkami.

Oczywiście, że przyjrzą się uważnie temu zarejestrowanemu przestępcy seksualnemu. To będzie wymagało dodatkowego czasu i środków. Może ten koleś się przyzna, ale poznawszy go osobiście, Jason nie sądził, by tak się stało. Aidan sprawiał wrażenie gościa, który już to wszystko zna. Policja nieźle się z nim będzie musiała nabiedzić.

Tak więc policję czekało jeszcze całe mnóstwo rutynowych prac, zwłaszcza przy dwóch potencjalnych podejrzanych. Może da mu to jakieś trzy dni, może pięć. Tyle że z każdą mijającą godziną dramatycznie malały szanse na znalezienie żywej Sandy. Wczoraj możliwe jeszcze było szczęśliwe zakończenie. Albo dziś rano…