Выбрать главу

Może był to jeden z tych, jak to się mówi, „romansów emocjonalnych"? Sandy w zasadzie uwiodła Ethana za pośrednictwem telefonu, e maili itd. Wtedy jej mąż natrafił na te wiadomości i zabił ją w przypływie pełnej zazdrości furii.

Albo wspomniała o tym miejscowemu zboczeńcowi, Aidanowi Brewsterowi, i on ją zabił w przypływie pełnej zazdrości furii. Masz rację, mamy zbyt wielu podejrzanych. Ale jest i dobra strona tego wszystkiego.

Dobra strona?

Domniemany związek Sandry Jones z uczniem daje nam uzasadniony powód zajęcia jej komputera.

Miller się ożywił.

Dobry dzień zgodził się.

Rozdział 20

Ludzie przechodzą przez życie, przygotowując się na ważne chwile. Planujemy huczne świętowaniegłównych wyznaczników kolejnych etapów w życiu imprezę z okazji dwudziestych pierwszychurodzin, przyjęcie zaręczynowe, wesele, pępkowe. Świętujemy, opijamy, głośno o tym trąbimy istaramy się uczcić te ważne wydarzenia, ponieważ, no cóż, ponieważ to są ważne wydarzenia.

Podobnie przygotowujemy się na potężne ciosy. Miejscowa społeczność, wspierająca ofiarystraszliwego pożaru. Rodzina, która zjawia się razem na pogrzebie pokonanego przez raka młodegoojca. Przyjaciółka, która dotrzymuje ci towarzystwa w twój pierwszy weekend jako rozwódki isamotnej matki. Dostrzegamy nadchodzące wielkie rzeczy i szykujemy się do odegrania głównych rólw naszych własnych, prywatnych dramatach. Lepiej się wtedy czujemy. Silniej. Popatrzcie na mnie,dałem sobie radę.

I oczywiście przegapiamy to wszystko, co się dzieje pomiędzy „ważnymi rzeczami". Codzienneżycie, zwyczajne i tyle. Nic, co można świętować. Nic, nad czym można się użalać. Po prostu zadania,które trzeba wykonywać. Jestem przekonana, że to właśnie te chwile albo nas ostateczniewzmacniają, albo zabijają. Jak fala obmywały każdego dnia tę samą skałę, prowadząca do jej erozji,kształtująca linię brzegową, zwykłe drobiazgi naszego życia mają prawdziwą moc, a co za tym idziekryje się w nich niebezpieczeństwo. To, co robimy albo czego nie robimy, każdego dnia, nie mającświadomości długofalowych konsekwencji takich mało ważnych czynności.

Na przykład świat, jaki ja znałam, skończył się sobotę trzydziestego sierpnia, w dniu, w którymkupiłam Jasonowi iPoda na urodziny.

Wybrałyśmy się razem z Ree na zakupy. Ona potrzebowała ubrań do szkoły, ja chciałam kupićparę drobiazgów, aby skończyć urządzać swoją pierwszą klasę. Weszłyśmy do Targetu,zobaczyłyśmy iPody i od razu pomyślałam o Jasonie. Uwielbiał słuchać muzyki, a niedawno zaczął

biegać. Mając iPoda, mógłby łączyć jedno z drugim.

Do domu przeszmuglowałyśmy to małe cacko wielkości karty kredytowej, ukrywszy je w moichszkolnych zakupach. Później, kiedy on i Ree bawili się razem w pokoju dziennym, przeniosłam iPodado szuflady w kuchni i schowałam pod rękawicami do piekarnika, bliżej komputera.

W drodze do domu Ree i ja wszystko już zdążyłyśmy obmyślić. Zamierzałyśmy w tajemnicyzapełnić iPoda mnóstwem rockowych kawałków, w miejsce jego ukochanej muzyki klasycznej. Dziękifilmowi Wpuszczony w kanał Ree zapoznała się z twórczością Billy'ego Idola i Fatboya Slima. W

niedzielne poranki, kiedy bezsenność Jasona czasami dawała za wygraną i spał do dziewiątej,najnowszym ulubionym sposobem Ree na budzenie ojca było puszczanie na cały regulator Dancingwith Myself. Dlatego że nic nie wyciągnie miłośnika George'a Winstona z łóżka szybciej niż brytyjskagwiazda rocka.

Bardzo byłyśmy z siebie zadowolone.

Sobotni wieczór był wieczorem rodzinnym, więc trzymałyśmy buzie na kłódkę. W niedzielę kołopiątej Jason oświadczył, że musi pojechać do redakcji. Miał do przeanalizowania kilka nowychinformacji, musiał napisać szkic artykułu o irlandzkim pubie w Southie itp., itd. Ree i ja praktyczniewygoniłyśmy go z domu. We wtorek miał urodziny. Chciałyśmy być przygotowane. Zaczęłam odwłączenia rodzinnego komputera. Pan Smith wskoczył na stół i zajął miejsce obok ciepłego monitoraskąd mógł mnie z zadowoleniem obserwować złotymi szparkami oczu.

Jak większość urządzeń elektronicznych, iPod wymagał specjalnego oprogramowania, któretrzeba było zainstalować. Nie znam się na komputerze tak jak Jason, ale większość tego typuinstalacji jest tak prosta, że nawet ja jestem w stanie sobie z tym poradzić. No i proszę, pojawiło sięokienko instalacyjne, a ja zaczęłam klikać „Zgadzam się", Jak" i „Dalej".

Widzisz, jestem mądrzejsza niż ci się wydaje poinformowałam Pana Smitha. Ziewnął.

Ree przekopywała się przez swoją kolekcję płyt. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym większegonabierała przekonania, że oprócz Billy'ego Idola Jasonowi przydałoby się parę piosenek z filmówDisneya. Być może szybciej by mu się biegło przy utworze Eltona Johna z Króla Lwa. Albo PhilaCollinsa produkującego się w Tarzanie.

Komputer oznajmił zakończenie instalacji oprogramowania iTunes. Ree przybiegła z naręczempłyt. Przeczytam instrukcję obsługi, a potem pokazałam jej, jak możemy włożyć płytę do napędukomputera i całą zawartość na iPoda tatusia. Totalnie ją to zafascynowało. Później musiałyśmy,rzecz jasna, zajrzeć do internetowego sklepu muzycznego i ściągnąć trochę klasyków Led Zeppelin iRolling Stonesów. Moim faworytem był zawsze utwór Sympathy for the Devil. No i okazało się, żejest już ósma i pora kłaść Ree spać. Schowałam iPoda z powrotem między rękawice. Ree migiempozbierała płyty i odłożyła je z powrotem na półkę. Potem nastąpiła szybka kąpiel, mycie zębów,siusianie, dwie bajki, jedna piosenka, pożegnalne drapanie kota za uszami, no i w końcu nastałacisza.

Wróciłam do kuchni i zaparzyłam herbatę. Jutro było Święto Pracy, zasadniczo ostatni dzieńwakacji dla mnie i Ree. Po nim zacznie się tygodniowy kierat odwożenia Ree do przedszkola, a potemudawania się do gimnazjum. Jason będzie ją odbierał o pierwszej, a ja przed piątą będę musiaławracać do domu, żeby z kolei on mógł jechać do swojej pracy. Mnóstwo bieganiny i zamieszania. Mójmąż i ja będziemy dwoma statkami mijającymi się nocą.

Byłam zdenerwowana. Podekscytowana. Przerażona. Tak bardzo chciałam mieć pracę. Cośswojego. Kiedy zdecydowałam się na nauczanie, byłam tym równie zaskoczona jak inni, ale ubiegłyrok bardzo mi się podobał. Dzieciaki otrzymywały ode mnie wiedzę, ale także życzliwe słowa.

Lubiłam te chwile, kiedy zrobiłam coś, dzięki czemu klasa nastolatków uśmiechała się radośnie.

Lubiłam, jak wołali: „Pani Jones, pani Jones"; prawdopodobnie dlatego, że nie było to nazwiskomatki i „pani Jones" wydawała mi się kimś wysoce kompetentnym i godnym szacunku.

Kiedy stałam przed tablicą, czułam się mądra i sprawowałam nad wszystkim kontrolę.

Dzieciństwo się wtedy oddalało i w oczach uczniów widziałam osobę dorosłą, którą pragnęłam być.

Cierpliwą, wnikliwą, zaradną. Córka mnie kochała. Uczniowie mnie lubili.

A mąż… Nigdy nie miałam w tej kwestii pewności. Potrzebował mnie. Szanował moje pragnienieposiadania pracy, choć wiedziałam, że wolałby, abym została w domu z Ree. Zachęcał mnie dopowrotu na uczelnię, mimo że po całej rodziny nie było to łatwe. Powiedziałam mu, że potrzebujęmieć coś swojego, a on natychmiast wypisał czek na czesne w internetowym college'u.

Dawał mi przestrzeń. Ufał moim decyzjom. Okazywał życzliwość.