Выбрать главу

postawione, ogon drgał mu nerwowo. Ree zdążyła już rozpiąć pasy i teraz przyglądała się Jasonowi z wyczekiwaniem.

Możesz wysiąść z tej strony samochodu, skarbie? zapytał cicho.

Pokiwała głową, patrząc na tłum nieznajomych na chodniku.

Tatusiu?

Wszystko w porządku, skarbie. To są dziennikarze. Ich zadaniem jest zadawanie pytań, trochę tak jak w pracy tatusia. Tyle że ja piszę artykuły do gazet, a ci dziennikarze mówią o tym w telewizji.

Ponownie na niego spojrzała, wyraźnie coraz bardziej niespokojna.

Odwrócił się na fotelu kierowcy i dotknął jej dłoni.

Muszą pozostać na chodniku, kochanie. Takie jest prawo. Nie mogą więc wejść do naszego domu.

Kiedy jednak wysiądziemy z samochodu, zrobi się głośno. Wszyscy naraz zaczną zadawać różne dziwne pytania i wiesz co, oni nie podnoszą rąk.

Tym przykuł jej uwagę.

Nie podnoszą rąk?

Nie. Przekrzykują się nawzajem. Nie mówią po kolei, nie mówią przepraszam, nic.

Ree zamrugała oczami.

Pani Suzie by się to nie spodobało oświadczyła.

W pełni się z tym zgadzam. A kiedy wysiądziemy z samochodu, przekonasz się, dlaczego w szkole tak ważne jest podnoszenie ręki, ponieważ kiedy się tego nie robi…

Pokazał na hałaśliwy tłum na chodniku, a Ree westchnęła z irytacją. Zdenerwowanie zniknęło. Teraz była gotowa wysiąść z samochodu, choćby po to, aby pokręcić głową na widok grupy źle wychowanych dorosłych.

Jason także czuł się lepiej. Prawda była taka, że jego czteroletnia córka wiedziała więcej niż ci szakale, i tego miał zamiar się trzymać.

Wepchnął Pana Smitha pod lewe ramię i otworzył drzwi od strony kierowcy. Powietrze przecięło pierwsze pytanie, a zaraz potem kolejne:

Jason, Jason, gdzie jest Sandy? Masz jakieś wiadomości na temat miejsca jej pobytu?

To prawda, że policja dziś rano przesłuchała waszą czteroletnią córkę? Jak sobie radzi mała Ree?

Pyta o to, gdzie jest mama?

Jesteś ostatnią osobą, która widziała Sandy żywą?

Co masz do powiedzenia na temat tego, że jesteś uznawany za osobę podejrzaną?

Jason zamknął za sobą drzwi, po czym otworzył drzwi Ree. Z opuszczoną głową i z kotem przytulonym do piersi wyciągnął rękę do córki. Wyszła śmiało z samochodu. Popatrzyła na dziennikarzy i Jason usłyszał migawki i flesze pół tuzina aparatów. Dotarło do niego, że jego córka, śliczna, odważna córka właśnie go uratowała przed pojawieniem się jego twarzy w wiadomościach o piątej.

Masz rację, tatusiu. Ree spojrzała na niego. Oni nigdy nie dostaliby medalu za dobre zachowanie.

Uśmiechnął się. I poczuł, jak puchnie z dumy, gdy ujął dłoń córki i odwrócił się od pokrzykujących dziennikarzy w stronę azylu, jaki stanowił ogródek przed domem.

Pokonali ogródek, Pan Smith się wyrywał, Ree przeszła zdecydowanym krokiem. Weszli po schodach i Jason musiał puścić dłoń Ree, aby się skupić na panikującym kocie. Jason, Jason, zorganizowałeś ekipę poszukiwawczą Sandy?

Odbędzie się czuwanie dla twojej żony?

Co ty na to, że torebkę Sandy znaleziono na kuchennym blacie?

To prawda, że będzie cię reprezentował Alan Dershowitz?

W jednej ręce miał klucze. Z trudem trzymał Pana Smitha, szukając właściwego. Do środka, do środka. Spokój i samokontrola.

Jakie były ostatnie słowa Sandy?

Wtedy tuż za nim rozległ się trzask deski.

Jason natychmiast uniósł głowę. Z cienia na końcu werandy wyłonił się jakiś mężczyzna. Jason od razu zasłonił sobą córkę, w jednej ręce trzymając kota, w drugiej pęk kluczy.

Mężczyzna pokonał dzielące ich trzy stopnie. Miał na sobie zmięty garnitur z jasnozielonego lnu, a w dłoni trzymał kapelusz. Nad pooraną zmarszczkami twarzą znajdowały się szokująco białe włosy.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i Jason niemal upuścił tego przeklętego kota.

Białowłosy mężczyzna otworzył ramiona, uśmiechnął się do Ree i wykrzyknął jowialnie: Witaj, kwiatuszku. Chodź do dziadzia!

Rozdział 21

Jason szybko otworzył drzwi i wepchnął do środka Pana Smitha. Położył dłoń na ramieniu Ree.

Do domu.

Ale, tatusiu…

Do domu. Natychmiast. Kotu trzeba dać jeść. Oczy Ree rozszerzyły się, ale rozpoznała ton jego głosu i zrobiła to, co kazał. Gdy przekroczyła próg, Jason zamknął za nią drzwi, przekręcił klucz w zamku i odwrócił się w stronę białowłosego mężczyzny.

Wynoś się z mojego terenu.

Nowo przybyły przechylił głowę, wyglądał na skonsternowanego. Jason tylko raz miał okazję widzieć ojca Sandy i zaskoczyły go teraz, tak samo jak wtedy, jego błękitne oczy i szeroki uśmiech.

Jason, czy tak się wita teścia?

Max wyciągnął rękę. Jason zignorował ją i oświadczył stanowczo: Wynoś się z mojego terenu albo każę cię aresztować. Max się nie ruszył. Mina mu jednak zrzedła.

Obracał kapelusz w dłoniach, wyraźnie rozważając możliwości.

Gdzie twoja żona, synu? zapytał w końcu sędzia odpowiednio ponurym głosem.

Policzę do pięciu odparł Jason. Jeden…

Słyszałem, że nie ma jej już ponad dobę. Zobaczyłem ją w wiadomościach i od razu pognałem na lotnisko.

Dwa.

To moja wnuczka? Ma oczy swojej babci. Śliczna dziewuszka. Szkoda, że nikt nie pomyślał o tym, żeby mnie powiadomić o jej narodzinach. Wiem, że między mną a Sandrą były nieporozumienia, ale nie zrobiłem przecież nic, co by zasługiwało na odsunięcie mnie od tak słodkiego dziecka.

Trzy.

Przyjechałem pomóc, synu. Naprawdę. Może i nie jestem już młodzieniaszkiem, ale zostało we mnie jeszcze trochę siły.

Cztery.

Max zmrużył oczy.

Zabiłeś moją jedyną córkę, Jasonie Jones? Bo jeśli się okaże, że skrzywdziłeś moją Sandrę, że przez ciebie spadł z jej głowy choćby jeden włos…

Pięć.

Jason zszedł z werandy. Max nie poszedł za nim. Jasona to nie zaskoczyło. Według słów Sandry jej ojciec żył sobie niczym przysłowiowa duża ryba w małym stawie. Był ogólnie szanowanym sędzią, życzliwym dżentelmenem z Południa. Ludzie odruchowo mu ufali, dlatego też nikt nigdy nie interweniował, aby pomóc jego jedynej córce, nawet wtedy, gdy matka poiła ją wybielaczem.

Dziennikarze zobaczyli, jak się zbliża, i optymistycznie wyciągnęli w jego stronę mikrofony, krzycząc jeszcze głośniej.

Gdzie jest Ree?

Kim jest człowiek na waszej werandzie? Chcesz coś przekazać osobie, która mogła uprowadzić Sandrę?

Jason zatrzymał się obok umundurowanego funkcjonariusza stojącego najdalej od ludzi mediów i kiwnął na niego palcem. Na plakietce z nazwiskiem miał napisane „Hawkes".

Doskonale. Jasonowi przydałby się jastrząb*.

*Hawk ang. jastrząb (przyp. tłum.).

Policjant posłusznie się zbliżył tak jak i Jason nie miał ochoty, aby ich rozmowę słyszało szersze grono.

Ten człowiek na werandzie mruknął Jason nie jest mile widziany na moim terenie. Poprosiłem go, aby się oddalił. Odmówił.

Policjant uniósł brew. W niemym pytaniu przeniósł spojrzenie z Jasona na dziennikarzy, a potem z powrotem na Jasona.

Jeśli on chce urządzić scenę, jego sprawa odpowiedział ściszonym głosem Jason. Uważam go za zagrożenie dla mojej córki i chcę, aby zniknął.

Policjant skinął głową i wyjął kołonotatnik.

Jak się nazywa?

Maxwell Black z Atlanty w Georgii.

Relacja?

Technicznie rzecz ujmując, to ojciec mojej żony.

Na twarzy funkcjonariusza pojawiło się zaskoczenie.

Jason wzruszył ramionami.

Moja żona nie życzyła sobie, aby jej ojciec obecny był w życiu naszej córki. Fakt, że Sandry… nie ma, to nie powód, aby ignorować jej polecenia.