Coś powiedział? Zagroził w jakiś sposób panu albo pańskiej córce?
Samą jego obecność uważam za zagrożenie.
To znaczy ma pan nakaz sądowy? zapytał z konsternacją policjant Hacker.
Jutro z samego rana, obiecuję. Było to kłamstwo, dlatego że Jason potrzebowałby dowodu na niebezpieczne zachowanie, a sąd najpewniej wymagałby czegoś bardziej przekonującego od stwierdzenia Sandy, że Max bardziej kochał żonę psycholkę niż gnębioną przez nią córkę.
Nie mogę go aresztować zaczął policjant.
Uważam, że bezprawnie wkroczył na mój teren przerwał mu Jason. Proszę o usunięcie go poza jego granice. To jedyne, o co proszę.
Policjant nie zaprotestował, a jedynie wzruszył ramionami, jakby mówił: „To wasz pogrzeb z pierwszej strony gazet", i odwrócił się, aby pójść na werandę. Max jednak wyczuł pismo nosem. Sam zszedł po schodkach, nadal jowialnie się uśmiechając, choć ruchy miał nerwowe, jak człowiek, który robi to, co musi, a nie to, na co ma ochotę.
Chyba pojadę teraz zameldować się w hotelu powiedział z godnością, skinąwszy głową Jasonowi.
Dziennikarze się uciszyli. Najwyraźniej połączyli obecność umundurowanego funkcjonariusza z czynnościami białowłosego mężczyzny i z uwagą przyglądali się przedstawieniu.
Oczywiście rzekł Max do Jasona już się nie mogę doczekać, jak z samego rana przyjadę odwiedzić wnuczkę.
Możesz o tym zapomnieć odparł spokojnie Jason, po czym ruszył z powrotem w stronę domu, gdzie czekała na niego Ree.
Synu, na twoim miejscu bym tak nie mówił zawołał za nim Max.
Wbrew wcześniejszym zamiarom Jason przystanął, odwrócił się i zmierzył teścia wzrokiem.
Wiem coś powiedział starszy pan na tyle cicho, aby usłyszał go tylko Jason i policjant. Na przykład wiem, kiedy poznałeś moją córkę i znam datę przyjścia na świat mojej wnuczki.
Wcale nie. Sandy nie zadzwoniła do ciebie, kiedy urodziła się Ree.
Państwowe archiwa notarialne, Jasonie Jones. Państwowe archiwa. No dobrze, nie sądzisz więc, że czas, abyśmy puścili w niepamięć urazy?
Możesz o tym zapomnieć powtórzył zdecydowanie Jason, mimo że serce waliło mu jak młotem.
Po raz trzeci tego samego dnia odkrywał niebezpieczeństwo tam, gdzie wcześniej go nie było.
Odwrócił się do Maksa plecami, wszedł po schodkach i wsunął klucz do zamka. Otworzył drzwi i przekonał się, że Ree stoi na środku korytarza, drży jej dolna warga, a w oczach błyszczą łzy.
Zamknął drzwi, a ona rzuciła mu się w ramiona.
Tatusiu, boję się. Tatusiu, boję się!
Ćśś, ćśś, ćśś. Tulił ją mocno. Głaskał po włosach, wdychając kojący zapach szamponu No More Tears. Kocham cię szepnął do czubka jej głowy, zastanawiając się, czy Max mu ją odbierze.
Jason zrobił gofry. Śniadanie na kolację stanowiło uświęconą zwyczajem przyjemność, znajomy rytuał ubijania wody i mieszanki do gofrów działał na niego uspokajająco. Wylał rzadkie ciasto na parującą płytę. Ree siedziała na brzegu blatu, niezłomnie obserwując czerwone światełko w gofrownicy. Kiedy zgaśnie, wtedy nadejdzie pora jedzenia. Poważnie traktowała swoje obowiązki.
Jason wyjął syrop. Do dwóch szklanek nalał sok pomarańczowy, po czym wygrzebał z lodówki dwa ostatnie jajka, aby jego dziecko zjadło na kolację coś jeszcze oprócz chleba moczonego w cukrze.
Niemal słyszał teraz Sandy: „Gofry z syropem klonowym są niewiele lepsze od pączków. Naprawdę, Jason, dołóż przynajmniej jajko na twardo albo coś w tym rodzaju".
Ree nigdy jednak za bardzo nie narzekała. Jej ulubionym daniem było spaghetti z różowym sosem, które jadła za każdym razem, kiedy bywali w North End. Różowy makaronik, tak go nazywała. Oboje wciągali go z mlaskaniem, jedząc z zadowoleniem z jednej miski.
Jasonowi lekko zadrżała ręka. Zbyt mocno zamieszał jajko i żółta maź skapnęła na podłogę. Pan Smith zbliżył się, aby wybadać sprawę.
Światełko się wyłączyło zanuciła Ree.
No to fajnie. Bierzemy się za jedzonko! powiedział, naśladując głos Jima Carreya, i Ree zachichotała. Jej śmiech działał na niego kojąco. Nie znał wszystkich odpowiedzi. Bardzo, ale to bardzo niepokoiło go, co wydarzyło się dzisiaj, nie mówiąc o tym, co może się jeszcze wydarzyć. Ale miał tę jedną chwilę. Ree miała tę chwilę.
Chwile były ważne. Inni ludzie nie zawsze zdawali sobie z tego sprawę. Ale Jason owszem.
Usiedli obok siebie przy blacie kuchennym. Zjedli gofry. Wypili sok. Ree przesuwała kawałki jajecznicy po talerzu, maczając je w sosie klonowym, a dopiero potem wkładając do buzi.
Jason poczęstował się jeszcze jednym gofrem. Zastanawiał się, kiedy się zjawi policja, aby zarekwirować rodzinny komputer. Pociął gofra na małe kawałki. Rozważał, jak dużo Ethan Hastings nauczył Sandy, jeśli chodzi o komputery, i dlaczego nigdy nie wspomniała Jasonowi o swoich podejrzeniach. Przełożył kilka kawałków gofra na talerz Ree. Myślał teraz, co okazałoby się trudniejsze czy gdyby policja zabrała jego córkę i oddała pod opiekę zastępczą, a jego aresztowała za zabójstwo Sandy, czy też gdyby opiekę nad dziewczynką uzyskał ojciec Sandy, po oświadczeniu w sądzie rodzinnym, że Jason Jones nie jest biologicznym ojcem Clarissy Jane Jones i dlatego nie powinien być dłużej obecnej życiu.
Ree odłożyła widelec.
Jestem pełna, tatusiu.
Zerknął na talerz w stokrotki.
Jeszcze cztery kawałki gofra, no bo masz cztery lata.
Nie. Zeskoczyła ze stołka barowego. Złapał ją za ramię, marszcząc brwi.
Cztery gryzy, a potem będziesz mogła odejść od stołu.
Nie jesteś moim szefem.
Jason zamrugał oczami i odłożył widelec.
Jestem twoim ojcem, a więc owszem, jestem twoim szefem.
Nie, mamusia nim jest.
Oboje jesteśmy.
Nie, tylko mamusia.
Clarisso Jane Jones, możesz zjeść cztery kawałki gofrów albo możesz usiąść za karę na schodku.
Ree spojrzała na niego wyzywająco.
Chcę do mamusi.
Cztery kawałki.
Dlaczego na nią krzyczałeś? Dlaczego ją zdenerwowałeś?
Wracaj na krzesło, Ree.
Tupnęła nóżką.
Chcę do mamusi! Powiedziała mi, że wróci do domu. Mamusia powiedziała, że mnie nie zostawi.
Ree…
Mamusia chodzi do pracy, a potem wraca do domu. Chodzi do sklepu, a potem wraca do domu.
Mamusia mi mówiła, obiecała mi, że zawsze wróci do domu!
Jason poczuł ucisk w piersi. Ree przechodziła jakiś czas temu etap przywiązania, płacząc za każdym razem, gdy Sandy wychodziła z domu. Więc Sandy rozpoczęła pewną o której przeczytała w podręczniku dla rodziców. Zawsze powiadamiała Ree o wyjściu z domu i zawsze ją przytulała od razu po powrocie. Widzisz, spójrz na mnie, Ree. Wróciłam do domu. Zawsze wracam do domu. Nigdy bym cię nie zostawiła. Nigdy.
Mamusia położy mnie spać oświadczyła teraz Ree, nadal uparcie wysuwając brodę. To jej zadanie. Ty jeździsz do pracy, ona kładzie mnie spać. Jedź do pracy, tatusiu. Jedź. Jedź!
Ree…
Nie chcę cię już tutaj. Musisz jechać. Jeśli wyjedziesz, to mamusia wróci do domu. Jedź do pracy.
Musisz.
Ree…
Idź sobie, idź sobie. Nie chcę cię już widzieć. Jesteś wielkim psujem.
Clarisso Jane Jones.
Przestań, przestań! Zakryła sobie dłońmi uszy. Przestań krzyczeć, nie chcę słuchać, jak krzyczysz.
Nie krzyczę. Ale głos miał coraz głośniejszy.
Jego córka kontynuowała, jakby w ogóle go nie słyszała:
Gniewne kroki, gniewne kroki. Słyszę twoje gniewne kroki na schodach. Odejdź, odejdź, odejdź.
Chcę do mamusi! To niesprawiedliwe, to niesprawiedliwe, chcę do mojej mamusi!
A potem się odwróciła i z płaczem pobiegła na górę. Jason nie poszedł za nią. Słuchał, jak Ree biegnie przez korytarz. A potem zatrzaskuje drzwi do swego pokoju. Został sam w kuchni, z niedojedzonym gofrem i sercem pełnym żalu.