Tatusiu, co ci się stało w twarz? zapytała Ree, kiedy wstał, żeby sprzątnąć miseczki.
Przewróciłem się.
Oj, tatusiu.
Poważnie. Wstawił naczynia do zlewu, po czym otworzył lodówkę, żeby sprawdzić, co mogą zjeść na lunch. Zero mleka, za to sześciopak Dr. Peppera Sandy, cztery jogurty light i parę listków przywiędłej sałaty. Druga wesoła myśl na początek dnia: mimo że jest się wrogiem publicznym numer jeden, i tak trzeba robić zakupy. Jeśli mieli w planach jedzenie, będą musieli wybrać się do sklepu.
Zastanawiał się, czy powinien zakryć twarz bandaną. Albo założyć T shirt z napisem „Niewinny" z przodu i „Winny" z tyłu. To byłoby zabawne.
Hej, Ree powiedział lekkim tonem, zamykając lodówkę. Spojrzał na córkę. Co powiesz na spędzenie trochę czasu w sklepie spożywczym?
Ree natychmiast się rozpromieniła. Uwielbiała robić zakupy. To był oficjalny obowiązek ojca i córki, wykonywany przynajmniej raz w tygodniu, kiedy czekali na powrót Sandry z pracy. Próbował się wtedy trzymać napisanej przez żonę listy zakupów. Ree próbowała go przekonać, że są jeszcze inne niezbędne sprawunki, takie jak batoniki „Pop Tart" czy pączki oblane syropem klonowym.
Na ogół golił się przed takim wyjściem, a Ree przywdziewała elegancką sukienkę i diadem. Nie miało sensu przechadzanie się między regałami z jedzeniem, jeśli nie można było zrobić z tego przedstawienia.
Dzisiejszego ranka pognała na górę, aby umyć zęby, a potem wróciła do kuchni w niebieskiej sukience w kwiatki z tęczowymi skrzydłami i w różowych, wyszywanych cekinami bucikach. Podała mu coś różowego i zwiewnego i poprosiła o kucyka. Uczesał ją najlepiej, jak potrafił.
Jason sporządził listę zakupów, następnie zabrał się za zabiegi higieniczne. Kiedy się ogolił, jego oczom ukazał się paskudny siniak. Zaczesanie do tyłu włosów podkreśliło podbite oko. Wyglądał
koszmarnie. A właściwie to jak morderca, tylko brakowało mu siekiery. Trzecia wesoła myśl na ten dzień.
Dał sobie spokój z szykowaniem się do wyjścia i zszedł na dół, gdzie przy drzwiach czekała niecierpliwie Ree, z żółtą portmonetką w dłoni.
Pamiętasz dziennikarzy? zapytał ją. Tych ludzi z kamerami i mikrofonami, którzy tłoczą się na ulicy?
Ree pokiwała z powagą głową.
No więc nadal tam są, skarbie. I kiedy otworzymy drzwi, prawdopodobnie zaczną wykrzykiwać mnóstwo pytań i robić zdjęcia. Oni jedynie wykonują swoją pracę, okej? Wszyscy będą szaleć. A ty i ja przejdziemy spokojnie do naszego samochodu i pojedziemy do sklepu. Dobrze?
Dobrze, tatusiu. Widziałam ich, kiedy poszłam na górę. Dlatego założyłam skrzydła. I jeśli będą za bardzo krzyczeć, po prostu nad nimi przefrunę.
Jesteś bardzo bystrą dziewczynką powiedział, a potem, dlatego że nie chciał już tego odkładać, otworzył drzwi.
Krzyki rozległy się, gdy tylko zza drzwi wysunął się czubek jego buta.
Jason, Jason, jakieś wieści na temat Sandy?
Kiedy możemy się spodziewać oficjalnego wystąpienia?
Wypuścił Ree i trzymał ją blisko siebie, gdy zamykał drzwi. Trzęsły mu się dłonie. Próbował robić wszystko powoli i w sposób wyważony. Bez pośpiechu, żadnej pełnej poczucia winy ucieczki.
Pogrążony w rozpaczy mąż, zabierający córeczkę do sklepu, aby kupić pilnie potrzebne mleko i chleb.
Będziesz brał udział w poszukiwaniach, Jason? Ilu ochotników zgłosiło się do szukania Sandy?
Śliczne skrzydła, kochanie! Jesteś aniołkiem?
To zwróciło jego uwagę i podniósł wzrok. Skazany był na dziennikarzy krzyczących do niego, ale nie chciał, aby to stado sępów zabrało się za Ree.
Tatusiu? szepnęła Ree i spojrzał na nią. Na jej twarzy malował się niepokój.
Idziemy do samochodu, jedziemy do sklepu powtórzył spokojnie. Wszystko w porządku Ree.
To oni się niegrzecznie zachowują, nie my.
Ujęła jego dłoń, trzymając się bardzo blisko jego nóg, gdy schodzili po schodkach, a następnie szli przez trawnik ku zaparkowanemu na podjeździe samochodowi. Naliczył dziś sześć wozów transmisyjnych, o dwa więcej niż wczoraj. Z tej odległości nie był w stanie odczytać nazw stacji telewizyjnych. Później będzie to musiał sprawdzić, przekonać się, czy już doszli do etapu ogólnokrajowego.
Co ci się stało w twarz, Jason?
To policja podbiła ci oko?
Biłeś się z kimś?
Nie zatrzymał się ani na chwilę, tylko powoli i miarowo szedł razem z Ree w stronę volvo. Wyjął
kluczyki i otworzył pilotem drzwi.
Policyjna brutalność, pomyślał leniwie, gdy w jego stronę pofrunęły kolejne pytania o twarz. Jego żebra zaprotestowały, kiedy otworzył ciężkie drzwi. Po chwili i Ree, i on siedzieli już w środku.
Uruchomił silnik i przenikliwie głośne pytania dziennikarzy natychmiast zniknęły.
Dobra robota powiedział do Ree.
Nie lubię dziennikarzy poinformowała go.
Wiem. Następnym razem ja też założę skrzydła.
W sklepie spożywczym się złamał. Nie potrafił znaleźć w sobie rodzicielskiego hartu ducha, aby odmówić udręczonej córce cukierków, wafli i czekoladowych ciasteczek. Ree szybko wyczuła jego słabość i w stronę kas udali się z wózkiem do połowy wypełnionym niezdrowym jedzeniem. Jason jakoś poradził sobie ze znalezieniem mleka, chleba, makaronu i owoców, ale prawdę powiedziawszy, robił to bez przekonania.
Zabijał czas razem z córką, desperacko pragnąc dać im choć odrobinę normalności w świecie, który oszalał. Sandy zniknęła, zjawił się Max. Policja będzie dalej zadawać pytania, ależ był idiotą, że używał
domowego komputera…
Jason nie chciał takiego życia. Pragnął cofnąć czas o sześćdziesiąt godzin, może siedemdziesiąt, i powiedzieć to, co powinien był powiedzieć, zrobić to, co powinien był zrobić, tak by to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Do diabła, gotów był nawet wyrzec się lutowych wakacji.
Kasjerka uśmiechnęła się na widok wyjściowego ubranka Ree. Następnie jej spojrzenie przesunęło się na Jasona, a potem natychmiast w bok. Wzruszył z zażenowaniem ramionami i spojrzał tam gdzie ona. I na stojaku z gazetami zobaczył czarno białego siebie wpatrującego się w niego ze zdjęcia na pierwszej stronie „Boston Daily". Potencjalnie ciemna strona dobrodusznego dziennikarza tak głosił
tytuł.
Wykorzystali zdjęcie z jego oficjalnej przepustki prasowej, które w zasadzie niewiele różniło się od zdjęcia policyjnego. Wyglądał na nim nijako, nawet nieco groźnie.
Tatusiu, to ty! oznajmiła głośno Ree. W podskokach podbiegła do stojaka, żeby przyjrzeć się uważniej "Boston Daily". Inni klienci przyglądali się teraz, jak ta urocza dziewczynka wpatruje się w niepokojące zdjęcie dorosłego mężczyzny. Dlaczego jesteś w gazecie?
To gazeta, dla której pracuję odparł lekko, żałując, że nie mają mniej zakupów, żałując, że nie mogą od razu wyjść ze sklepu.
Co tam jest napisane?
Że jestem dobroduszny.
Kasjerka wybałuszyła oczy. Spojrzał na nią ostro, nie dbając już o to, czy wyda się groźny czy nie.
Na litość boską, to była jego córka.
Powinniśmy ją zabrać do domu oświadczyła Ree. Mamusia będzie chciała to zobaczyć.
Wyjęła gazetę ze stojaka i dorzuciła do zakupów czekających na skasowanie.
Jason dojrzał, że autorem artykułu jest Greg Barr, jego przełożony i redaktor naczelny wiadomości.
Nie miał wątpliwości co do tego, jakie cytaty zawarł w swojej historii; najpewniej wszystko, co usłyszał
od niego wczoraj przez telefon.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, by wyjąć portfel, nim rozgniewa się tak bardzo, że nie będzie w stanie funkcjonować. Kupić jedzenie, iść do samochodu. Kupić jedzenie, iść do samochodu.
Jechać do domu, gdzie znowu zaczną cię dręczyć.
Wyjął kartę kredytową, podał ją kasjerce. Tak bardzo trzęsły jej się dłonie, że dopiero za trzecim razem udało jej się wziąć ją od Jasona. Aż tak się go bała? Miała pewność, że dokonuje transakcji z psychopatycznym zabójcą, który najprawdopodobniej udusił żonę, a następnie poćwiartował jej ciało i pozbył się go w porcie?