Opuszczali dom Jonesa i pół tuzina fotografów pstrykało im zdjęcia. W szkole dla detektywów powinny się odbywać zajęcia pod tytułem „Jak zawsze mieć nienaganną fryzurę". Nie, nie chcę angażować w to federalnych. Do tej pory udawało nam się odnajdywać pieniądze, możemy to zrobić po raz kolejny…
Okej, okej, a więc to nie jest zadanie na jeden dzień. Dam wam jeszcze dwie godziny… Wiem, więc bierzcie się do roboty.
D.D. zatrzasnęła telefon, marszcząc brwi.
Złe wieści? zapytał Miller. Niespokojnie muskał wąsy. Wyraźnie nie lubił telewizyjnych reflektorów, tak jak i ona. Zatrzymali się po zejściu ze schodków werandy, nie chcąc, aby usłyszeli ich dziennikarze, którzy wykrzykiwali już swoje pytania.
Cooper natrafił na problem podczas śledzenia mąjtku Jonesów wyjaśniła D.D. Z tego, co zrozumiałam, pieniądze przelano na obecne konto Jonesa z rachunku zagranicznego, a zagraniczne banki mocno niechętnie udzielają informacji. Według Coopera musimy najpierw postawić Jonesa w stan oskarżenia, a wtedy banki mogą się przychylić do naszej prośby. To jasne, że musimy wyśledzić te pieniądze, aby ujawnić prawdziwą tożsamość Jonesa, a potem postawić go w stan oskarżenia. W tej chwili jeden zero dla niego.
No to klops.
Przewróciła oczami i przygryzła dolną wargę.
Mam wrażenie, jakbyśmy grali w kiepskim odcinku Prawa i porządku.
Jak to?
Popatrz na naszą listę podejrzanych: mamy tajemniczego męża, który najprawdopodobniej para się internetową pornografią, sąsiada, który jest zarejestrowanym przestępcą seksualnym, trzynastoletniego ucznia, który kocha się w zaginionej nauczycielce, stanowego technika komputerowego, który jest mocno zaangażowany w nasze dochodzenie, no i jeszcze ojca ofiary, który mógł, ale nie musiał wiedzieć o tym, że w dzieciństwie była dręczona, i któremu bardzo zależy, aby tego nie rozgłaszać.
Może jest tak, jak w tym starym filmie: Morderstwo w Orient Expressie. Wszyscy to zrobili. Fajnie by było.
Spojrzała na niego z ukosa.
Masz dziwne poczucie humoru, Miller.
Hej, to na skutek tej pracy.
Kiedy ma się wątpliwości, lepiej, aby to inni mówili. D.D. chciała ponownie przesłuchać Ree, ale Marianne Jackson jej to odradziła. Trzy przesłuchania podczas trzech kolejnych dni nie tylko okazałyby się dla dziecka nadmiernie obciążające, ale wyglądałyby na wymuszanie zeznań. Nawet gdyby Ree rzeczywiście powiedziała coś przydatnego, dobry adwokat przekonałby ławę przysięgłych, że została do tego zmuszona. Musieli dać dziewczynce jeszcze jeden dzień; a najlepiej, gdyby pojawiły się jakieś nowe dowody uzasadniające trzecie przesłuchanie. Wtedy byliby kryci.
Tak więc D.D. i Miller zajęli się listą podejrzanych. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin przesłuchali Jasona Jonesa, Ethana Hastingsa, Aidana Brewstera i Wayne'a Reynoldsa i został im teraz sędzia Maxwell Black. Stał właśnie po przeciwnej stronie ulicy postępował z dziennikarzami mniej więcej tak, jak polityk z grupą zamożnych ofiarodawców.
D.D. ogarnął niepokój. Facet nie widział córki od pięciu lat, dowiaduje się o jej zaginięciu, więc wsiada w samolot i przylatuje do Bostonu, aby uśmiechać się do aparatów i wymieniać uściski dłoni z miejscowymi dziennikarzami newsowymi?
Sędzia sprawiał wrażenie zrelaksowanego. Miał na sobie wytworny jasnoniebieski garnitur, a do niego pastelowo różowy krawat i jedwabną chusteczkę w identycznym kolorze, wystającą z butonierki.
Wypisz wymaluj dżentelmen z Południa. No i jeszcze to przeciąganie samogłosek, które brzmiało tak gładko i miękko w krainie połykanego „r" i gardłowego „a".
Gdy zbliżyli się do wozów transmisyjnych, Miller pozostał z tyłu, pozwalając jej objąć prowadzenie.
D.D. ruszyła do boju.
Pani detektyw, pani detektyw zaczęły hordy.
Sierżant warknęła D.D. Chociaż tyle mogli zapamiętać.
Jakieś wieści dotyczące miejsca pobytu Sandy?
Zamierzacie aresztować Jasona?
Jak się trzyma mała Ree? Jej wychowawczyni mówi, że od środy nie chodzi do przedszkola.
Czy to prawda, że Jason nie pozwalał Sandy na kontakty z jej ojcem?
D.D. spojrzała na Maxwella Blacka. To dobremu sędziemu mogli podziękować za tę ciekawostkę.
Zignorowała dziennikarzy, stanowczym gestem położyła dłoń na ramieniu Maxwella i odsunęła go od lasu mikrofonów, aparatów i kamer.
Sierżant D.D. Warren, a to detektyw Miller. Chcielibyśmy zamienić z panem kilka słów, jeśli można.
Sędzia nie zaprotestował. Skinął jedynie głową i pomachał na pożegnanie nowym znajomym ze świata mediów. D.D. pomyślała z irytacją, że ten człowiek musi się dobrze bawić na sali sądowej. Jak wielki mistrz cyrku o trzech arenach.
Podeszła z nim do Millera i udali się razem do ich samochodu, a w ślad za nimi dziennikarze próbujący wyłapać choć kilka słów, jakiś smakowity kąsek. Że Sandra nie żyje. Że aresztowano jej męża. A być może policja chciała przesłuchać ojca Sandy jako kolejną osobę podejrzaną.
Maxwell usiadł na tylnej kanapie samochodu D.D. i ruszyli. D.D. naciskała klakson i próbowała się zachować jak Britney Spears, kierując się prosto na nogę najbliższego fotografa. Kamerzyści natychmiast się odsunęli i udało jej się przejechać bez żadnego wypadku. Nawet ją to rozczarowało.
Jesteście detektywami prowadzącymi sprawę zaginięcia mojej córki odezwał się przeciągle Maxwell.
Tak, proszę pana.
Doskonale. Czekałem na to, aby z wami porozmawiać. Mam pewnie informacje dotyczącego mego zięcia. Począwszy od tej, że nie nazywa się Jason Jones.
Zawieźli sędziego na komisariat. Tam właśnie powinno się przeprowadzać przesłuchania, a skoro nie udało się tego załatwić z Jasonem Jonesem, D.D. cieszyła się, że przynajmniej w przypadku jednej osoby postępują zgodnie z protokołem. Pokój przesłuchań był mały, a kawa paskudna, lecz Maxwell Black uśmiechał się czarująco nawet wtedy, gdy usiadł na twardym metalowym krześle wciśniętym między stół a białą ścianę. Równie dobrze mogli go zaprosić do swej podmiejskiej posiadłości.
Sędzia niepokoił D.D. Był zbyt pewny siebie, zbyt spokojny. Jego córka zaginęła. Znajdował się na komisariacie policji w dusznym pokoju. Powinien się trochę pocić. Tak reagowali normalni ludzie, nawet ci niewinni.
D.D. niespiesznie usiadła, wyjęła żółty notes, po czym na środku stołu położyła niewielki dyktafon.
Miller rozsiadł się na metalowym krześle i skrzyżował ramiona na piersi. Wyglądał na znudzonego.
Taka strategia zawsze się przydawała w kontaktach z człowiekiem, który lubi być w centrum uwagi, tak jak sędzia Black.
No więc kiedy przyleciał pan do Bostonu? Ton głosu D.D. był neutralny. Zwykłe policyjne pogaduszki.
Wczoraj wczesnym popołudniem. Podczas picia porannej kawy zawsze oglądam wiadomości.
Proszę sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy na ekranie telewizora zobaczyłem zdjęcie Sandy. Od razu wiedziałem, że to jej mąż zrobił coś strasznego. Wypadłem z kancelarii i pojechałem prosto na lotnisko. Zostawiłem na biurku kawę i wszystko inne.
D.D. demonstracyjnie wyjęła kilka długopisów.
To znaczy ma pan na sobie ten sam garnitur co wczoraj? zapytała, dlatego że nie pasował jej do tego, co zapamiętała z telewizyjnych wiadomości.
Zabrałem z domu kilka rzeczy przyznał sędzia. Miałem przeczucie, że to nie będzie krótka podróż.
Rozumiem. Zobaczył więc pan w telewizji zdjęcie córki, następnie wrócił do domu, aby się spakować, może nieco posprzątać…
Mam gosposię, która się tym zajmuje, proszę pani. Zadzwoniłem do niej z samochodu, wszystko dla mnie naszykowała i oto jestem.
Gdzie się pan zatrzymał?
Naturalnie Ritz Carlton. Uwielbiam ich herbatę.
D.D. zamrugała oczami. Może nie była wystarczająco południowa, ponieważ przy wyborze hotelu nigdy dotąd nie kierowała się smakiem serwowanej w nim herbaty.