Kiedy byłam mała, wierzyłam w Boga. Każdego ranka, gdy się budziłam i mój ojciec nadal żył,uznawałam to za Jego dzieło. Dopiero, kiedy dorosłam, zaczęłam w pełni rozumieć niedzielneporanki w domu rodziców. Dotarło do mnie, że fakt, iż mój ojciec żył, nie miał nic wspólnego z woląBoga. To była oznaka woli mamy. Nigdy nie zabiła ojca, ponieważ nie chciała, aby umarł.
Nie, celem mamy było dręczenie ojca. Sprawianie, aby każdą chwilę swego życia odczuwał niczymcałą wieczność w piekle.
Mój ojciec żył, ponieważ według mamy śmierć byłaby dla niego zbyt dobra.
Znaleźliście Pana Smitha?
Słucham?
Znaleźliście Pana Smitha? Mojego kota. Mamusia poszła go rano szukać, ale jeszcze nie wróciła.
D.D. zamrugała kilka razy oczami. Właśnie otworzyła drzwi na górze schodów prowadzących do piwnicy i przekonała się, że naprzeciwko niej stoi bardzo poważna czterolatka z kręconymi włosami.
Wyglądało na to, że Clarissa Jones się obudziła i to ona prowadziła teraz śledztwo.
Rozumiem.
Ree?
Ciszę przerwał męski baryton. Ree posłusznie się odwróciła, a D.D. podniosła wzrok i zobaczyła, że w holu stoi Jason Jones i przygląda się uważnie im obu.
Chcę Pana Smitha powiedziała płaczliwie Ree.
Jason wyciągnął rękę i dziewczynka podeszła do niego. Nie odzywając się ani słowem do D.D., po prostu zniknął z powrotem razem z córką w pokoju dziennym.
D.D. i Miller weszli tam za nim. Miller skinął lekko głową, odprawiając umundurowanego funkcjonariusza stojącego na straży.
W niewielkim pomieszczeniu stała dwuosobowa mała sofa, dwa drewniane krzesła, skrzynia przykryta papierową serwetką w koronkowy wzór służąca także jako stolik, a w rogu niewielki telewizor. Resztę pokoju zajmowały dziecięcy stolik i rząd pojemników, w których mieściło się wszystko, od stu kredek do kilkunastu lalek Barbie. Sądząc po zabawkach, czteroletnia Ree lubiła kolor różowy.
D.D. nie spieszyła się. Rozglądała się uważnie po pokoju, zatrzymując wzrok na ustawionych na gzymsie kominka ziarnistych zdjęciach oprawionych w ramki: fotografia przedstawiająca niemowlę, tę samą dziewczynkę jedzącą, stawiającą pierwsze kroki, pierwszy raz jadącą na rowerku. Na zdjęciach nie było żadnych innych członków rodziny. Żadnych oczywistych śladów istnienia babć, dziadków, cioć, wujków. Jedynie Jason, Sandra i Ree.
Dostrzegła fotkę małego berbecia ściskającego w objęciach niezwykle tolerancyjnego rudego kota i uznała, że to zapewne sławny Pan Smith.
Przesunęła spojrzenie na kosze z zabawkami, zerkając na stolik, na którym leżała niedokończona kolorowanka z Kopciuszkiem i dwiema myszkami. Normalne rzeczy, pomyślała. Normalne zabawki, normalne przedmioty, normalne meble normalnej rodziny w normalnym domu w południowym Bostonie.
Tyle że ta rodzina nie była normalna, w przeciwnym razie jej, D.D, by tutaj teraz nie było.
Raz jeszcze przeszła obok koszy, starając się objąć spojrzeniem Jasona Jonesa i nie odwracając się przy tym w jego stronę. Większość mężczyzn byłaby w tej chwili mocno ożywiona. Jego żona zaginęła.
Policja panoszy się w jego domu, naruszając jego prywatną przestrzeń, biorąc do ręki osobiste zdjęcia jego rodziny, a obecna jest przy tym czteroletnia córka.
Nie czuła z jego strony niczego. Absolutnie niczego.
Było niemal tak, jakby w ogóle nie znajdował się w tym pomieszczeniu.
W końcu się odwróciła. Jason Jones siedział na sofie, obejmując ramieniem córkę. Spojrzenie miał
utkwione w ciemnym ekranie telewizora. Z bliska jednodniowy zarost, ładnie umięśniony tors podkreślony prostą bawełnianą koszulką w kolorze granatowym. Był kochankiem, ojcem i chłopakiem z sąsiedztwa trzy w jednym. Był erotycznym snem prezenterki wieczornych wiadomości.
Miller miał rację jeśli nie znajdą Sandry Jones przed pojawieniem się pierwszego wozu transmisyjnego, będą mieli przechlapane.
D.D. uniosła jedno drewniane krzesło i ustawiła je na przeciwko sofy, po czym usiadła na nim. Miller z kolei wtopił się w tło. Tak jest lepiej w przypadku zagajania rozmowy z dzieckiem. Dwóch policjantów mogło wywrzeć nacisk na opornego męża. Dla niespokojnego malucha byłoby to jednak zbyt wiele.
Spojrzenie Jasona Jonesa w końcu przesunęło się na nią i zatrzymało na jej twarzy. D.D. wbrew sobie niemal zadrżała.
Jego oczy były puste miała wrażenie, że wpatruje się w pozbawione gwiazd niebo. Tylko dwa razy miała okazję widzieć takie spojrzenie. Raz podczas przesłuchania psychopaty, który przy użyciu kuszy położył kres nieudanej relacji biznesowej poprzez dokonanie egzekucji na swoim wspólniku i całej jego rodzinie. Drugi raz podczas przesłuchania dwudziestosiedmioletniej Portugalki, którą przez piętnaście lat zamożna para z Bostonu przetrzymywała jako seksualną niewolnicę w swej elitarnej kamienicy z elewacją z piaskowca. Dwa lata później ta kobieta już nie żyła. Wyszła na ulicę prosto pod nadjeżdżające samochody na Storrow Drive. Świadkowie twierdzili, że w ogóle się nie zawahała. Po prostu zeszła z krawężnika prosto pod koła toyoty highlander.
Chcę mojego kota odezwała się Ree. Wyprostowała się na sofie, odsuwając lekko od ojca. Nie próbował przyciągnąć jej z powrotem.
Kiedy po raz ostatni widziałaś Pana Smitha? zapytała D.D.
Wczoraj wieczorem. Kiedy położyłam się spać. Pan Smith zawsze śpi ze mną. Najbardziej podoba mu się w moim pokoju.
D.D. uśmiechnęła się.
Mnie też się podoba twój pokój. Te kwiatki i ładne motyle. Pomagałaś je malować?
Nie. Nie umiem. Zrobili to mamusia z tatusiem. Mam cztery lata i dziewięć miesięcy, wiesz? Ree dumnie się wyprostowała. Jestem już duża, więc na czwarte urodziny dostałam pokój dużej dziewczynki.
Masz cztery lata? No coś ty, powiedziałabym, że pięć albo nawet sześć. Ciekawa jestem, co jesz, bo jesteś strasznie wysoka jak na czterolatkę.
Ree zachichotała. Jej ojciec nie odezwał się ani słowem.
Lubię makaron z serem. To moje najbardziej ulubione jedzonko na całym świecie. Mamusia pozwala mi to jeść, jeśli zjem też parówki z indyka. Mówi, że potrzebuję białka. Jeśli zjem dużo białka, to na deser dostaję ciasteczka Oreo.
To właśnie jadłaś wczoraj wieczorem?
Jadłam makaron z serem i jabłka. Bez ciasteczek. Tatuś nie miał czasu, żeby iść do sklepu.
Posłała ojcu wymowne spojrzenie i po raz pierwszy Jason Jones ożył. Zmierzwił córce włosy, a w jego spojrzeniu miłość mieszała się z instynktem opiekuńczym. Następnie odwrócił się od niej i, jakby włączono przycisk, powróciło to martwe spojrzenie.
Kto dał ci wczoraj kolację, Ree?
Mamusia daje mi kolację, tatuś daje mi lunch. Na lunch jem kanapkę z masłem orzechowym i dżemem, ale bez ciasteczek. Nie mogę jeść cały czas ciasteczek. Głos Ree zabrzmiał nieco żałośnie.
Pan Smith lubi Oreo?
Ree przewróciła oczami. Pan Smith lubi wszystko! Dlatego jest taki gruby. Je, je i je. Mamusia i tatuś mówią: żadnego ludzkiego jedzenia dla Pana Smitha, ale jemu się to nie podoba.
Pan Smith pomógł ci wczoraj w zjedzeniu kolacji?
Próbował wskoczyć na blat. Mamusia kazała mu zmykać.
Rozumiem. A po kolacji?
Pora na kąpiel.
Pan Smith się kąpie? D.D. starała się, aby w jej głosie słychać było niedowierzanie.
Ree ponownie zachichotała.
Nie, Pan Smith jest kotem. Koty się nie kąpią. One się same myją.
Ooch. To nawet ma sens. Kto więc się kąpał?
Mamusia i ja.
Czy twoja mama zużywa całą gorącą wodę i całe mydło?