Выбрать главу

– Ani słowa – szepnął jej J.T. do ucha. – Ani jednego słowa. Nie wiem, co to za ludzie, ale na piknik tu nie przypłynęli.

Arii najbardziej zależało w tej chwili na odzyskaniu tchu. Uniosła dłoń i słabo nią skinęła. J.T. zsunął się z niej, ale nadal przyciskał ją do siebie, tak że była na wpół przygnieciona jego ciężarem.

– Nie wolno ci…

Zacisnął jej dłoń na ustach.

– Ciszej! Patrzą w tę stronę.

Odepchnęła jego rękę od twarzy i popatrzyła na przybyszy. Jeden stał na łodzi i palił papierosa, dwaj pozostali zniknęli tymczasem między drzewami, niosąc ciężką skrzynię. Wrócili z pustymi rękami.

J.T. trzymał Arię mocno, póki mężczyźni nie odpłynęli.

– Możesz już mnie puścić – powiedziała, gdy znikli za horyzontem. J.T. trzymał ją nadal. Przesuwał dłoń w stronę jej biodra.

– Co za bieliznę miałaś przedtem na sobie? Różnica jest kolosalna.

Wychowanie matki nie przygotowało Arii na takie sytuacje. Zareagowała więc zgodnie z głosem kobiecego instynktu: wbiła mężczyźnie łokieć między żebra, przetoczyła się na bok i poderwała się.

J.T. leżał na ziemi, rozcierając bok.

– Jak zaczynasz przyzwoicie wyglądać, to czuję, że jestem tu już za długo. Wracaj do obozu.

– Co jest w skrzyni, którą zostawili ci mężczyźni?

– O, księżniczka jest ciekawska. Szkoda, że nie pozwoliłem ci zakazać im zaśmiecania twojej wysepki.

– Ta wysepka należy do Stanów Zjednoczonych – powiedziała zmieszana.

– Chodź – jęknął. – Czy w twoim kraju ludzie w ogóle nie mają poczucia humoru? – Ruszył brzegiem. Aria podążyła za nim.

– Nie wtedy, gdy się ich więzi – odparła. – Trzymaj ręce z dala ode mnie.

– Ktoś powinien był położyć na tobie ręce już dawno temu. Ile masz lat?

– Nie sądzę… – Westchnęła. – Dwadzieścia cztery.

– W Stanach Zjednoczonych to już wiek staropanieński. Jaki jest ten hrabia, który ma zostać twoim mężem?

– Jest spokrewniony z angielską i norweską rodziną królewską.

– Rozumiem. Będziesz hodować smarkacze czystej krwi. Czy z tobą też jest spokrewniony?

Nie podobał jej się ton tego człowieka.

– Bardzo daleko. Jesteśmy kuzynami w czwartym pokoleniu.

– Czyli zidiociało potomstwo wam nie grozi. Kto go wynalazł?

– Poruczniku Montgomery, stanowczo nie odpowiadają mi takie osobiste pytania.

– Próbuję się czegoś dowiedzieć o twoim kraju, zwyczajach i takich tam. Ciebie nie interesują Amerykanie?

– Studiowałam wasze zwyczaje. Pielgrzymi przybyli tutaj w siedemnastym wieku, wszystkich Teksańczyków zabito pod Alamo, władzę macie konstytucyjną, wasze…

– Miałem na myśli nas, ludzi.

Przez chwilę milczała.

– Amerykanie wydają mi się bardzo dziwni. Jak dotąd nie jest to dla mnie najprzyjemniejsza podróż.

Parsknął śmiechem. Przystanęli w miejscu, gdzie niedawno przybiła do brzegu łódź.

– Nie ruszaj się stąd. Nie żartuję, naprawdę masz się nie ruszać. – Znikł między drzewami i wrócił w chwilę później. – Kradzione wyposażenie marynarki. Jest tu cały magazyn. Na pewno sprzedają to potem na czarnym rynku.

– Czarny rynek?

Chwycił ją za ramię.

– Zabierajmy się stąd. Tamci mogą tu jeszcze dziś w nocy parę razy przypłynąć. Jak wrócę na ląd, dam znać, komu trzeba.

Aria wyrwała się z jego uścisku i ruszyła przed nim brzegiem.

– Tylko królom wolno chodzić z tobą, co? Powiedz mi, czy ten hrabia Juliusz chadza razem z tobą.

Przystanęła i zmierzyła go morderczym spojrzeniem.

– Hrabia Julian, nie Juliusz. I nie. Nie pokazuje się ze mną publicznie.

Odwróciła się i ruszyła dalej.

– A jak już będzie twoim mężem i królem?

– Nie będzie królem, chyba że wydam taki dekret, a tego nie zrobię. Zostanę królową, a on księciem małżonkiem.

– Jeśli nie będzie królem, to po co się z tobą żeni?

Aria zacisnęła dłonie w pięści. Przy tym człowieku zdarzało jej się zapomnieć, że nie wolno okazywać uczuć.

– Lankonia – odpowiedziała krótko. – Poza tym mnie kocha.

– Po czterech spotkaniach?

– Trzech – poprawiła. – Na więcej pytań nie odpowiem. W waszych bibliotekach na pewno są jakieś książki o Lankonii. Co podasz na obiad?

– Przygotujemy seviche. Razem! Kroiłaś kiedyś cebulę, księżniczko? Nie? Zobaczysz, spodoba ci się to zajęcie.

4

Aria powąchała dłonie. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek wydzielały tak odrażającą woń. Cały ocean nie wystarczyłby do zmycia z nich potwornego smrodu cebuli. Odwróciła się z powrotem do obozowiska i zobaczyła porucznika Montgomery’ego, który układał się w hamaku na nocny spoczynek. Dla niej miejsca nie było.

– Gdzie mam spać?

Nawet nie otworzył oczu.

– Gdzie chcesz, księżniczko. Jesteśmy w wolnym kraju.

Robiło się chłodno. Roztarła ramiona.

– Chciałabym spać w hamaku.

Wyciągnął ramię, nie podnosząc bynajmniej powiek.

– Czuj się zaproszona, dziecino.

Aria westchnęła.

– Jak rozumiem, nie mam co liczyć na to, że zostawisz hamak tylko dla mnie.

– Zdecydowanie nie. Przypłynąłem tu przygotowany na jednego obozowicza. Jest jedno miejsce do spania i jeden koc. Ale możesz z tego korzystać do spółki ze mną, proszę bardzo. Zapewniam, że będę spał i nie mam nic innego w głowie.

Aria usiadła na ziemi i oparła się plecami o pień drzewa. Czuła, że z każdą chwilą noc staje się chłodniejsza. Znad oceanu powiała bryza. Dziewczyna miała już gęsią skórkę Ina ramionach. Popatrzyła na J.T., który przysypiał w rozkosznym cieple hamaka. Zamknęła oczy i znów oparła się o pień, ale nie mogła się odprężyć – szczękały jej zęby. Wstała i obeszła polanę.

Gdy znów spojrzała w stronę hamaka, J.T. zdawał się spać, ale zapraszająco wyciągnął ku niej ramię. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wspięta się do hamaka i ułożyła obok. Próbowała odwrócić się do niego tyłem, ale w hamaku leżeli tuż obok siebie, więc w sztywnej, skulonej pozycji szybko rozbolały ją plecy.

– Przepraszam – powiedziała takim tonem, jakby potrąciła go na ulicy, odwróciła się i ułożyła mu głowę na ramieniu. Próbowała zebrać poły jego koszuli, ale materiał zaczepił się gdzieś pod spodem, więc zrezygnowała. Była zmuszona przytulić głowę do obnażonego męskiego torsu. O dziwo, wcale nie było to nieprzyjemne.

J.T. objął ją i cicho zachichotał. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co w tej chwili robi. Ekstremalna sytuacja zmusiła ją do podjęcia ekstremalnych środków. Poza tym naprawdę było jej przyjemnie przy tym olbrzymim, ciepłym ciele. Ułożyła nogi wzdłuż nóg porucznika, a po chwili przerzuciła jedną łydkę na drugą stronę. Westchnęła z zadowolenia i zasnęła.

Obudź się, już rano. – Kwaśny głos powiedział jej to prosto do ucha. Nie miała ochoty się budzić, więc tylko mocniej przytuliła się do mężczyzny.

Chwycił ją za ramiona, odepchnął i wlepił w nią wzrok.

– Powiedziałem ci, wstawaj! I zwiąż sobie włosy, bo są rozpuszczone.

Była jeszcze na wpół uśpiona. Uchyliła powieki i zobaczyła, że istotnie, włosy spadają jej na ramiona.

– Dzień dobry.

W chwilę później J.T. wypchnął ją z hamaka na ziemię. Szeroko otworzyła oczy i zaczęła rozcierać stłuczone pośladki.

– Jesteś najbardziej tępą kobietą, jaką w życiu spotkałem – mruknął zirytowany. – Czy nigdy nie chodziłaś do szkoły i nie uczyłaś się o pszczółkach?