– Czyżbyś zawsze mi zazdrościła, Cissy? – spytała zdumiona, używając zdrobnienia przyjętego w królewskiej rodzinie.
Przyjrzawszy się dokładniej fotografii, dostrzegła w tle uśmiechniętą lady Emere, ciotkę Cissy. Ciotka Emere wyraźnie sprawowała ochronę nad Cissy, prawdopodobnie utrzymywała na dystans resztę dworu, ale przecież ktoś musiał nabrać podejrzeń.
– Czy nikt nie wie, że to nie ja? – spytała Aria, powstrzymując łzy cisnące się do oczu.
Wróciła do łóżka, ale nie spała dobrze. Ranek przyniósł kolejne problemy. Kobieta najęta na pokojówkę wymówiła Pracę, kiedy Aria wystawiła nogę i czekała na nałożenie jej Pończochy, więc dalszy ciąg ubierania zajął Arii trzy godziny. Była bardzo zadowolona, że ma czarny kapelusz z woalką, który ukrył wynik jej żałosnych wysiłków nad sporządzeniem fryzury.
Po wyjściu z hotelu poważnie straciła na pewności siebie, ale mimo to trzymała głowę wysoko i plecy wyprostowane. Idąc przez hotelowy hol, znowu słyszała ciche gwizdnięcia mężczyzn, lecz zignorowała to zachowanie.
Portier był osobą, którą Aria rozumiała. Powiedziała mu, że chce się widzieć z generałem Brooksem. Mężczyzna zagwizdał i podjechała taksówka; Aria wskazała długiego, czarnego Cadillaca z szoferem opartym o maskę. – Chcę taki samochód. – Portier przeszedł wśród pojazdów i zamienił kilka słów z kierowcą, który skinął głową.
– Zawiezie panią do Pentagonu.
Aria nauczyła się już, że każdy Amerykanin oczekuje pieniędzy za wszystko, co robi. Wręczyła banknot z dwoma zerami portierowi, który odpowiedział ceremonialnym skłonem głowy i otworzył przed nią drzwi limuzyny. Aria rozparła się na tylnym siedzeniu i zamknęła oczy. Pierwszy raz od czasu porwania poczuła się jak w domu.
Po przyjeździe na miejsce kierowca otworzył przed nią drzwiczki samochodu, a potem przytrzymał jej drzwi do wnętrza Pentagonu.
– Już mi zapłacono – powiedział spokojnie, gdy chciała ofiarować mu jeden z nielicznych pozostałych jej banknotów. Uśmiechnęła się do niego, zadowolona, że doświadcza uprzejmości od Amerykanina.
Czas spędzony w samochodzie był jednak tylko ciszą przed burzą. Żadne dotychczasowe doświadczenia nie przygotowały jej do widoku wnętrza Pentagonu podczas wojny. Wszyscy ludzie gonili tam i z powrotem, maszyny coś drukowały, ludzie wykrzykiwali rozkazy, z radia głośno płynęły wiadomości. Zatrzymała się przy jakimś biurku i spytała o generała Brooksa.
– Tam – powiedziała kobieta, w której ustach tkwił ołówek. – Niech pani spyta tam.
Aria przeszła korytarzem i ponownie spytała o generała.
– Nie jestem jego sekretarką – burknął mężczyzna. – Nie wie pani, że jest wojna?
Aria pytała pięć osób i każda odsyłała ją do następnej. Dwa razy ruszała jakimś korytarzem i strażnik zaczynał mierzyć do niej z pistoletu. Ktoś kazał jej przyjść za tydzień. Kto inny kazał jej wrócić po wojnie. Jeszcze kto inny złapał ją za ramię i wyprowadził na parking.
Wygładziła kostium i kapelusz, po czym wróciła do wnętrza. Jeśli Amerykanie nie chcieli usłyszeć prawdy, to należało ich zainteresować czymś zmyślonym. Wyszła na sam środek najbardziej zatłoczonego pomieszczenia i powiedziała normalnym głosem:
– Jestem niemieckim szpiegiem, ale zdradzę moje tajemnice tylko generałowi Brooksowi.
Ludzie jeden po drugim przerywali swojo zajęcia i wlepiali w nią wzrok.
Po sekundzie śmiertelnej ciszy rozpętało się piekło. Otoczyli ją żołnierze z bronią gotową do strzału, którzy wypadali z wszystkich możliwych korytarzy.
– Nie dotykajcie mnie – wykrzyknęła, gdyż mężczyźni wyciągali do niej ręce próbując ją złapać.
– Wiedziałam, że jest Niemką, od pierwszej chwili, jak ją zobaczyłam. – Aria usłyszała głos jakiejś kobiety.
Pociągnięto ją długim korytarzem. Ludzie wytykali głowy z pomieszczeń znajdujących się po drodze, żeby na nią popatrzeć. Aria była zadowolona, że kapelusz zasłonił jej połowę twarzy. Nigdy więcej nie wyjadę z Lankonii, przysięgła sobie w duchu. Minęły wieki, nim żołnierze posadzili ją w końcu na krześle.
– No, to popatrzmy na nią – powiedział ktoś bardzo rozeźlony.
Aria uniosła głowę i zsunęła kapelusz na tył głowy. Ujrzała generała Brooksa.
– Jak to miło znowu pana zobaczyć, generale – odezwała się, jakby spotkali się na uroczystym przyjęciu, i wyciągnęła do niego rękę.
Generał Brooks wytrzeszczył oczy.
– Wszyscy wyjść! – nakazał żołnierzom stłoczonym w pokoju.
– Ona może być niebezpieczna – powiedział mężczyzna celujący do Arii z paskudnego czarnego pistoletu.
– Jakoś sobie z nią poradzę – odrzekł sarkastycznie generał. Gdy zostali sami, zwrócił się do Arii. – Witam waszą wysokość. – Ujął jej dłoń, leciutko dotykając palców. – Ostatnio, jak słyszałem, wasza wysokość była w Wirginii.
– Nie ja, tylko ktoś bardzo do mnie podobny.
Generał przyglądał jej się długą chwilę.
– Każę podać herbatę i porozmawiamy.
Aria zjadła wszystko, co było na tacy, potem przyniesiono lunch, a generał wciąż zadawał jej pytania. Kazał jej opisać ich spotkanie w Lankonii z dokładnością niemal co do minuty. Chciał wiedzieć absolutnie wszystko, co mogłoby dać mu pewność, że ma do czynienia z prawdziwą lankońską księżniczką.
O drugiej generał zaprowadził ją do saloniku, w którym mogła trochę odpocząć. O wpół do czwartej wprowadzono ją do sali, gdzie czekało już czterech generałów oraz dwóch ludzi w cywilnych ubraniach. Musiała opowiedzieć jeszcze raz wszystko do początku.
Przez cały ten czas nie okazywała zniecierpliwienia, złości, zmęczenia. Rozumiała powagę sytuacji. Gdyby ci ludzie jej nie uwierzyli i w związku z tym odmówili pomocy w powrocie do ojczyzny, straciłaby wszystko. Tożsamość, lud, który kochała, i swoje poczucie przynależności do narodu. A Lankonia miałaby fałszywą królową, kobietę zżeraną zazdrością, która na pewno chciała czegoś innego niż dobro Lankonii.
Aria usiadła wyprostowana i odpowiedziała na pytania. A potem znowu i znowu.
O dziesiątej wieczorem odesłano ją pod strażą do hotelu. Kobieta w mundurze przygotowała dla niej kąpiel i, z czego Aria świetnie zdawała sobie sprawę, zabrała się do przeszukiwania jej nowych rzeczy. Aria siedziała więc w wannie, póki skóra nie zaczęła jej się marszczyć, żeby dać kobiecie jak najwięcej czasu. O północy mogła wreszcie położyć się do łóżka.
Wielką salę w Pentagonie wypełniał niebieskawy dym z cygar i papierosów. Na mahoniowym stole stały liczne opróżnione szklanki, popielniczki z niedopałkami i okruchy po posiłku, złożonym z wyschniętych kanapek. Najsilniej wyczuwało się w powietrzu mieszaninę potu i złości.
– Nie podoba mi się to! – krzyknął generał Lyons, przesuwając wargami niedopałek cygara z jednego kącika ust do drugiego.
– Myślę, że mamy aż nadto dowodów, że ona mówi prawdę – powiedział z przekonaniem członek Kongresu Smith. Jako jedyny z sześciu mężczyzn wyglądał jeszcze dość świeżo, lecz mimo to miał już ciemne półkola pod oczami. – Widzieliście bliznę na jej lewej ręce? Mamy w aktach informację, że w wieku dwunastu lat spadla z konia na polowaniu.
– Ale kto wie, która z księżniczek jest lepsza dla Stanów Zjednoczonych? – Generał O’Connor włączył się do rozmowy. – Lankonia nie ma dla nas szczególnie wielkiego znaczenia oprócz tego, że akurat w tej chwili potrzebujemy wanadu. Jeśli fałszywa księżniczka zechce dać nam wanad, to nie sądzę, żebyśmy mieli powód mieszać się do tej historii.