Выбрать главу

Najpierw jednak czekała ją noc poślubna. Matka opowiedziała jej o tej nocy, wyjaśniła, co wtedy robi mężczyzna i jak prowadzi go do tego żądza, której kobieta nie odczuwa. Należało zawsze wyglądać przy mężu jak najbardziej pociągająco i rozbudzać ową żądzę. Celem było wszak przedłużenie ciągłości rodu.

I oto poślubna noc nadchodziła. Naturalnie Aria wyszła za mąż za prawie obcego człowieka, ale tego zawsze się spodziewała. Może po dzisiejszej nocy porucznik Montgomery przestanie być dla niej taki ordynarny. Może nazajutrz rano uklęknie przy jej łóżku, pocałuje ją w rękę i będzie błagał o wybaczenie za straszne rzeczy, które jej mówił. Może po tej nocy…

Nie zauważyła, że samochód przystanął, póki kierowca nie otworzył przed nią drzwi. Byli znów w jej hotelu. Wysiadła i odczekała, aż kierowca otworzy drzwi również przed jej mężem. Musiał złapać J.T, który o mało nie upadł.

– Jesteśmy na miejscu, panie poruczniku – powiedział kierowca.

J.T. popatrzył na hotel mętnym wzrokiem, jakby nigdy przedtem go nie widział.

– To dobrze – powiedział niewyraźnie i wszedł do środka, zostawiając Arię na chodniku. Po kilku sekundach wrócił, chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą.

– Który masz pokój?

– Różowy.

J.T. gwałtownie przystanął i popatrzył na żonę. Oczy miał silnie zaczerwienione, a broda rosła mu z każdą minutą.

– Jak znajdujesz swój pokój po powrocie do hotelu?

– Muszę iść tam. – Wskazała recepcję. – Czasem trochę czekam i ktoś mnie potem odprowadza.

– Nie dali ci klucza?

– Klucza do miasta? Nie, nikt o tym nie wspominał.

J.T. na moment zamknął oczy.

– Zostań tutaj i nigdzie nie odchodź, rozumiesz?

Skinęła głową i odwróciła się, żeby nie widział, jak się uśmiecha. Wyraźnie nie chciał, żeby się od niego oddalała.

Po krótkiej dyskusji w recepcji i wymianie uścisku dłoni z panem Cattonem J.T. wrócił i zaprowadził Arię do windy.

– Jeszcze nigdy się tak nie cieszyłem na myśl o łóżku – powiedział, gdy drzwi się zamknęły.

Aria znów się uśmiechnęła.

J.T. otworzył drzwi apartamentu i wszedł do środka, zastawiając ją na zewnątrz. W chwilę później wystawił ramię przez próg, chwycił ją za rękę i wciągnął do wnętrza. Zamykając drzwi, stał tuż obok niej, więc Aria skromnie spuściła wzrok. Zostali sami.

J.T. ziewnął i przeciągnął się.

– Łóżko. Widzę łóżko – powiedział, chwiejnym krokiem przemierzył salon i znalazł się w sypialni. Zdjął jeden but, opadł na pościel i zasnął.

Aria wciąż jeszcze stała przy drzwiach. Odczekała kilka minut, ale ponieważ nie usłyszała żadnego dźwięku z sypialni, ostrożnie przeszła przez salon. Porucznik Montgomery już leżał. Wydawał się uśpiony, lecz Aria wiedziała, że na nią czeka.

– Zaraz… zaraz się przygotuję – szepnęła i podeszła do komódki po nocną koszulę.

Natychmiast stwierdziła, że nie ma stosownej kreacji na noc poślubną. Taka noc zdarza się przecież tylko raz w życiu kobiety, Aria chciała więc wyglądać jak najpiękniej.

Zerknęła na J.T. i nabrała podejrzeń, że jej mąż może naprawdę spać. Po chwili przekręcił się bowiem na bok i wydał z siebie coś jakby chrapnięcie.

Zerknąwszy na budzik przy łóżku, Aria stwierdziła, że jest dopiero czwarta po południu. Może powinna wybrać się do jednego z tych amerykańskich sklepów, które widziała po drodze, i kupić sobie stosowną koszulę nocną, która nie pozwoli mężowi zasnąć.

Ukradkiem opuściła pokój, sprawdziwszy uprzednio, czy ma w torebce czystą chusteczkę do nosa. Z zielonych papierków, które dał jej porucznik Montgomery, nic już nie zostało.

Zrobiła to samo, co zawsze, gdy chciała wyjść: spytała o pana Cattona, który sprowadził dla niej taksówkę i zapłacił kierowcy. Miała trochę kłopotów, żeby wyjaśnić w godny sposób, dokąd chce jechać. Dyrektor musiał w końcu wezwać na pomoc jedną ze swych młodych, urodziwych pracownic i dzięki temu Aria jechała wkrótce we właściwą stronę.

Kierowca wysadził ją przed pokaźnym budynkiem. Aria nigdy dotąd nie widziała domu towarowego. Może sprawiła to jej sylwetka, a może oryginalna paryska suknia, w każdym razie trzy sprzedawczynie prawie rzuciły się na nią, oferując pomoc w zakupach. Wybrała najstarszą.

– Chciałabym obejrzeć damskie stroje nocne.

– Proszę tędy – powiedziała sprzedawczyni z poczuciem wyższości wywołanym faktem, że to ona została wybrana. W dwie godziny później była już znacznie mniej zadowolona. Aria przymierzyła wszystkie koszule nocne dostępne w stoisku i większość z nich cisnęła na podłogę. Sprzedawczyni nie nadążała już ze składaniem i jednoczesnym pomaganiem Arii we wkładaniu i zdejmowaniu następnych.

W końcu Aria zaczęła nabierać przekonania do prześlicznej, głęboko wyciętej koszuli na ramiączkach, łączącej różowy jedwabny woal z atłasem.

Sprzedawczyni odetchnęła z ulgą.

– Proszę ze mną, to zapakuję pani tę koszulę – powiedziała. Z irytacją stwierdziła jednak, że musi jeszcze pomóc Arii w ubieraniu się. Dopiero po chwili ze złością wrzuciła koszulę do pudła. – Cholera, chciała, żebym jej usługiwała, jakbym była służącą – burknęła dość głośno.

– Pst – zmitygowała ją koleżanka – bo usłyszy cię kierownik piętra.

– To niech sam się z nią męczy.

Aria wyszła z przebieralni akurat w chwili, gdy sprzedawczyni zamknęła wieczko pudła i odwróciła się po paragon. Aria wzięła pudło i ruszyła do drzwi.

– Boże – jęknęła sprzedawczyni. – Ona kradnie koszulę!

Telefon zadźwięczał jedenaście razy, zanim J.T. zbudził się dostatecznie, by podnieść słuchawkę.

– Tak, słucham – powiedział nieprzytomnie.

– Porucznik Montgomery?

– Jeśli dobrze pamiętam, to tak.

– Mówi sierżant Day z Policji Waszyngtońskiej. Mamy tu kobietę zatrzymaną za kradzież w sklepie. Mówi, że jest pańską żoną.

J.T. szerzej otworzył oczy.

– Spisaliście ją?

– Jeszcze nie. Ona twierdzi, że ma znaczenie dla czynu wojennego Stanów Zjednoczonych, no i w ogóle dużo mówi. Nie możemy skapować, o co jej chodzi. Utrzymuje też, że nie ma nazwiska i że jest królową, więc powinniśmy tytułować ją „wasza wysokość”.

J.T. przesunął dłonią po twarzy.

– Jest księżniczką, więc istotnie tytułuje się ją „wasza wysokość”.

– Jak to?

– Sierżancie, w to trudno uwierzyć, ale ona naprawdę jest ważna, przynajmniej dla kilku osób. Jeśli pan ją zamknie, może pan spowodować poważne kłopoty z rządem. Czy nie mógłby pan po prostu posadzić jej gdzieś w pokoju i dać jej herbaty? Koniecznie na spodeczku.

Sierżant przez chwilę milczał.

– Pan naprawdę ożenił się z tym stworzeniem?

– O Boże, tak. Zaraz do pana przyjadę.

– Będziemy bardzo zobowiązani, jeśli uwolni nas pan od tego kłopotu.

J.T. odłożył słuchawkę.

– A kto mnie uwolni? – mruknął pod nosem.

7

Aria siedziała na krześle w oszklonej dyżurce posterunku policji i starała się ignorować ludzi, gapiących się na nią przez szybę. W ciężkim białym kubku postawiono przed nią płyn, który podobno był herbatą. Najbardziej jednak zdumiało ją, że kubek stał na popielniczce. Nie zamierzała go dotykać.

Ostatnie kilka godzin było okropne. Ludzie dotykali jej, krzyczeli na nią, zadawali jej bez końca te same pytania i w ogóle nie wierzyli w to, co mówiła.

Prawie się ucieszyła, gdy wreszcie ujrzała za szybą nie ogoloną twarz porucznika Montgomery’ego. Omiótł ją przelotnym, gniewnym spojrzeniem i zaraz potem otoczyli go ludzie, którzy jeszcze niedawno bardzo na nią krzyczeli. Chciała zobaczyć, jak Amerykanin radzi sobie z innymi Amerykanami. Porucznik rozdał kilka zielonych papierków i podpisał jakieś białe dokumenty, przez cały czas rozmawiając z ludźmi. Aria nie słyszała jednak, o czym rozmawiają.