Najprawdopodobniej sama potrafiłaby to wszystko zrobić, gdyby tylko rozumiała, o co tym ludziom chodzi. Może być Amerykanką było w gruncie rzeczy bardzo łatwo.
Tłumek się rozstąpił i porucznik Montgomery ruszył w jej stronę.
– Chodźmy – burknął, otworzywszy drzwi. – I ani słowa, bo cię tu zostawię.
Aria wzięła pudło z nocną koszulą i z wysoko uniesioną głową opuściła dyżurkę. W drodze do hotelu porucznik się do niej nie odzywał. Przez cały czas szedł przed nią. Gdy znaleźli się w apartamencie, podszedł do telefonu.
– Służba hotelowa? – spytał. – Proszę podać kolację do prezydenckiego apartamentu. Nie, nie mam karty. Niech będzie kolacja dla czterech osób, wszystko jedno co tam macie. I butelkę najlepszego wina z waszych piwnic. Tylko szybko.
Gdy odłożył słuchawkę, Aria stała, wlepiając w niego zdumiony wzrok.
– Czy mogłabyś choć przez chwilę nie pakować się w nowe kłopoty? Teraz chcę zjeść coś przyzwoitego, wziąć prysznic i uderzyć w kimono, i wszystko będzie dobrze. Daj mi tylko tyle, to może odzyskam zdolność znoszenia tego, co wykombinujesz ty i rząd Stanów Zjednoczonych.
Aria nie zrozumiała nawet polowy tego przemówienia, wiedziała tylko, że porucznik Montgomery zamierza zjeść kolację. Spłoniła się rumieńcem. Po kolacji uczyni ją swoją żoną.
– Kobieta, która mi usługiwała, nie wróciła. Jeśli zrobisz mi kąpiel, to się przygotuję – powiedziała cicho.
– Czyżbyś jeszcze nie nauczyła się napełniać wanny? – zdumiał się szczerze. – Chodź, pokażę ci, jak się to robi.
Uśmiechnęła się niepewnie.
– Czy służące amerykańskich żon nie przygotowują im kąpieli? Może powinniśmy zadzwonić do pana Cattona i poprosić, żeby kogoś nam przysłał.
– Słoneczko, amerykańskie żony nie mają służących, a od tej pory również ty jesteś amerykańską żoną. Ubierasz się sama, kąpiesz się sama, a co więcej, zamierzam cię nauczyć, jak dbać o męża.
Aria odwróciła głowę, żeby nie zauważył jej czerwonych policzków. Był odrobinę szorstki i bardziej niż odrobinę niegrzeczny pokazując jej, jak przygotować kąpiel, ale się nauczyła. Gdy zapukała służba hotelowa, wyszedł i zostawił ją samą.
Aria spędziła w wannie dużo czasu. Najpierw się mydliła, potem rozmyślała o czekającym ją przeżyciu. Porucznik Montgomery wołał dwa razy, że stygnie jej jedzenie, ale nie pozwoliła się popędzać.
Samodzielne ubranie się nie było łatwe, ale piękną, nową koszulę nocną należało po prostu włożyć przez głowę, więc jakoś jej się udało. Od kilku minut nie słyszała żadnych odgłosów z drugiej strony drzwi, uznała zatem, że porucznik również się przygotowuje. Ostrożnie uchyliła drzwi.
W salonie stał duży stół z pozostałościami bankietu. Ten cham zjadł bez niej weselną kolację! Krzywiąc nos, spojrzała na brudną zastawę, która zdawała się jedyną pozostałością posiłku. Pan porucznik chciał ją nauczyć, jak napełniać wannę, za to ona stanowczo musiała zająć się jego manierami.
Odwróciła się w stronę sypialni. Porucznik leżał na boku po jednej stronie łóżka. Twarz miał przykrytą płachtą gazety. Nie poruszył się, gdy próbowała odchylić pościel i wejść do łóżka. Nie drgnął nawet wtedy, gdy szarpnęła za kołdrę w sposób niegodny damy.
Wzięła głęboki oddech i położyła się obok niego na pościeli. Dłonie zacisnęła w pięści.
– Jestem gotowa – szepnęła.
Nie poruszył się, więc po chwili powtórzyła to samo. Trwał w bezruchu.
Nawet jak na męża zdecydowanie przekraczał granice dobrego smaku. Aria odsunęła mu z twarzy gazetę. Spał z półotwartymi ustami. Miał nie ogolone baki i wyglądał jak miejscowy idiota.
– Jestem gotowa! – ryknęła mu prosto w twarz, tym razem całkiem nie jak księżniczka, i położyła się z powrotem.
– Gotowa? – wymamrotał na wpół przebudzony i nagle usiadł wyprostowany. – Ognia! – zakomenderował i chyba uświadomił sobie, gdzie jest. Odwróciwszy się, zmierzył wzrokiem Arię ustrojoną we frymuśną nocną koszulę.
Miała ręce wyciągnięte wzdłuż ciała, nogi sztywno wyprostowane, oczy wbite w sufit. Teraz, myślała. To jest ten moment, kiedy mężczyzna zmienia się w zwierzę. Matka uprzedzała ją, że dotyczy to absolutnie wszystkich mężczyzn, króla i kominiarza. Przyszła dla niej chwila poznania smaku tej przemocy.
– Do czego gotowa? – spytał sennie porucznik Montgomery.
– Do nocy poślubnej – odrzekła i zamknęła oczy w oczekiwaniu bólu. Czy bardzo ją skrzywdzi?
Raptownie uniosła powieki, gdy niespodzianie usłyszała jego śmiech.
– Do nocy poślubnej? – powtórzył rechocząc. – Myślisz, że ja…? Że ty i ja…? O rany, ale numer! Czy to dlatego spędziłaś pół nocy w łazience?
Śmiał się z niej.
– Posłuchaj, paniusiu. Ożeniłem się z tobą tylko dla wspomożenia kraju w wojnie. To był jedyny powód. Nie mam żadnych zamiarów związanych z twoim ciałem bez względu na to, jak fikuśnie się ubierzesz. Przede wszystkim nie chcę, żeby cokolwiek stało na przeszkodzie położeniu końca temu małżeństwu, gdy tylko z powrotem zasiądziesz na tronie. Mam wrażenie, że twój hrabia Julia mocno by się krzywił, gdybym zrobił ci bachora. Zechciej więc teraz przejść do drugiego pokoju i dać mi trochę pospać. Tylko nie wychodź z hotelu! Następnym razem wywołasz prawdopodobnie wojnę Stanów Zjednoczonych z jakimś krajem.
Aria błogosławiła lata ćwiczeń, dzięki którym umiała ukryć uczucia. Odrzucenie księżniczki miało swoją wagę, ale odrzucenie jej jako kobiety boleśnie ją zraniło.
– Zmykaj! – powiedział. – Wynocha z mojego łóżka. Idź spać do drugiego pokoju. Zadzwonię na służbę i każę przygotować dla ciebie sofę w salonie.
Wykrzesawszy z siebie tyle godności, na ile ją było stać, Aria wstała z łóżka.
– Nie, poruczniku Montgomery. Poradzę sobie sama.
Nie chciała, żeby inna kobieta dowiedziała się, jak wzgardzono nią w noc poślubną. Przeszła do salonu.
Porucznik Montgomery krzyknął głośno:
– Cholera jasna! – I trzasnął za nią drzwiami.
Przez resztę nocy Aria siedziała na sofie. Ani na chwilę nie zmrużyła oka. Myślała o wszystkim, co powinna była zrobić i powiedzieć. Najdłużej jednak rozmyślała o tym, ile trudu sobie zadała, żeby sprawić temu człowiekowi przyjemność, i jaka spotkała ją za to wzgarda.
Nienawidziła go. Nie znała dobrze tego uczucia, ale rozpoznała je bez wahania. Miała przodków, którzy ze względów politycznych zawarli małżeństwa ze znienawidzonymi ludźmi. W osiemnastym wieku pewna para nie rozmawiała ze sobą przez dwadzieścia lat. Naturalnie w tym czasie kobieta urodziła troje dzieci wyglądających tak jak jej mąż, król.
Sztywno usiadła na sofce, czekając na świt. Postanowiła jak najszybciej nauczyć się wszystkiego, czego miała się nauczyć, żeby móc wrócić do kraju. Wszystkie inne nadzieje związane z tym człowiekiem rozwiały się jednak bezpowrotnie. Może jej siostra zdoła urodzić dziedzica tronu.
Nie płakała, ale powstrzymanie łez było tej nocy znacznie trudniejsze niż wtedy, gdy złamała rękę.
J.T. budził się bardzo powoli. W ustach miał ohydny niesmak, powieki mu ciążyły, czuł ból w plecach. Uniósł się i zdjął przekręcony pas, który uciskał go na wysokości nerek. Był w mundurze, a pognieciona koszula krępowała mu ciało.
Bez patrzenia wiedział, że obok niego nikt nie leży. Wiedział też nie wiadomo skąd, że księżniczka jest w salonie ich apartamentu. Pewnie się dąsa, pomyślał wykrzywiając twarz. Prawdopodobnie znienawidziła go jeszcze bardziej za to, że nie zrobił tego, co w jej przekonaniu powinien był zrobić.