– Ho, ho! – powiedział jeden z mężczyzn, patrząc na nią. – Czy to pani podbiła serce J.T?
Przybysze zgodnie zapatrzyli się na nią. Aria mogła nie wiedzieć, jak samodzielnie się ubrać albo jak policzyć pieniądze, ale była pewna, że znakomicie potrafi podołać roli pani domu.
– Witajcie – powiedziała królewskim tonem, z wdziękiem schodząc po schodkach.
– Księżniczko! – dobiegł ją inny głos. We wnętrzu domu pojawił się Bill Frazier, a za nim przyjemna blondynka. – Chciałem powiedzieć… – Umilkł zakłopotany.
– Jestem… – zaczęła Aria.
– Księżniczka jest w porządku – powiedział ze śmiechem jeden z mężczyzn. – Pasuje do pani. Księżniczko, pozwól, że zaprezentuję ci ten klan. Przyszliśmy powitać pannę młodą. – Przedstawił Carla z Patty, Floyda z Gail oraz Larry’ego z Bonnie. Bill przedstawił jej swą uroczą żonę Dolly. Natomiast kawaler, który przejął inicjatywę, nazywał się Mitch.
Mitch ujął ją za ramię.
– J.T. jest głupcem, że zostawia samą taką piękną kobietę Jak pani.
– Skąd masz tę sukienkę? – spytała Patty. Panie trzymały garnki i torby z jedzeniem.
– Czy to jest jedwab? – spytała Bonnie. – Prawdziwy Jedwab?
– Jej, przecież wy dzisiaj przylecieliście. Gdybym ja miała taką sukienkę, byłaby cała pognieciona!
– Wiele bym dala za taki ciuch.
Aria rozpaczliwie pragnęła zaskarbić sobie sympatię tych Amerykanek. Wszystkie nosiły śliczne bawełniane sukienki w kwiaty i efektowne sandałki. Wszystkie miały też krótkie włosy, z którymi wyglądały młodo i radośnie, oraz usta uszminkowane w odcieniu ciemnej czerwieni. Stojąc Przed nimi w jedwabnym kostiumie, z długimi włosami zaczesanymi do tyłu, Aria wydawała się sobie bardzo staroświecka, czuła też, że jest cudzoziemką. Kobiety patrzyły na nią wyczekująco, więc gorączkowo zaczęła się zastanawiać, czym mogłaby im sprawić przyjemność.
– Porucznik Montgomery kupił mi kilka sukienek, które jeszcze są zapakowane. Może chciałybyście je obejrzeć?
W jednej chwili Arię dosłownie wypchnięto z salonu na schodki, za nią zaś tupało stadko podnieconych kobiet.
W dziesięć minut później na pięterku panował nieopisany zgiełk. Kobiety wyciągały stroje z licznych walizek. Aria zaczęła się uśmiechać, a po następnych dziesięciu minutach naprawdę dobrze się bawiła. Pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych miło spędzała czas. Spytała, czy Bonnie chciałaby przymierzyć suknię Schiaparelli i po sekundzie miała wokół siebie cztery kobiety w bieliźnie.
– Muszę pokazać to Larry’emu – powiedziała Bonnie paradując we wspaniałej czerwonej wieczorowej sukni.
– W takim obuwiu? – zdziwiła się Aria z łagodnym wyrzutem. – I w skarpetkach? Może tak będzie lepiej. – Wyciągnęła przed siebie parę jedwabnych pończoch.
Bonnie sięgnęła po pończochy; wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać.
Aria cofnęła rękę.
– To ma swoją cenę.
Bonnie zawahała się. W Arii było coś onieśmielającego.
– Znajdziesz mi fryzjera, który zrobi mi podobną fryzurę jak twoja, dobrze? – spytała Aria. – I miejsce, w którym mogę sobie kupić kosmetyki.
Wieczór zamienił się w rewię mody. Kobiety przymierzały suknie Arii, kostiumy i sukienki, i paradowały w nich przed mężami. Dolly była odrobinę za pulchna na kostiumy, ale w jednej z sukienek na ramiączkach naprawdę warto ją było obejrzeć. Kobiety śmiały się z mężczyzn, którzy wiwatami powitali Dolly schodzącą po schodkach.
– Bill był potwornie zazdrosny – powiedziała triumfująco Dolly. Z małego podwórza za domem doleciał zapach mięsa z rusztu.
– Niech J.T. lepiej szybko się zjawi, bo inaczej ominą go hamburgery – powiedziała Gail. – Gdzie on się podziewa?
Kobiety zastygły ze strojami w dłoniach.
– Poszedł do pracy – odrzekła Aria? – Czy dobrze mi w takim kolorze szminki?
Kobiety wyraźnie ciekawiło ich małżeństwo. Wiedziały, że J.T. wybrał się na odpoczynek po pobycie w szpitalu, wrócił mocno wyczerpany i warczał na wszystkich dookoła, a w kilka dni później do stoczni przyjechała czarna limuzyna, J.T. wsiadł i znikł na długo. Wrócił z żoną.
– Dla mnie wyglądasz świetnie – powiedziała Dolly, usiłując zatuszować niezręczną sytuację. Chodźcie, posprzątamy i zejdziemy na dół, bo inaczej nie zostanie dla nas nic do jedzenia.
Aria jako gospodyni była w swoim żywiole. Dyskretnie upewniła się, że wszyscy mają dość jedzenia, pilnowała też, żeby żaden kieliszek nie był pusty. Miała pewne kłopoty bez służby, ale jakoś sobie poradziła. Kilka razy wyczula na sobie spojrzenie Dolly i zawsze odpowiadała uśmiechem. J.T. przyszedł akurat na deser.
– O, jest i pan młody – wykrzyknęła Gail. – Rusz się, Mitch, niech J.T. usiądzie przy żonie.
– Niech sobie siedzi – powiedział J.T. i skierował się ku Billowi i Dolly. – Zostało coś do jedzenia?
– Mięso się skończyło, ale są sałatki: z kapusty, z ziemniaków, z krewetek. Częstuj się.
J.T. spojrzał surowo na Arię.
– Niech mi żona poda.
Przez chwilę panowało milczenie, potem Aria odstawiła talerzyk i spytała:
– Czy chciałby pan jeszcze trochę szarlotki, Larry?
– Nie, księżniczko, dziękuję. Najadłem się po uszy.
– Księżniczko? – zdziwił się J.T.
– Tak ją przezwałem – powiedział z naciskiem Bill.
Aria wzięła pusty talerz i zaczęła nakładać na niego jedzenie. J.T. stanął naprzeciwko niej, po drugiej stronie stołu.
– Amerykańskie kobiety usługują swoim mężczyznom. I są dobrymi paniami domu. Czy nie kazałaś wszystkim skakać koło siebie? I mam nadzieję, że nie używałaś noża i widelca do hamburgera?
– Odpieprz się od niej – syknął Bill. – Świetnie sobie radzi. Wspaniałe przyjęcie, księżniczko.
– Czy to zadowala szanownego pana? – spytała Aria podsuwając mężowi talerz z górą jedzenia.
– Nie bądź taka cwana. Zobaczysz… O, cześć Dolly! – Wziął talerz i odszedł.
Dolly przez moment stała wpatrzona w Arię, potem ujęła ją za ramię.
– Spotkajmy się w poniedziałek. Urządzimy sobie uczciwe babskie pogaduszki.
W tej właśnie chwili ktoś w głębi domu nastawił płytę orkiestry Glenna Millera i Bill poprosił Dolly do tańca. Po chwili wszystkie pary tańczyły w salonie. Tylko Mitch, J.T. i Aria zostali na zewnątrz.
– Czy mogę prosić o ten taniec, pani Montgomery? – spytał Mitch i poprowadził ją do wnętrza domu. J.T. nie podniósł wzroku znad talerza.
Pierwsze spotkanie z amerykańskim tańcem stanowiło dla Arii wstrząs. Nawet mężczyzna, z którym była zaręczona, nie trzymał jej w tańcu tak blisko siebie.
– Nie bój się, gołąbku, więcej luzu – powiedział Mitch, obejmując zdrętwiałą Arię.
– Czy amerykańskie żony mają, tak jak pan mówi, luz?
– Skąd pani jest?
– Z Paryża – odpowiedziała szybko.
– Ooo – westchnął Mitch i próbował przyciągnąć ją bliżej, na co Aria jednak nie pozwoliła. – Jeśli jesteś Francuzką, powinnaś wiedzieć co nieco o miłości.
– Absolutnie nic – powiedziała z powagą.
Mitch roześmiał się głośno i uścisnął Arię.
– Zawsze zastanawiałem się nad staruszkiem J.T.
Dolly wymanewrowała tak, że znaleźli się z Billem obok Mitcha i Arii.
– Lepiej zachowuj się przyzwoicie – szepnęła Mitchowi, wskazując ruchem głowy J.T, który właśnie wkraczał ogrodowymi drzwiami do salonu.
Pozostałe pary wstrzymały dech – J.T. zbliżał się do Mitcha i Arii. Minął jednak tańczących, jakby ich nie dostrzegał.
– Bill, masz wolną chwilę? Chciałbym pogadać z tobą o Instalacji radaru.