– Jasne. Tylko tak sobie myślałam. A gdyby J.T. się w niej zakochał? Wtedy nie chciałby od niej odejść i zostałby królem.
– Nie jestem pewien, czy Amerykanin może być królem.
– Oczywiście, że może. Jeśli ożeni się z królową, to jest królem. Zastanawiam się, czy Ethel będzie chciała otworzyć swój salon piękności w niedzielę. Chyba do niej zatelefonuję i spytam.
– Dolly, jest druga w nocy – powiedział Bill, ale żona już zdążyła wstać z łóżka.
– Jej to nie będzie przeszkadzało. Upiększymy księżniczkę tak, że J.T. jej się nie oprze. Zanim dojadą do Lankonii, nie będzie chciał jej zostawić nawet w obliczu strzelającego plutonu wojska.
Bill jęknął i naciągnął sobie poduszkę na głowę.
– Co ja narobiłem?
9
Wstawaj – powiedział J.T. – Dziś rano nauczysz się przyrządzać dla mnie śniadanie.
Aria niechętnie otworzyła oczy. J.T., ubrany w mundur w kolorze khaki, stał w drugim końcu pokoju i wrzeszczał tak, jakby była w sąsiednim stanie. Przeciągnęła się.
– Która godzina?
– Czas na śniadanie. Pośpiesz się, wstawaj.
– Czy zawsze jesteś od rana taki hałaśliwy? – Opadła na poduszki. – W domu pokojówka podawała mi rano herbatę do łóżka, zawsze w chińskiej porcelanie. Dzień zaczynał się tak spokojnie.
J.T. nie odezwał się ani słowem, więc Aria na niego zerknęła. Przyglądał jej się z dziwną miną. Pod wpływem tego spojrzenia spłonęła rumieńcem.
– Wstawaj – powtórzył, potem obrócił się na pięcie i zszedł po schodach na dół.
Aria z uśmiechem na twarzy ubrała się w jedwabny szantungowy kostium z nadzieją, że jest to odpowiedni strój na przedpołudniową wizytę w lodziarni.
J.T. siedział w salonie czytając gazetę.
– Dużo czasu ci to zajęło. – Wstał i przeszedł do kuchni. – To jest patelnia. To są jajka. To jest masło… a właściwie coś, co mamy zamiast masła podczas wojny. Włóż masła na patelnię i wtłucz jajka. Cholera, zapomniałem o bekonie! Wyjmij go z lodówki.
– Z lodówki?
J.T. wyminął Arię i otworzył drzwi lodówki.
– To jest bekon. Musisz się nauczyć go smażyć, a w najbliższym czasie musisz też się nauczyć kupować go w sklepie spożywczym. W kuchence na dole jest druga patelnia. Weź ją i włóż na nią bekonu.
Aria otworzyła drzwiczki i wyciągnęła blachę, na której istotnie stała druga patelnia, nie było jednak miejsca, żeby ją postawić. Na kuchence leżał bochenek chleba, stało pudło z jajami i brudna patelnia z poprzedniego wieczoru, walały się skorupki jajek i dziwnie wyglądające, lśniące, metalowe przybory. Pomyślała, że zrobi miejsce, przesuwając patelnię z jajkami.
Rączka ją oparzyła. Aria bez słowa cofnęła dłoń.
– Nie potrafisz wytrzymać odrobiny ciepła? – spytał zirytowany J.T. – To weź oburącz.
Chwycił ją za prawą rękę. Cicho syknęła, więc J.T. spojrzał na jej zbielałą twarz. Obrócił prawą rękę Arii i popatrzył na dłoń. Na skórze tworzyły się pęcherze. J.T. nałożył jej na dłoń margaryny.
– Tak bardzo się sparzyłaś i nawet nie pisnęłaś?
Nie odpowiedziała, ale była mu wdzięczna, bo zimny tłuszcz sprawił jej ulgę.
– Cholera – powiedział z rozdrażnieniem. – Stań tam i przyjrzyj się. – Dokończył śniadanie, wydając z siebie pomruki na temat bezużyteczności Arii. Potem postawił jedzenie na stole i znowu zaklął, bo uzmysłowił sobie, że dla Arii nie ma nic do jedzenia. Nim zrobił jajka na bekonie również dla niej, śniadanie mu wystygło. Wreszcie oboje usiedli i w absolutnym milczeniu wzięli się do jedzenia.
Co za niemiłe miejsce, pomyślała Aria. Jakże inaczej wyglądało śniadanie u niej w domu, jedzone z dziadkiem i siostrą. Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak ubawi swych bliskich historiami z poprzedniego wieczoru. Dziadek będzie ryczał ze śmiechu nad głupotą Amerykanów.
– Może mi zdradzisz, co cię tak bawi?
– Słucham?
– Uśmiechałaś się, więc zainteresowało mnie dlaczego. Przydałoby mi się coś rozweselającego.
– Myślałam o tym, jak opiszę dziadkowi wczorajszy wieczór.
– No, i?
Popatrzyła na śniadanie, od którego odstręczała ją ilość tłuszczu.
– Nie sądzę, żeby ci się to spodobało. To są twoi przyjaciele.
J.T. zmrużył oczy.
– Chcę wiedzieć, jak opisałabyś moich przyjaciół przed swoją królewską rodziną.
Powiedział to tak pogardliwie, że Aria przestała się przejmować tym, co mógłby pomyśleć. Jej dziadek często powtarzał, że osoby z ludu nie mają poczucia humoru, traktują siebie z wielką powagą i zawsze zwracają uwagę na swą godność.
Natychmiast zmieniła wyraz twarzy. Odrobinę otworzyła usta, przechyliła głowę na bok, przybierając wygląd osoby lekko oszołomionej.
– Bonnie, gdzie jest ketchup? – powiedziała głosem, który nasuwał skojarzenie z zagubionym chłopczykiem. – Bonnie, chcę trochę pomidorów. Bonnie, gdzie jest majonez? Bonnie, czy przyniosłaś jabłecznik? Przecież wiesz, jak bardzo lubię jabłecznik.
J.T. wytrzeszczył oczy.
– To Larry. Dolly twierdzi, że gdyby nie miał Bonnie, umarłby z głodu.
Aria gwałtownie zmieniła wyraz twarzy. Zatrzepotała rzęsami.
– Och, jak mi się podoba ta czerwona sukienka. Proszę, króliczku. Naturalnie czerwony nie jest tak w ogóle moim kolorem. Tam jest, króliczku. Ale nosiłam czerwone sukienki jako dziewczynka. Chociaż może trochę za bardzo pociemniały mi włosy do czerwonego. Tam, po prawej, króliczku. Tylko nie wiem, czy nie robię się za tęga do czerwonego. Masz, króliczku. Trochę przytyłam, odkąd wyszłam za mąż. Chcesz plasterek cebuli, króliczku?
J.T. zaczął się uśmiechać.
– A to żona Larry’ego, Bonnie.
Aria uśmiechnęła się i znów zaczęła jeść.
– Co z Patty? – spytał po chwili J.T.
Aria z błyskiem w oku odłożyła widelec. Wstała, odwróciła się plecami do J.T. i perfekcyjnie przedstawiła chód Patty z dziwacznie skierowanymi ku sobie kolanami, płaskimi stopami i ugiętymi w łokciach ramionami, które kończą się dłońmi wystającymi jak skrzydełka kurczaka.
– Carl, stanowczo chcę mieć podobną lampę – powiedziała Aria wysokim, śpiewnym głosem. – Daje przewspaniałe oświetlenie. Wyjątkowo korzystne dla skóry.
Aria przerwała i spojrzała na J.T. Zaczynał się śmiać i Aria pomyślała, że przyjemnie jest znowu mieć widownię. Zawsze znakomicie udawała innych ludzi, więc jej dziadek i siostra prosili ją o występ po każdym oficjalnym spotkaniu dyplomatycznym. Naturalnie występy Arii oglądali tylko najbliżsi krewni.
Dla J.T. urządziła występ z tym samym zapałem, z jakim przygotowywała go w domu. Pokazała mu wszystkich gości z poprzedniego wieczoru i zakończyła parodią całego towarzystwa, mówiącego naraz. W wersji Arii mężczyźni byli leniwi, odrobinę ociężali umysłowo i bezradni jak małe dzieci. Kobiety podawały im sztućce i nakładały jedzenie, i uspokajały ich jak maluchów, przez cały czas terkocząc równocześnie o ubraniach, pieniądzach, fryzurach, pieniądzach, gotowaniu, pieniądzach i pieniądzach. Ale w jej portretach nie było złośliwości. O dziwo, wszystkich tych ludzi można było polubić.
Gdy skończyła, J.T. śmiał się długo i zdrowo.
Kto by pomyślał, że Amerykanin może mieć poczucie humoru, zdziwiła się Aria.
– Tacy jesteśmy straszni? – spytał, uśmiechając się do niej. Powiedziała tylko:
– Mhm.
Nadal się uśmiechał.
– Chodź, pokażę ci, jak zmywać talerze. Polubisz tę robótkę.
Pierwszy raz nie tracił cierpliwości, pokazując jej, jak napełnić zlew wodą i dodać płynnego mydła.
– Teraz włóż tam ręce i zacznij zmywać.
Aria już zamierzała go usłuchać, gdy chwycił ją za nadgarstki.