– No, dobrze – powiedziała, odsuwając się od niego i wyciągając przed siebie dłoń. – Możesz pocałować mnie w rękę, jeśli nie wykręcisz mi ramienia, nie pociągniesz za nie ani nie zrobisz nic bolesnego, do czego masz skłonności.
– Posłuchaj, paniusiu…
– Masz mówić „wasza…”
Objął jej głowę i pocałował ją, nim zdążyła wypowiedzieć jedno słowo więcej.
Wcześniej tylko dwa razy całowano ją w usta. Raz zrobił to hrabia Julian, gdy poprosił ją o rękę, a raz porucznik Montgomery na wyspie. Ani za pierwszym, ani za drugim razem nie przygotował jej do tej chwili.
Najpierw jedna, a potem druga dłoń J.T. objęła jej głowę w czułym, opiekuńczym geście, a wargi zaczęły delikatnie przesuwać się po jej wargach. Aria wytrzeszczyła oczy i poruszyła rękami, jakby chciała go odepchnąć, ale nagle poczuła coś zupełnie nieznanego. Położyła mu dłonie na ramionach i stwierdziła, że dotyk jego skóry pod palcami jest całkiem przyjemny. Porucznik Montgomery zaczął całować ją namiętniej.
Aria zamknęła oczy i lekko skłoniła ku niemu głowę. Gdy skończył pocałunek, trwała nieruchomo w tym samym miejscu, w którym była przed chwilą, oczy miała wciąż zamknięte.
– Lantabeal – wyszeptała. Potem wolno zamrugała. Dłonie porucznika wciąż dotykały jej policzków.
– Nie macie takiego zwyczaju w Lankonii?
Wiedziała, że się z nią drażni, ale to jej nie przeszkadzało.
– I jak wypada mój pocałunek w porównaniu z pocałunkiem Mitcha?
Wyprostowała się gwałtownie i nim J.T. zorientował się w sytuacji, wymierzyła mu siarczysty policzek.
– Tego zwyczaju nauczyłam się od twojej przyjaciółki w Waszyngtonie. – Wstała. – Niech ktoś mnie odwiezie do domu.
– Posłuchaj – powiedział J.T. zagradzając jej drogę. – Nie jesteśmy twoimi służącymi. Tu się prosi, a nie nakazuje.
– Wobec tego proszę mnie zabrać z tego miejsca.
– Ja cię odwiozę, ponieważ jestem twoim mężem. I dobrze na tym wychodzę, nie ma dwóch zdań. – Wszystkie pary zbierały swoje rzeczy. Zwrócił się do Dolly: – Próbowałem. Widzisz, cholera, że próbowałem. Chodźmy, wasza wysokość. Zabiorę waszą wysokość do domu.
Objazd miasta połączony z rozwożeniem wszystkich do domów odbył się w milczeniu. Arii wciąż łomotało serce. Wiedziała, że zrobiła z igły widły. Porucznik Montgomery wcale nie powiedział niczego strasznego. W gruncie rzeczy zazdrość męża całkiem jej się podobała. Spoliczkowała go z czystego strachu.
Odkąd nauczyła się chodzić, wpajano jej zasady dobrego wychowania i samodyscyplinę. Zawsze musiała panować nad swymi uczuciami. Bywała na pogrzebach swych najbliższych i publicznie nie uroniła ani jednej łzy. Kilka razy Paskudnie się zraniła i ani razu nie płakała. Przeżyła dwa Porwania, nie tracąc zimnej krwi. Zawsze panowała nad sobą.
Tego wieczoru jednak jej samodyscyplina omal nie pękła. pocałunek tego mężczyzny wyzwolił w niej niesłychanie gwałtowne odczucia.
Żałowała, że nie może porozmawiać na ten temat z dziadkiem. Czy to było słuszne? Książę Julian nigdy nie wyzwolił w niej takiego odczucia. Ale też nigdy nie mieszkała z nim, spała w tym samym łóżku, a nawet nie jadła obiadu sam na sam. Może gdyby wyszła za mąż za księcia, to podobne uczucie pojawiłoby się samo.
Chwilowo czuła jednak ciało porucznika Montgomery’ego, który wciskał się w nią bokiem i dotykał jej kolana za każdym razem, gdy zmieniał biegi. Serce zaczynało jej wtedy bić mocniej.
Gdy zostali sami w samochodzie, chciała go przeprosić, nie zdążyła jednak, bo powiedział:
– Siadaj tam, w najdalszym kącie. Masz być tak daleko ode mnie, jak tylko można.
Aria posłusznie się odsunęła i znów ze sobą nie rozmawiali.
Następne dwa dni były żałosne. Aria poszła po zakupy z Bonnie i Dolly, była u fryzjera, popływała trochę w morzu, ale to już nie było to samo. J.T. wrócił do swej dawnej, chłodnej powłoki. Nie śmiał się, nie dopytywał, gdzie jest jego teczka, tracił cierpliwość pokazując jej, jak się gotuje i co robi się z praniem.
– Przecież zmywałam talerze wczoraj – powiedziała Aria.
– Tak, ale dzisiaj znów trzeba to zrobić. Trzeba to robić trzy razy dziennie przez siedem dni w tygodniu.
– Żartujesz, prawda? Gdybym codziennie zmywała talerze, odkurzała meble, prała, gotowała, robiła zakupy, to kiedy miałabym czas przeczytać książkę? Kiedy mogłabym iść po zakupy z Dolly i Bonnie? Kiedy mogłabym być Arią, a nie panią Montgomery? Kiedy mogłabym pomyśleć o czymś oprócz tego, który środek czyszczący mam kupić do zmywania?
– Muszę iść do pracy.
Później tego samego ranka zjawiła się niejaka pani Humphreys, najęta przez J.T. Posprzątała w domu i przygotowała obiad.
Tego wieczoru Aria nakryła stół, postawiła na nim świece i ozdobiła pokój, jak mogła w ramach skromnych możliwości, które dała im marynarka. J.T. zapalił wszystkie światła i zdmuchnął świece.
Wiedziała, że jest na nią zły, i bardzo chciała, żeby znów się do niej uśmiechnął. Myślał, że ich małżeństwo jest chwilowe, ale ona znała prawdę. Już go nie nienawidziła. wciąż jednak był dla niej obcym człowiekiem.
Podała sałatkę z homarów, przyrządzoną przez panią Humphreys, a potem, ulegając odruchowi, wyprężyła plecy, wypchnęła pierś do przodu i powiedziała z uderzającym południowym akcentem:
– Czyżbyś wolał tego homarka ode mnie?
Na widok tej karykatury Dolly J.T. uśmiechnął się. Aria usiadła naprzeciwko niego.
– Co robią amerykańskie pary, kiedy są same?
– Chodzą ze sobą do łóżka, a poza tym nie mam pojęcia.
Aż zamrugała ze zdziwienia.
– Czy amerykańskim kobietom takie życie nie wydaje się odrobinę nudne? Czy naprawdę sprzątanie sprawia im przyjemność, nawet jeśli robią to dla swoich rodzin?
J.T. znów się uśmiechnął.
– Może „sprawia przyjemność” to nie jest najlepsze określenie. A co robiłaś jako księżniczka?
– Zawsze musiałam dużo ćwiczyć. Jeździłyśmy z siostrą konno, brałyśmy lekcje szermierki, uczyłyśmy się tańca.
– To dlatego wyglądasz… – Urwał.
– Jak wyglądam?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Wyglądasz tak dobrze w kostiumie kąpielowym.
– Dziękuję – powiedziała.
– Pierwszy raz słyszę od ciebie to słowo.
– Bo pierwszy raz na nie zasłużyłeś – odpaliła.
– Naprawdę? Uratowanie życia do tego się nie kwalifikuje?
– Z tego, co pamiętam, byłeś gorszy od porywaczy. „No, odetchnij dla wujka Montgomery’ego” – przypomniała mu kpiąco.
Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
– Chcesz zobaczyć projekty nowego statku destylarni? Może to pomoże ci w walce z nudą.
– Chętnie – odrzekła.
Bardzo przyjemnie było razem siedzieć na sofie i pochylać się nad odbitkami. Podczas wojny potrzebne były statki, Wre mogłyby destylować wodę morską i otrzymaną w ten sposób wodę do picia dostarczać wojsku.
J.T. był odpowiedzialny za przebudowę pierwszego z takich statków.
Aria bardzo tęskniła do czegoś interesującego, czegoś związanego z teraźniejszością, a nie przeszłością.
– Czy tego typu destylarnię można by zbudować na lądzie? – spytała.
– Łatwiej niż na statku. A czemu pytasz?
– W Lankonii podstawową uprawą jest winorośl, ale od pięciu lat trwa okropna susza. Tracimy zbiory. Zastanawiam się więc, czy nie można by zbudować takiej destylarni do nawadniania winnic. Na razie młodzi Lankończycy wyjeżdżają z kraju w poszukiwaniu źródła utrzymania.
– Musielibyście sprowadzić inżynierów, żeby dokładniej przyjrzeli się temu problemowi, ale sądzę, że to jest do zrobienia.