– To się nazywa, że facet cię nie interesuje. W ogóle nie próbowałeś niczego się o nim dowiedzieć.
J.T. wypił piwo i skinął na kelnerkę, żeby przyniosła piąty kufel.
– Żandarmeria dobierze ci się do skóry, jak złapią cię po pijaku.
– Nie jestem pijany – odburknął J.T. – Chociaż chętnie bym się urżnął. Jak mogłem zadać się z taką despotką, która nic tylko mi rozkazuje.
– Wczoraj w nocy też ci rozkazywała, że masz takie cienie pod oczami?
J.T. uśmiechnął się.
– Okazuje się, że nie jest całkiem bezużyteczna. – Uśmiech mu zgasł. – Nie w tym kłopot. Wychowywano ją do małżeństwa z nieznajomym, więc może być całkiem szczęśliwa z tym hrabią Julią. Zresztą słyszałem, że w królewskich rodzinach wszyscy mają kochanków.
– To zostań gdzieś pod jej bokiem i bądź kochankiem.
J.T. z trzaskiem odstawił kufel, tak że połowa zawartości rozlała się na stół.
– Po moim trupie! Ona może traktować to małżeństwo lekko, ale Amerykanin nie może się na to zgodzić.
– Po powrocie z Waszyngtonu mówiłeś co innego. Twierdziłeś, że żenisz się z nią, żeby wspomóc wysiłek wojenny Stanów Zjednoczonych i z radością pozbędziesz się jej jak najszybciej. I że żaden mężczyzna nie mógłby się zakochać w takiej kretynce. Twierdziłeś też…
– Co ty? Rejestrujesz wszystko jak magnetofon? Dobrze wiem, co mówiłem. Kłopot polega na tym, że to małżeństwo nabiera zbyt intymnego charakteru. Nie mam wątpliwości, że do tego doszłoby z każdą kobietą. Nie można, tak jak zrobiła to nasza armia, wsadzić do jednego domu dwojga zdrowych ludzi i oczekiwać, że nic nie zajdzie. Potrzebuję trochę dystansu. Jestem z nią tak dużo, że zaczynam ją lubić.
– To wcale nietrudne.
– Owszem, trudne – sprzeciwił się J.T. – Nie znasz jej tak jak ja. Kłóci się dosłownie o wszystko. Zachowuje się tak, jakby prace domowe były czymś w rodzaju wyroku śmierci. I wydaje pieniądze tak, jakby nie miało być jutra. Czy masz pojęcie, na ile opiewał w zeszłym tygodniu rachunek, który przyszedł od Ethel z salonu piękności?
– Na pewno nie na więcej niż rachunek Dolly. Sądząc po tym, co mówisz, nasze żony są podobne do siebie jak dwie krople wody.
– Właśnie w tym rzecz. Ona nie jest moją żoną. Na tym chyba polega różnica między pożyczonym i własnym samochodem. Pożyczonego samochodu możesz używać, ale któregoś dnia musisz go zwrócić.
– Nie da się ukryć, że pożyczyłeś niezłą limuzynę.
J.T. dopił piwo.
– No, tak. Pożyczyłem Rollsa, ale życie przyjdzie mi spędzić z jakimś Buickiem.
Bill parsknął śmiechem.
– Co wobec tego? Masz jeszcze tylko tydzień do jej wyjazdu.
– Jeszcze tydzień i odwożę ją do tej Lankonii. Tam podsunę ją temu cherlakowatemu hrabiemu i dobrze. Jedno warte drugiego.
Bill spojrzał na zegarek.
– Lepiej chodźmy. Dolly zapowiedziała, że mamy spotkać się na basenie o siódmej, a jest już kwadrans po.
Poszli więc na basen, otwarty specjalnie dla oficerów marynarki.
– Śmierdzicie browarem – powiedziała Dolly. – J.T., coś ty zrobił Arii? Ona promienieje.
Zanim J.T. zdążył odpowiedzieć, zobaczył Arię. Była tylko w kostiumie kąpielowym. Właśnie zręcznie odsunęła się od Mitcha, który był w mundurze i śmiał się z czegoś razem z nią. J.T. nie zdołał się powstrzymać. Obszedł róg basenu, chwycił niższego od niego Mitcha za kołnierz munduru i tylną część spodni i cisnął go do wody.
– Trzymaj się z dala od mojej żony, rozumiesz? – ryknął, gdy Mitch wynurzył się, by zaczerpnąć powietrza.
– Ze wszystkich demonstracji prymitywnej siły, które widziałam, ta była najgorsza – oświadczyła Aria i pochyliła się, by podać Mitchowi rękę.
J.T. złapał ją za ramiona i szarpnął do tylu, więc Mitch znowu poleciał do wody.
– Idziemy do domu.
Ich domek nie był daleko. Gdy Aria wyszła z przebieralni, J.T. pociągnął ją za sobą w takim tempie, że ledwie mogła nadążyć. Po drodze nie odezwała się do niego ani jednym słowem, bo nie chciała urządzić sceny przy świadkach, ale zamierzała przeprowadzić z nim poważną rozmowę natychmiast, gdy znajdą się w domu.
Jak mógł zachować się tak agresywnie po ostatniej nocy? Wciąż jeszcze pamiętała dotyk jego namydlonych dłoni, ciepło warg na skórze. Oboje istotnie wykąpali się razem, chociaż Aria była jeszcze zanadto zawstydzona, by wszędzie go dotykać.
J.T. roześmiał się i powiedział:
– Już czas na to.
Po wyjściu z wanny wysuszył ją ręcznikiem, a potem zaniósł do łóżka i znów się kochali. Drugim razem nie czuła już bólu. Zasnęli mocno objęci.
Gdy się zbudziła, porucznika Montgomery’ego już obok niej nie było. Nie zostawił żadnego liściku ani nawet jednego słowa wyjaśniania. O drugiej Aria zrobiła wyprawę do salonu Ethel, żeby poprawić sobie fryzurę i ładnie wyglądać, gdy mąż wróci do domu. Znów postawiła świece na stole.
O wpół do szóstej wpadła Dolly i powiedziała, że mają się spotkać z chłopakami na oficerskim basenie. Zdziwiła się, że J.T. nic o tym Arii nie powiedział.
Następnym zdarzeniem, które wyraźnie pamiętała, było wrzucenie Mitcha do wody.
Gdy dotarli do domu, J.T. otworzył przed nią drzwi, ale nie wszedł.
– Muszę jeszcze gdzieś iść – mruknął i odwrócił się do furtki. Pobiegła za nim i położyła mu rękę na ramieniu.
– Jarl, czy coś się stało? Czy stało się dziś coś złego?
Odsunął ramię.
– Nikt nie nazywa mnie Jarl z wyjątkiem matki, ale ona nie jest pożyczona. Jestem J.T. Dotarło?
Cofnęła się o krok.
– Oczywiście, poruczniku Montgomery. Nie popełnię więcej tej omyłki. Czy mam zadbać o kolację, żeby była ciepła, gdy pan wróci? O ile wiem, taki zwyczaj mają amerykańskie żony.
– Zjem coś w mieście. I śpij dzisiaj we własnym łóżku.
Na szczęście była wyćwiczona w udawaniu i umiała nie zdradzić swych uczuć.
– Dobrze, wasza najwyższość. Czy ta oto biedna konkubina może jeszcze coś dla waszej najwyższości zrobić?
Spojrzał na nią morderczym wzrokiem i zatrzasnął za sobą furtkę.
– Nie będę płakać – wyszeptała Aria. – Nie pozwolę, żeby doprowadził mnie do płaczu.
J.T. nieprzytomnie rzucił się w wir pracy. Miał wrażenie, że walczy o życie, że tonie, ale nie było nikogo, kto cuciłby mu koło. Aria opanowała jego myśli jak nikt dotąd. Co dzień była inna. Śmiała się, tańczyła, żartowała. Kiedy razem oglądali statek, zrozumiała wszystko, co jej tłumaczył. Była inteligentna, seksowna i wesoła. I nie była jego. próbował o tym pamiętać, ale niespodziewanie zrobił z siebie kompletnego idiotę, gdy inny mężczyzna ledwie na nią Dojrzał.
Chciał znaleźć się z dala od Arii i przestać o niej myśleć, więc został na noc w pracy i spał na zniszczonej sofce przy mesie oficerskiej. Na niewiele się to zdało. Aria mu się śniła.
Jakby nie dość mu było kłopotów, dostał telegram z informacją, że zamierza go odwiedzić matka. J.T. wiedział, że Amanda Montgomery ma setki przyjaciół i od któregoś bez wątpienia usłyszała o małżeństwie syna. Wiadomość nie była przyjemna, gdyż matka na pewno miała zamiar wyjaśnić synowi, co sądzi o braniu sobie żony bez powiadamiania rodziny.
– Ech, te kobiety! – mruknął J.T. Żałował, że nie może powiosłować na bezludną wyspę i przez pewien czas samotnie tam pobyć. Głośno jęknął, przypomniał sobie bowiem, czym skończył się dla niego ostatni pobyt na wyspie.
Wreszcie przygotował się duchowo i poszedł powiedzieć Arii o przyjeździe matki. Aria miała na sobie bawełnianą sukienkę bez rękawów, ozdobioną kokardkami na ramionach. Wyglądała smakowicie jak brzoskwinia. Usiłował jej wytłumaczyć, żeby nie próbowała przymusić jego matki do całowania królewskiej dłoni, ale zadarła nos w taki sposób, jak tylko ona potrafiła, czym doprowadziła go do absolutnej wściekłości. Trzasnął więc drzwiami i wyszedł z domu.