– Muszę wstać – powiedziała Aria. – Umyję głowę. Ethel pokazała mi, jak kręcić papiloty. Do wieczora fryzura musi mi wyschnąć.
– Papiloty? Już nie będzie tych strasznych szpilek, które wykłuwają mężczyźnie oko?
Odwróciła się od niego.
– A co ty wiesz o papilotach?
– Mniej niż ty o wąsiku hrabiego Juliana.
– Skąd wiesz, że on ma wąsik?
– Zgadłem – odrzekł J.T., ale Aria uśmiechnęła się. Wiedziała, że to kłamstwo.
W łazience, myjąc głowę, podśpiewywała.
– Poruczniku Montgomery – zawołała. – Potrzebuję pomocy.
Uparta baba, pomyślał. Zabronił nazywać się Jarlem, a ponieważ jej z jakiegoś powodu nie podobał się J.T., nazywała go porucznikiem Montgomery.
W kwadrans później ku swemu kompletnemu niedowierzaniu J.T. okręcał kosmyki jej włosów na palcach i zapinał szpilkami.
– Nie do wiary. Pomagam ci się oszukiwać – mruknął.
Aria wybuchnęła śmiechem.
Gdy się ubierał, Aria przemknęła obok niego, pocałowała go w przelocie i powiedziała, że przygotuje mu lunch. Uśmiechnął się. Małżeństwo wykazywało zbawienne oznaki: chwile miłosnego uniesienia na śniadanie i lunch domowej roboty.
Wkrótce potem, gdy J.T. schodził po schodach na dół, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zanim zdążył je otworzyć, same otworzyły się z hukiem. Do wnętrza domu wpadł generał Brooks. J.T. zastygł na baczność na trzecim stopniu schodów; zasalutował.
– Co to jest? – ryknął generał, zatrzasnąwszy drzwi przed nosem adiutanta. Trzymał wysoko nad głową egzemplarz „Key West Citizen” i wskazywał na pierwszą stronę, gdzie zamieszczono wielkie zdjęcie Arii przebranej za Carmen Mirandę, tańczącej coś podobnego do kankana ramię w ramię z Amandą Montgomery. – Czy to jest jej wysokość? – grzmiał generał. – Czy to jest księżniczka Aria?
– Tak jest – odparł zdecydowanie J.T., patrząc prosto Przed siebie.
Generał zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem, bijąc pięścią w gazetę.
– Czy pan wie, poruczniku, co pan zrobił? Zdradził pan nasz plan światu, ot co. A w każdym razie zdradzi pan, jeśli zobaczy to zdjęcie jakiś Lankończyk.
– Nie sądzę, żeby ktoś miał ją poznać, panie generale.
– Nie wymądrzaj się przy mnie, młody człowieku. To jest twoje przewinienie. Armia złożyła na twoje barki wielką odpowiedzialność, a ty ją zawiodłeś. Co za licho podkusiło cię do zrobienia z tej biednej dziewczyny czegoś takiego? Miałeś zrobić z niej Amerykankę, a nie latynoską tancerkę ze speluny.
– To był jej pomyśl, panie generale. Zrobiła mi niespodziankę. – J.T. wciąż stał na schodach, wyprężony jak struna.
– Kto tu słucha tego diabelnego jazgotu przez radio?
– To… – zaczął J.T.
– Jej pomysł? Chce pan, poruczniku, żebym w to uwierzył? Na miłość boską, człowieku, ta kobieta jest następczynią tronu. Wychowywano ją stylowo i elegancko, a tu na zdjęciu nosi – generał podniósł gazetę do góry – buty na koturnach.
– To też nie mój pomysł, panie generale.
Generał Brooks usiadł na wiklinowym krześle; twardy mebel zatrzeszczał pod jego ciężarem.
– Hm, może wobec tego powinien pan dać jej nieco więcej swobody. Czasem kobiety są jak dzikie konie. Nie można trzymać ich cały czas w zamknięciu, niekiedy muszą sobie pohasać, bo inaczej wyrywają się na wolność i ślad po nich ginie. – Otarł dłonią twarz. – Jestem żonaty trzydzieści dwa lata i wcale nie rozumiem żony lepiej niż na początku. O Jezu, co za dzień! Leciałem samolotem bez końca. Ma pan trochę whisky?
– Tak jest! – odpowiedział J.T., lecz ani drgnął.
– No, to niech pan zaraz przyniesie! – burknął generał.
J.T. wyszedł do kuchenki, a generał tymczasem mówił dalej.
– Żeby ta maskarada zagrała, księżniczka musi zachowywać się jak Amerykanka. Amerykanki nie ubierają się w sukienki, spod których widać im gołe nogi, i nie tańczą w ten sposób na komandorskim balu. Powinien jej pan to wytłumaczyć. Chyba nie jest to trudne. Czyżby ona sądziła, że idzie na jeden ze swoich balów maskowych dla arystokratów? I co to za kokota tańczy razem z nią?
– Moja matka, panie generale – powiedział J.T., podając generałowi drinka.
– Boże – jęknął generał i opróżnił szklankę do dna. – Myślałem, że pan jest dokładnie sprawdzony. Niech pan posłucha, poruczniku, to rozkaz. Ma pan zapanować nad księżniczką, bo inaczej dostanie pan papierkową robotę pod najgłupszym oficerem w całej marynarce. Rozumie pan? Księżniczka wyraźnie zareagowała w ten sposób na zbyt krótkie trzymanie. Moja żona też kiedyś zrobiła coś podobnego niedługo po ślubie. – Machnął ręką. – Ale nie o tym mowa. Niech księżniczka trochę się zabawi od czasu do czasu, to może nauczy się zachowywać jak Amerykanka. Czas ucieka. W ten sposób nigdy nie uda jej się oszukać lankońskich porywaczy. Cholera, ależ to radio ryczy! Niech pan powie temu, kto go słucha, żeby wyłączył!
– Chciałbym coś panu pokazać, panie generale – powiedział J.T.
Generał wydawał się zmęczony i wkurzony do granic możliwości, ale podźwignął się z krzesła i podszedł za J.T. do kuchennego okna.
Na podwórzu dymił ruszt. Z okna ciągnął się sznur do radia, chrypiącego na cały głos „Don’t Sit Under the Apple Tree with Anyone Else But Me”. Aria w workowatych dżinsach podwiniętych do kolan, zrolowanych skarpetach, białych skórzanych półbucikach z brązowymi paskami na nosku, kraciastej koszuli J.T. i chustce w kropeczki na włosach zakręconych na papiloty uklepywała w dłoniach hamburgery, żując gumę w rytm muzyki.
– To ma być jej wysokość?! – sapnął generał Brooks.
– Wygląda jak amerykańska gospodyni, panie generale.
– Wygląda stanowczo za bardzo jak amerykańska gospodyni. – Odwrócił się do J.T. i zmierzył go groźnym spojrzeniem. – Istnieje coś takiego jak przegięcie pały. – Twarz mu się zmieniła, poklepał J.T. po ramieniu. – Chcesz o tym porozmawiać, synu? Bądź co bądź, dostałeś dość nietypowe zadanie jak na czas wojny. Czy sprawia ci dużo trudności?
J.T. jakby zapomniał o stopniu wojskowym generała. Nalał dwie szklaneczki burbona i pociągnął ze swojej solidny łyk.
– Kompletnie nie potrafię jej rozgryźć. Raz wyciąga do mnie rękę tak, jakbym był jednym z jej cholernych poddanych, potem upokarza mnie na oczach setek ludzi, a potem… – Urwał. – Powiedzmy po prostu, że gdy zostajemy sami, wcale nie jest wstydliwa. – Zmrużył oczy. – I w ogóle nie chce robić tego, co jej mówię. Wyjaśniłem jej, jak się prasuje, a ona mnie wyśmiała.
– Moja żona też nie chce prasować – powiedział generał Brooks. – Nigdy nie chciała.
– Zdaje się, że nie wiem zbyt wiele o żonach, panie generale. Znam się na kobietach. Ale ona nie pasuje do żadnej z tych kategorii.
– Lubi ją pan, prawda?
J.T. wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Powoli zaczynam, ale cholernie tego nie chcę. Mam zamiar do tego nie dopuścić. Z czystym sumieniem przekażę ją temu narzeczonemu z hrabiowskim tytułem.
Przez moment generał wyglądał tak, jakby miał wyrzuty sumienia, ale nie podjął tematu.
– Zdaje się, że żona przygotowała panu lunch, więc lepiej już pójdę. Niech pan jej nie mówi, że tu byłem. Jutro przyjedzie ktoś od nas i zapozna was ze szczegółami powrotu do Lankonii. Niech pan zrobi mi tę łaskę i nie pozwoli jej zabrać ze sobą kreacji Carmen Mirandy. Kto wie, do czego ona jest zdolna.
– Nie pozwolę, panie generale – potwierdził J.T., odprowadzając go do drzwi. Stał tam przez chwilę myśląc o strzępach biało – czerwonej sukienki, leżących w jego samochodzie, lecz Aria właśnie zawołała, że hamburgery są prawie gotowe, więc z uśmiechem wyszedł na podwórze.