Выбрать главу

Radio ryczało „Shorty George”, Aria wzięła go za rękę.

– Chodź, zatańczymy.

– Poczekajmy na coś wolniejszego. Nie jestem dobry w takich szybkich kawałkach.

– Okay – zgodziła się Aria i odwróciła się do rusztu z hamburgerami. – Następnym razem poproszę Mitcha. On fantastycznie sobie z tym radzi.

J.T. chwycił ją za rękę, obrócił i zaczął szaleńczy taniec. Od dzieciństwa trenował wioślarstwo, więc miał bardzo silne ramiona. Przerzucił Arię nad głową, potem przeciągnął tam i z powrotem przez bramę z nóg i energicznie okręcił aż do wyprostu ramienia. Gdy piosenka się skończyła, Aria nie mogła złapać tchu.

– Powiedziałem ci, że nie jestem w tym dobry – stwierdził stanowczo, doprowadzając tym Arię do ataku śmiechu.

W bardzo przyjaznej atmosferze usiedli do lunchu. J.T. przyjrzał się Arii. Była zupełnie kim innym niż księżniczka z wyspy. Włosy miała w papilotach, gumę do żucia przykleiła z boku talerza i zajadała rękami hamburgera, popijając piwo prosto z butelki.

Uświadomił sobie, że nieoczekiwana wizyta generała rozstroiła go tak bardzo, bo przypomniała mu, że wkrótce będzie musiał zwrócić swą pożyczoną księżniczkę.

Od czasu, gdy wybuchła wojna, wszyscy jego znajomi zdążyli się ożenić, J.T. sądził jednak, że jest za mądry, by pozwolić usidlić się kobiecie. Nieraz widział, jak mężczyzna żenił się z kobietą, która po dwóch tygodniach zaczynała wyglądać tak, jak Aria w tej chwili. J.T. myślał o tym z niechęcią. Lubił, żeby kobieta była ładnie uczesana, uperfumowana i miała dobry makijaż. W tej jednak chwili patrząc na Arię wiedział, że nie zamieniłby jej na królową piękności. i:

– Skąd wzięłaś tę koszulę? – spytał przekrzykując radio. Miał na myśli obszerną, znoszoną, kraciastą koszulę, którą Aria miała na sobie.

Zerknęła na niego znad butelki piwa.

– Z pudła w twojej szafie.

– Z tego pudla, które stoi w głębi? Z tego, które jest… to znaczy było zaklejone, obwiązane i miało na wszystkich sześciu ściankach dziesięciocentymetrowe napisy „prywatne”?

– Wychodzi na to, że tak – odparła, nie odwracając wzroku.

J.T. chrząknął znacząco, a ona uśmiechnęła się do niego. Wielokrotnie słyszał narzekania, że w małżeństwie nie pozostaje nic prywatnego, i zawsze zdawało mu się, że jeśli będzie miał żonę, to nie pozwoli jej naruszyć tej sfery swojego życia. Teraz zorientował się jednak, że w niczym to nie przeszkadza. Nawet całkiem mu się podobało, że Aria okazała się dość ciekawska, by przeszukać jego dobytek. Stworzyła tym wrażenie, jakby rzeczywiście byli małżeństwem.

Znów na nią popatrzył. Będzie musiał oddać ją innemu mężczyźnie.

Wtedy właśnie przysiągł sobie, że potraktuje to jak upadek z konia: wkrótce znów znajdzie się na grzbiecie. Jak tylko przekaże ją temu kurduplowatemu, staremu, zniewieściałemu hrabiemu, postara się o nową żonę. Spodobało mu się, że ma do kogo wrócić do domu. Lubił siedzieć w sobotę na podwórzu za domem i jeść hamburgery. Lubił nawet intymność chwili, w której zakręcał żonie papiloty.

Oczywiście zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć drugą równie interesującą żonę. Uśmiechnął się na wspomnienie ostatniego wieczoru. Większość żon młodych oficerów byłaby speszona obecnością jakiegokolwiek człowieka z gwiazdką na ramieniu. Aria całkowicie to zlekceważyła. Może zresztą sam trochę zawinił. Może odrobinę przesadził przed odwiedzinami matki. Tylko kto by się spodziewał, że jego matka zachowa się tak na balu?

Kiwnął się do tyłu na krześle i wyłączył radio.

– Wczoraj powiedziałaś, że masz poranne nudności. Czy to była prawda, czy chciałaś się mnie pozbyć?

– To była nieprawda.

– Co by się stało, gdybyś zaszła ze mną w ciążę? Czy twój arystokratyczny narzeczony wziąłby cię mimo to?

– I tak zostałabym królową, a on chce się ożenić z królową. Nie sądzę, żeby stawiał jakieś przeszkody.

– A co z dzieckiem?

– Gdyby to był chłopiec, jako pierworodny zostałby któregoś dnia królem. Gdyby była to dziewczynka, a nie miałabym potem męskich potomków, zostałaby królową.

J.T. pociągnął długi haust piwa.

– Rozumiem. I twój hrabiasty mąż nie miałby nic przeciwko temu?

– Będę królową i to ja będę decydować o dziecku.

– Czyżby poczciwy Julian miał ojcować cudzemu dziecku?

– Nawet gdyby dziecko było jego, w zasadzie nie brałby udziału w wychowaniu. Dzieci rodziny królewskiej wychowują guwernerzy, bony i korepetytorzy. Mój ojciec umarł, gdy byłam jeszcze bardzo mała, a zanim w wieku czternastu lat stałam się kobietą, widywałam matkę tylko wieczorami od szóstej do szóstej trzydzieści.

– I twoje dzieci też byłyby wychowywane w ten sposób?

– Nie znam innego sposobu.

– W Stanach Zjednoczonych układamy te sprawy inaczej. Gdybyśmy teraz mieli dziecko, mieszkałoby tutaj z nami. Ty byś je karmiła, a ja rzucałbym mu piłkę.

– Jeszcze jeden przykład amerykańskiej równości – powiedziała. – Kobieta pracuje, a mężczyzna się bawi.

J.T. wyglądał tak, jakby miał się rozzłościć, ale zamiast tego parsknął śmiechem.

– To lepsze niż oddawać dziecko obcym. Kto cię przytulał, kiedy upadłaś albo się skaleczyłaś?

Aria wydawała się zdziwiona.

– Wezwano by doktora. Ale następczyni tronu znajduje się pod zbyt dobrą strażą, żeby często przytrafiały jej się takie wypadki. Chociaż zdarzyło mi się, że spadlam z konia.

– Pod strażą? Kiedy miałem dziesięć lat, popłynąłem łodzią wiosłową na wyspę i przez dwie noce obozowałem tam całkiem sam.

– Dzieci z rodziny królewskiej nigdy nie są same. Nawet nocą ktoś śpi w ich pokoju. Gdy skończyłam czternaście lat, dostałam swoją komnatę, ale w przyległej spała pokojówka.

– Rozumiem – powiedział J.T., odgryzając solidny kęs hamburgera. – I nasze dziecko… to znaczy, gdybyśmy mieli dziecko… byłoby wychowywane właśnie w ten sposób?

– Taka jest tradycja. – Aria przez chwilę milczała. – Ale mógłbyś je odwiedzać, kiedy tylko byś chciał.

– Nie – wycedził J.T. – Nie jestem pewien, czy byłbym w stanie. – Opadł na oparcie krzesła, znów włączył radio i pogrążył się w milczeniu.

13

W poniedziałek rano J.T. dostał telegram od generała Brooksa z informacją, że wszystko jest przygotowane.

– Początek końca – mruknął, gdy Bill wszedł do jego gabinetu.

– Coś cię gryzie? – spytał Bill.

– Jutro odlatujemy z Arią do Lankonii.

– Będzie mi jej brakowało, a Dolly zrobi się całkiem nie do życia. Są jak papużki nierozłączki. No i wszyscy właściciele sklepów w mieście będą płakać.

J.T. zmiął telegram w dłoni.

– Lepiej do niej zadzwonię, żeby zaczęta się pakować – powiedział ponuro.

– A ja zatelefonuję do Dolly, żeby jej pomogła.

Później tego samego dnia Dolly zatelefonowała do J.T. z zaproszeniem na plażę.

– Pożegnalne party na cześć Arii – wyjaśniła łamiącym się głosem.

Na pewno nie będzie ci jej brak bardziej niż mnie, pomyślał J.T.

Aria, która czekała na niego na plaży, też była nieswoja. Ujął jej dłoń.

– Uszy do góry, dziecino. Jedziesz do domu.

– Będę tęsknić do Ameryki – powiedziała cicho. – Będzie mi brakować tej wolności i muzyki, i poczucia postępu.

By nie wspomnieć o mnie, pomyślał ze złością.

– Pójdę nałapać homarów.

– Dobrze – powiedziała. – Możesz iść.

Nie mogła znaleźć w sobie wesołości, chociaż bardzo się starała. Księżniczka nie okazuje publicznie swoich uczuć, nieustannie powtarzała sobie w myślach. Dolly była w równie kwaśnym nastroju.