Выбрать главу

Aria zerwała się i wymierzyła mu mocny policzek, po czym wypadła z sali jadalnej. Wybiegła z hotelu na ulice. Owionęło ją chłodne, ostre powietrze wieczoru. Ludzie przyglądali się jej, jakby widzieli ducha. Biegła przed siebie, nie mając pojęcia dokąd. Jej znajomość ulic Escalonu ograniczała się do jazdy w ceremonialnych powozach. Kiedy była małą dziewczynką, zdawało jej się, że stangret po prostu jedzie szlakiem różanych płatków i dojeżdża tam gdzie chce.

Skąd w ogóle przyszło jej do głowy, że ten człowiek mógłby być księciem małżonkiem? Jak mogła dopuścić, by rozkosze łoża zamąciły trzeźwość jej myślenia? Porucznik Montgomery był upartym jak osioł, nietolerancyjnym bigotem, właśnie tak, jak jej się od początku zdawało. Chciała nauczyć się amerykańskiego sposobu myślenia, przyswoić sobie amerykański punkt widzenia różnych spraw, ale on widział tylko koniec własnego nosa. Mieszkał w bardzo młodym kraju, tryskającym energią. Stany Zjednoczone pragnęły władzy i były gotowe na wszystko, żeby ją zdobyć. Jej kraj miał za sobą wieki historii i poznał już wagę pokoju. Kiedyś, kiedyś jej przodkowie władali znaczną częścią Europy i Rosją. Jej ród był u władzy dlatego, że wychował najpotężniejszych, najbardziej bitnych wojowników.

A mimo to ten Amerykanin nazwał ich tchórzami! Wyłudzaczami!

Szła przed siebie, przeklinając własną głupotę. W pewnej chwili na kogoś wpadła.

– Przepraszam – powiedziała, wciąż udając Amerykankę. Spojrzała prosto w oczy swego marszałka dworu. Był to arogancki człowiek, który oczekiwał, że przed jego przejściem ktoś zadba o to, by poddani się rozstąpili. Jego czarne oczy żarzyły się inteligencją.

Aria chciała, żeby ją zauważył i zapamiętał.

– Co, koleś, za wąski chodnik? – spytała. – Macie tu taki zwyczaj, że przewracacie kobiety na ulicach?

Marszałek dworu odsunął się od niej, jakby rozsiewała zarazę. Aria pochyliła się i dotknęła jego plakietki marszałka dworu.

– Ej, ty, masz coś wspólnego z królem? Co tam jest napisane? To po łacinie? My w Stanach uczymy się łaciny. Znasz księżniczkę? Ludzie tutaj mówią, że jestem do niej podobna. Mnie się nie wydaje, ale właściwie mogłabym pożyczyć od niej jakąś koronę i zrobić sobie zdjęcie. Ale byłyby jaja po powrocie. Jak myślisz, koleś, ile księżniczka wzięłaby za Pożyczenie korony? A może zrobiłaby to za darmochę, skoro Jesteśmy takie podobne? Co, gościu?

Marszałek dworu parsknął i szybko odszedł.

– Jak ty traktujesz obywateli Stanów Zjednoczonych? – Stanęła za nim, zakłócając spokój ulicy. – Przecież mamy twój kraj w kieszeni. Powinieneś być dla nas miły.

Ludzie gapili się na nią z okien i uchylonych drzwi.

– Złożę na ciebie skargę w ambasadzie amerykańskiej – powiedziała głośno, potem odwróciła się do osłupiałego przechodnia i zażądała informacji, jak dojść do ambasady.

Dotarła tam po północy i ze zdziwieniem stwierdziła, że we wszystkich oknach budynku palą się jeszcze światła. Ktoś musiał czuwać przy wejściu, bo drzwi otworzyły się, nim do nich doszła.

Wielka matrona, rozpaczliwie usiłująca zachować możliwe kształty z pomocą ciasnego gorsetu, wpadła do holu jak pług śnieżny i porwała Arię na schody.

– Och, biedaczko – powiedziała. – To znaczy, wasza wysokość. Co za koszmar być tutaj. Jak amerykański rząd mógł ci coś takiego zrobić? Oj, ty biedaczko.

– Co się stało? – spytała Aria, stając w wielkiej sypialni ze ścianami obitymi błękitnym jedwabiem i ciemniejszymi w odcieniu kotarami przy łożu. Amerykanie wyraźnie nie skąpili funduszy na wyposażenie ambasad.

– Boże – zawodziła kobieta. – Wszystko się stało. Nie dostaliśmy dokładnych informacji o przyjeździe waszej wysokości, a że jest wojna, więc trudno było dostać potrzebne rzeczy. Ale udało mi się znaleźć dobrą koszulę nocną. Robiły ją francuskie zakonnice, wspaniale uszyta. Mam nadzieję, że się pani spodoba, chociaż na pewno nie jest takiej jakości, do jakiej wasza wysokość przywykła.

– Ale co się stało?

– Ten mężczyzna był tutaj, ten koszmarny człowiek, z którym zaślubił waszą wysokość rząd mojego kraju.

– Porucznik Montgomery? Czy on nadal tu jest?

– O nie, chociaż nie było łatwo się go pozbyć. Mój mąż, ambasador, usunął go, ale dopiero po czymś, co można nazwać tylko bijatyką w holu. Gołymi rękami stawił opór czterem uzbrojonym strażnikom.

Aria usiadła na krawędzi loża.

– Po co tu przyszedł?

– Chciał zobaczyć waszą wysokość. Nikomu nie wierzył, kiedy mówiliśmy, że pani tu nie ma. Okropnie się o panią martwiliśmy. Mój mąż nalegał, żeby ten człowiek opuścił ambasadę, ale on odmówił, stąd cała bijatyka.

– Czy coś mu się stało?

– Może ze dwa siniaki, ale nic poza tym. Mój mąż musiał mu w końcu obiecać, że za nie nie zostanie królem. To go trochę uspokoiło i wtedy razem poszli do gabinetu. Mam nadzieję, że strażnicy nie zrozumieli, o co chodzi. Tak trudno było utrzymać to wszystko w sekrecie. Pani ma być dla mnie kuzynką, a nie jej królewską wysokością. Mam nadzieję, że mi to pani wybaczy. Bardzo staraliśmy się stworzyć tu jak najlepsze warunki, ale mieliśmy tak mało czasu, że…

– Co pani mąż powiedział porucznikowi Montgomery’emu? – spytała Aria.

– Wyjaśnił, że umowa, jaką zawarła pani z armią Stanów Zjednoczonych, raczej nie miała szans na wprowadzenie w życie, więc bez względu na to, jak by się starał, nie zostałby królem.

Aria odwróciła wzrok od kobiety.

– Więc mu powiedziano – mruknęła.

– Mój mąż powiedział mu bardzo wyraźnie. Wybił mu z głowy samo pojęcie króla. Niby to mój rodak, ale żeby Amerykanin miał zostać królem, i to jeszcze taki jak on! Co za pomysł! Ten młody człowiek jest bardzo źle wychowany. Bójka na pięści w holu, widział to kto?!

– Chcę teraz zostać sama – powiedziała Aria.

Zaskoczona kobieta nagle zamilkła.

– Dobrze, wasza wysokość. Czy jest potrzebna pomoc przy rozbieraniu?

– Nie, tylko zostaw mnie samą – powiedziała podkreślając to życzenie wymownym gestem.

Gdy kobieta wyszła, Aria powoli się rozebrała i włożyła długą koszulę nocną pod szyję. Rzeczywiście, było to odzienie podobne do tych, które nosiła przez całe życie, nie miało nic wspólnego z Ritą Hayworth. Pomyślała o tym z żalem. Wyglądało na to, że z każdą minutą coraz bardziej zrywa ze Stanami Zjednoczonymi i wraca do Lankonii. Już zaczęła po królewsku oddalać ludzi.

Weszła do wielkiego, pustego łoża i pomyślała o swym mężu. Musiał być bardzo zły po nowinach usłyszanych tego wieczora. Zasypiając, usiłowała jeszcze odgadnąć, czemu tak naprawdę porucznik Montgomery przyszedł do ambasady.

J.T. w milczeniu wyglądał przez samochodową szybę. dowiedziano mu, że ma zjeść lunch z żoną, potem odbędzie wycieczkę po Escalonie, a potem odleci samolotem do Stanów. Początkowo go to rozeźliło, ale z upływem czasu złość nieco osłabła i nawet cieszył się, że plan uległ zmianie i wkrótce będzie po wszystkim. Wreszcie wróci do kraju i zajmie się czymś ważnym.

Wieczorem miał wyrzuty sumienia z powodu kłótni, w jaką się wdali. Wprawdzie podpisałby się pod każdym słowem, które wypowiedział, ale jednak chodziło o Lankonię, a nikt nie lubi słuchać niekorzystnych opinii o swym kraju. Poszedł więc do ambasady, żeby porozmawiać z Arią, lecz gdy tylko otwarły się drzwi, rzucili się na niego strażnicy.

Ledwie udało mu się wydostać z tego zamieszania, gdy powiedzieli mu, że za nic nie zostałby królem, nawet gdyby próbował uciec się do szantażu. Słuchał tego nabzdyczonego ambasadorka przez dobre dwadzieścia minut, chociaż wszystko się w nim gotowało.