Выбрать главу

W czasie gdy ten bufon przybierał nienaturalne pozy i tłumaczył wszystko jak debilowi, J.T. zdołał zrekonstruować wydarzenia. Początkowo Aria obiecała armii Stanów Zjednoczonych, że osadzi na tronie Amerykanina, jeśli Stany Zjednoczone udzielanej pomocy. Teraz jednak wycofała swe przyrzeczenie.

J.T. przeżywał swój gniew w milczeniu, czuł, jak zatruwa go jad. Pozwolił się wystrychnąć na dudka, uwierzył w historyjkę dla naiwnych. Miał ożenić się z nią niby po to, żeby na pewien czas zrobić z niej Amerykankę. Ha! To samo mogło zrobić stadko gęgliwych kobiet.

Podczas oracji ambasadora zrozumiał prawdziwy powód, dla którego „wydano go” za jej wysokość. Bez wątpienia miało to coś wspólnego z Warbrooke Shipping. W grę wchodziły też tartaki i stalownie rodziny Montgomerych. Taki majątek byłby bardzo użyteczny dla biednego, izolowanego kraju.

Ciekawe, czego ona zażądała, zastanawiał się. Najbogatszego dostępnego Amerykanina? Ależ z niego był głupiec. Myślał, że wybrano go, bo uratował jej królewską głowę. Był na nią wściekły, to prawda, lecz jednocześnie schlebiało mu, że wybór padł na niego. A tymczasem ona chciała po prostu jego pieniędzy. Nic dziwnego, że zgodziła się osadzić go na tronie u swego boku. Jej biedny kraj potrzebował fortuny Montgomerych.

Wstał.

– Idę i nie będę pana więcej niepokoił – powiedział ambasadorowi. – Transport do Stanów Zjednoczonych znajdę sobie na własną rękę. Niech pan pożegna ode mnie księżniczkę. Załatwię rozwód albo unieważnienie małżeństwa, co tam będzie potrzebne. – Odwrócił się do drzwi.

Ambasador zaczął się pienić i powiedział, że J.T. musi im pomóc. Nie wolno mu wyjść z roli męża, dopóki nie zostanie zdjęta fałszywa księżniczka, a Aria nie zajmie swego miejsca. J.T. odparł na to, że ma dość gierek i kłamstw i że chce tylko wydostać się z tego kraju. Wtedy ambasador zmienił śpiewkę. Zaczął prosić całkiem uprzejmie, żeby J.T. pozostał na miejscu tak długo, jak Lankonia i Stany Zjednoczone go potrzebują.

– Macie pokazać się jutro razem na lunchu, potem znowu się pokłócicie i każde pójdzie swoją drogą. Jej wysokość odbędzie samotny spacer na wzgórza. Tam prawdopodobnie ktoś spróbuje się z nią skontaktować. Podczas obiadu kelner obleje was zupą. Oboje tak się tym zirytujecie, że spakujecie się i opuścicie Lankonię. Jej wysokość wysiądzie z samolotu sto pięćdziesiąt kilometrów stąd na południe. Pan, poruczniku, wróci do Stanów.

– Wydaje się pan cholernie pewny, że ktoś nawiąże z nią kontakt – powiedział J.T.

– Władze Stanów Zjednoczonych zapowiedziały nam, że jeśli w ciągu ośmiu dni nie doczekają się podpisu na dokumentach w sprawie sprzedaży wanadu, nasz kraj zacznie uważać Lankonię za wroga. Dokumenty nie zostaną jednak przekazane do czasu zamiany księżniczek, jestem więc Pewien, że doradcy króla zrobią wszystko, by ich władca nie dowiedział się o porwaniu wnuczki. Inaczej król mógłby okazać przesadne niezadowolenie i nie podpisać dokumentów. Albo co gorsza mógłby dostać kolejnego zawału serca.

– Wtedy dokumenty musiałby podpisać lankoński rząd.

– Wanad znajduje się na terenach stanowiących bezpośrednią własność rodziny królewskiej.

J.T. czuł wewnętrzne rozdarcie. Chciał pomóc swemu krajowi i upewnić się, że wanad trafi we właściwe ręce, ale chciał też znaleźć się jak najdalej od tej całej intrygi. Przede wszystkim zaś chciał się znaleźć jak najdalej od Arii, kobiety, która zrobiła z niego kompletnego głupca. Wszystko, co było w Stanach: ich kochanie się na schodach, hamburgery z rusztu, przyjaźń z jego przyjaciółmi – wszystko to było po to, by zdobyć dla Lankonii jego pieniądze. Tyle fałszu!

– Zostanę w tym kraju jeszcze dwadzieścia cztery godziny i ani minuty dłużej.

Ambasador uśmiechnął się wątle i wyciągnął rękę, ale J.T. zlekceważył ten gest.

15

O ósmej rano do pokoju Arii podano herbatę w porcelanowym serwisie z Limoges. Przez cały ranek starano się jak najwierniej odtwarzać jej pałacowy rytm dnia. Aria czuła, że z powrotem przyzwyczaja się do dawnego życia. Zgodziła się na pomoc żony ambasadora w ubieraniu, odesłała do kuchni truskawki, narzekała, że nikt w nocy nie wyglansował jej pantofelków, zrugała pokojówkę za to, że nie wycisnęła jej pasty do zębów na szczoteczkę. Częścią ja czuła, że nie podoba jej się to dawne wcielenie, ale druga część zdawała się nie mieć nad tym władzy.

O dwunastej czterdzieści pięć prawie zbiegła ze schodów, niecierpliwie oczekując na spotkanie z porucznikiem Montgomerym. Gdy go zobaczyła, rozrywkowy nastrój ją opuścił; zaczęła przypominać sobie plażowe przyjęcia i muzykę orkiestry Tommy’ego Dorseya.

Ale na twarzy J.T. malował się ledwie hamowany gniew. Wciągnął Arię do sali konferencyjnej.

– Oszukałaś mnie – powiedział, piorunując ją wzrokiem. – To małżeństwo miało być na stałe.

Nie było potrzeby pytać, o czym porucznik mówi.

– Tylko pod takim warunkiem twój rząd był gotów mi Pomóc. Musiałam się zgodzić, że uczynię amerykańskiego węża księciem małżonkiem.

– Królem – burknął.

Popatrzyła na niego.

– Czyli okłamałaś i mnie, i ich. Ja zawsze sądziłem, że to małżeństwo niedługo się skończy.

Nie odpowiedziała.

– Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć, co? Pewnie którejś nocy w łóżku. „Aha, wiesz, będziesz musiał mieszkać w tym zapapranym kraju do końca życia. Zrezygnujesz z rodziny, morza, statków i tego wszystkiego, co miałeś w Stanach, za to będziesz mógł jeździć na dychawicznej szkapie, rozbijać się limuzyną sprzed trzydziestu lat i machać ręką do tłumów, które będą cię nienawidzić za to, że jesteś Amerykaninem”. Czy tego się po mnie spodziewałaś?

– W ogóle się nad tobą nie zastanawiałam. Myślałam tylko o swoim kraju.

– Myślałaś o tym, czego sama chcesz. No, więc dowiedz się, że jestem Amerykaninem i zamierzam nim pozostać. Nie chcę tu mieszkać i na pewno nie chcę być nakręcanym, marionetkowym królem. Nie zamienię wolności na życie w klatce. Wyjeżdżam dzisiaj do Stanów. Armia zawarła umowę z tobą, a nie ze mną. Zaraz po powrocie wystąpię o unieważnienie naszego małżeństwa. Będzie tak, jakby nigdy do niego nie doszło, a ty będziesz mogła nabrać innego durnia i zrobić z niego półkróla. – Chwycił ją za ramię. – Zróbmy, co do nas należy, i kończmy z tym.

Arię całkiem usztywniło, aż dziw, że nie złamała się wpół. Tylko dzięki wieloletnim ćwiczeniom zniosła długi, milczący powrót do hotelu i przejście do restauracji.

– Zdaje się, że marny się pokłócić – powiedział chłodno, gdy usadzono ich na miejscach.

– Nie mam nastroju do kłótni – odparła wyniośle.

– Czyli księżniczka znów stała się księżniczką. Pewnie zmęczyło cię udawanie Amerykanki. Znowu jesteś rozpaskudzonym bachorem, którego znalazłem na wyspie. Mam się przed tobą kłaniać? Całować cię w rękę? Szanowna pani, uważam, że za występ na Key West powinna pani dostać Oscara. Jeszcze trochę i będzie z tego kupa śmiechu. Zechce pani oczywiście opowiedzieć swoim dostojnym krewnym, jak zrobiła z nas pani idiotów i jak wszyscy uwierzyliśmy jej grze. Czy będzie pani pokazywać swoim utytułowanym krewniakom parodie Billa, Dolly i reszty naszego towarzystwa? I czy opowie pani nowemu mężowi o seksie, który musiała pani ze mną uprawiać, żeby wrócić do ojczyzny?

Początkowo Aria osłupiała. Trwało to jednak sekundy. potem poczuła, że musi się za wszelką cenę bronić.

– Kocham mój kraj tak samo jak ty swój, a człowiek robi to, co musi.

Spojrzał na nią złym wzrokiem.

– Tu ci się nie udało. Wracam dziś wieczorem do Stanów i natychmiast występuję o unieważnienie naszego małżeństwa. Nie tkniesz Warbrooke Shipping.