Выбрать главу

Nie miała pojęcia, o czym on mówi, ale nie zamierzała się z tym zdradzić.

– Dam sobie radę bez tego.

– Będziesz musiała, dziecino.

– Wasza wysokość – poprawiła go, spoglądając na niego z góry.

Miał już coś na końcu języka, ale się nie odezwał, bo nadszedł kelner.

Aria zaczęła przeżuwać, jakby miała gumę w ustach.

– Więc wolisz tę tłustą, małą Heather Addison ode mnie – powiedziała głośno na użytek kelnera.

– Wolałbym kogokolwiek – odparł z zabójczą powagą w oczach. – Jesteś kłamliwą, pazerną na pieniądze suką, a poza tym gorszej kobiety w łóżku jeszcze nie miałem.

Aria nie musiała udawać łez w oczach.

– Naprawdę? – spytała szeptem.

– Naprawdę.

Z wolna wstała od stołu i wyszła z restauracji. Jej matka miała rację: nie wolno ufać ludziom nie ze swojej klasy. Gorzko żałowała, że pozwoliła sobie na tak swobodne zachowanie w obecności porucznika Montgomery’ego. Zobaczył taką Arię, jakiej nie widział nikt inny. Pozwoliła mu nawet na siebie patrzeć, gdy płakała.

Ambasador pokazał jej na planie miasta, gdzie ma iść. Wybrał miejsce, w którym będzie dobrze widoczna. Od Białej bocznej uliczki odchodziła ścieżka pasterzy, prowadząca zakosami na górę. Pantofle Arii nie nadawały się do takiej wspinaczki, ale wysiłek fizyczny dobrze jej robił. przyśpieszyła kroku.

Zaskoczyło ją, gdy zza krzaka wyskoczył mężczyzna. Zdumiona, omal nie wykrzyknęła jego imienia. Był to trzeci sekretarz króla, milkliwy, cichy człowiek, na którego rzadko zwracano uwagę. I z pewnością nikt nie podejrzewałby w nim skończonego łajdaka.

– Zechce pani pójść ze mną, pani Montgomery?

– Mowy nie ma, koleś. – Odwróciła się i zrobiła krok w dół. Drogę zastąpił jej drugi człowiek. Pomocnik ochmistrza.

– To jest coś więcej niż prośba. – Wziął ją za ramię i pociągnął za sobą. Wydała okrzyk sprzeciwu, ale odeszła zbyt daleko, by ktokolwiek ją usłyszał.

Zaprowadzono ją do pasterskiej chaty. Tam do izby wszedł marszałek dworu. Aria ledwie powściągnęła wybuch gniewu. Temu człowiekowi dziadek zawsze ufał.

Marszałek dworu nie ukrywał swojej pogardy dla niej.

– Mam dla pani propozycję, pani Montgomery.

W dwadzieścia minut później Aria rozsiadła się wygodniej na swej ławie.

– Mówmy wprost Chcecie, żebym była waszą księżniczką?

– Tylko tymczasowo. Obawiamy się, że wiadomość o porwaniu wnuczki mogłaby zabić króla. To stary człowiek z chorym sercem, mógłby nie znieść tej nowiny. Nie będzie pani musiała niczego szczególnego robić, jedynie mieszkać w apartamentach jej wysokości i od czasu do czasu pokazywać się z daleka. Ogłosimy, że pani jest chora i nie może opuszczać swojej komnaty. Od czasu do czasu ktoś będzie do pani zaglądał, wtedy trzeba będzie odgrywać obłożnie chorą nieszczęśnicę. Ale większość czasu będzie pani miała dla siebie, na czytanie, słuchanie płyt i robienie tego, co robią Amerykanie. – Pogarda w jego głosie była wyraźna.

– Czyli mam być więźniem w kilku komnatach. Rozumiem, co wy z tego macie, ale co ja będę miała?

Marszałek dworu spojrzał na nią drętwo.

– Pomoże pani staremu człowiekowi, który niedługo umrze. Poza tym jest pani potrzebna naszemu krajowi.

– Moje pytanie pozostaje aktualne. Co ja z tego będę miała?

Marszałkowi dworu błysnęły oczy.

– Nie jesteśmy bogatym krajem.

– Może będziecie w stanie zapłacić mi inaczej. Co z tytułem? Bycie księżną chyba by mi się podobało.

Urzędnik skrzywił się z odrazą.

– Księżna jest tytułem dziedzicznym. Może primadonna? Zwracano by się do pani „Gracjo”.

– No, wiesz pan! – zachłysnęła się Aria. – Primadonny to lubi mój mąż. Nie życzę sobie nic w tym rodzaju.

– W naszym kraju ten wyraz ma inne znaczenie. To jest wysoki tytuł honorowy.

Wstała.

– Ciao, panowie, czas na mnie. Miło mi było was poznać, ale nic się nie da zrobić. Nie chcę kiblować parę tygodni w kilku pokojach i udawać chorej.

– No, dobrze. Czym wobec tego mógłbym panią namówić?

Aria pomyślała chwilę i ponownie usiadła.

– Wiecie, nie dogadujemy się z mężem za dobrze. Więc właściwie mogłabym trochę pobyć księżniczką. Rozumiecie, nie? Nauczycie mnie, żebym gadała tak jak księżniczka, zachowywała się jak księżniczka, to może podłapię jakiegoś facia z błękitną krwią. Wtedy, jak wróci wasza prawdziwa księżniczka, będę mogła zostać żoną księcia albo innego hrabiego. Tak, hrabia by mi całkiem wystarczył.

Marszałek dworu nie ukrywał bynajmniej zgorszenia i odrazy.

– Dalej, chłopie, decyduj się – powiedziała Aria wstając. – Bo właściwie kto wie, co ty knujesz? Ten twój stary, chory król wie o tym? A amerykański ambasador? Jesteś pewien, że to czysta robota?

Marszałek dworu wyszedł z izby i po chwili zjawił się z damą do towarzystwa księżniczki Arii, lady Wertą.

– Czy to się da zrobić? Czy można ją wyćwiczyć, żeby mogła nie tylko spotkać się z rodziną jej wysokości, ale także wypełniać jej obowiązki? – spytał.

Lady Werta obdarzyła Arię protekcjonalnym spojrzeniem.

– Niech pani wstanie – zakomenderowała. – I przejdzie kilka kroków.

Aria już miała na końcu języka reprymendę, chciała przypomnieć lady Wercie o manierach. Posłusznie jednak zrobiła, co jej kazano. Leniwym krokiem przemierzyła pokój, falując przy tym biodrami.

– Niemożliwe – stwierdziła lady Werta. – Całkowicie niemożliwe.

– No, coś ty, słoneczko? – powiedziała Aria. – Tylko popatrz. – Przeszła przez pokój w królewskiej pozie i stanęła tuż przed lady Werta. – Będziesz się do mnie zwracać „wasza wysokość”, nie inaczej. I nie będę tolerować u ciebie takich fatalnych manier. A ty – zwróciła się do marszałka dworu – masz stać w mojej obecności. Teraz niech ktoś przyniesie mi herbatę.

– Tak jest, wasza wysokość – odpowiedzieli chórem i spojrzeli wstrząśnięci na Arię, która wyszczerzyła się W uśmiechu i strzeliła balonem z gumy.

– Jestem aktorką. Umiem zagrać swoją rolę naprawdę dobrze.

– No, no – sapnęła lady Werta. – Może jednak można ją wyuczyć.

– Stara jędza – mruknęła Aria pod nosem. – No, co, dostałam rolę?

– Pouczymy panią dwa dni i dopiero zobaczymy.

– Będziecie zdumieni, jak szybko się uczę.

– Zdaje się, że pani nie może mnie już niczym zdumieć. Może teraz porozmawiamy o szczegółach.

Aria siedziała absolutnie nieruchomo w swym hotelowym pokoju i czekała na J.T. Popołudnie było okropne. Jej przysposobienie do roli księżniczki zaczęło się natychmiast. Aria czuła się, jakby uczono ją regulaminu więziennego. Po kilku tygodniach w Stanach Zjednoczonych zapomniała o sztywnej etykiecie i o poczuciu osamotnienia, jakiego doświadczała jako księżniczka. Dręczono ją zasadami, zasadami i jeszcze raz zasadami. Lady Werta wyrzucała z siebie jednym tchem niezliczone zakazy. Z każdym słowem tej przemądrzałej staruchy Aria czuła się bardziej księżniczką, a mniej panią Montgomery.

Lady Werta zapowiedziała, że nazajutrz przyjdzie z gorsetami i sprawdzi, czy pasują. Aria miała za sobą stanowczo za dużo uczciwych amerykańskich posiłków, żeby jej ciało zachowało poprzednie kształty.

Właśnie teraz gorzko żałowała, że nie może wrócić do Stanów i iść z Dolly do salonu piękności Ethel, a potem ugotować spaghetti dla J.T. na kolację.

Na myśl o J.T. zdrętwiała. Niechętnie przypomniała sobie, jak głęboko ją uraził. Stopniowo go polubiła, a tymczasem okazało się, że przez cały czas była dla niego zwykłą zarazą, nie: królewską zarazą.